5.

144 16 1
                                    

Rozejrzałam się wokół siebie. Znajdowałam sie w lesie. Moja klcz była wyraźnie niespokojna. Prawdę mówiąc, nie byłam pewna gdzie dokładnie się znajduje. Nagle usłyszałam trzask gałęzi. Koń, już wcześniej przestraszony, spłoszył się a ja spadłam na ziemię. Cicho jęknęłam upadając na plecy. Zza drzewa wyszło dwóch mężczyzn w średnim wieku.

-No, no. Co my tu mamy Faitah?- wyświergotał jeden z nich.

-Oh, co taka delikatna kobieta robi sama w lesie?- sarkastycznie spytał, jak to powiedział poprzedni, Faitah.

-Nie macie pojęcia z kim rozmawiacie. To źle...

Przerwa mi głośny śmiech. Nagle drugi mężczyzna złapał moją dłoń i pociągnął do siebie.

-Puszczaj!

-Siedź cicho kobieto. Jesteś ładna, z pewnością Musa Pasa zapłaci za ciebie pokaźną sumkę.

Zarzucił mnie na plecy, próbowałam się wyrywać ale to nic nie dało.

-Postaw mnie na ziemię! Będę szła sama!

-Wedle życzenia pani- roześmiał się mój napastnik.

Postawił mnie na ziemi jednak za moimi plecami podążał jego wspólnik.

-Witam- zza drzewa wyszła zakapturzona postać.- Czy mogę państwu w czymś pomóc?

-Ja...- zaczęłam ale Faitah ostrzegawczo złapał mnie za rękę.

-Wracam z żoną i bratem do domu, przyjacielu. Nie zawracaj sobie nami głowy- ciepło uśmiechnął się drugi mężczyzna który nadal stał za moimi plecami.

-Żoną powiadasz? Jesteś widocznie kimś bardzo bogatym skoro masz za żonę siostrę Sułtana Bayezida Hana- podniósł głowę tak że mogłam dostrzec jego twarz. Dopiero teraz zorientowałam się że rozmawiamy z Yahyą.

Wyjął sztylet a następnie przeszył nim ciało Fatiha. Drugi mężczyzna podbiegł do mnie i przystawił mi sztylet do gardła. Kiedy Yahya zrobił krok w naszą strone szybkim ruchem zostawił na mojej nodze delikatne rozcięcie. Pokiwałam głową w strone Beya, nie chciałam by mu sie coś stało.

-Nie podchodź bliżej! Bo poderżnę jej gardło!

-Nie pogrążaj sie niewierny, kiedy sułtan dowie sie co zrobiłeś jego siostrze znajdzie cie chociaż uciekłbyś na drugi kontynent!

-Nie! Nie podchodź!- ręka w której mężczyzna trzymał kindżał zaczęła sie niebezpiecznie trząść.

-Jeśli zostawisz ją to może daruje ci życie. Odłóż ten sztylet!- krzyknął Yahya.

-Skoro i tak umre po co mam wykonywać twoje polecenia?! Zanim mnie zabijesz, to ja zabije ją!

Teraz zdarzenia potoczyły sie bardzo szybko, mój napastnik naciągnął rękę w celu podcięcia mi gardła, ja przerażona spojrzałam błagalnie na Yahye. Ten z szybkością światła rzucił sztylet który trafił w sam środek głowy mężczyzny. Mój oddech, w czego możliwość wątpiłam, przyspieszył dwukrotnie. Ciało mężczyzny upadło na ziemie obok mnie, ja błyskawicznie odskoczyłam.

-Pani, wszystko dobrze? -po chwili znalazł sie przy mnie Yahya.

-T... Tak. Tylko ta rana na nodze troche mi doskwiera- lekko się skrzywiłam.

-Już sie tym zajmę. Usiądź tutaj.

Gdy zrobiłam to o co mnie prosił uklęknął przy mnie i wyciągnął z kieszeni bandaż którym, ówcześnie odsłaniając materiał mojej sukienki, owinął krwawiącą ranę. Gdy skończył i podniósł głowę jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko moich. Zostaliśmy w takiej pozycji przez parę sekund aż wstałam.

Zraniona łzaWhere stories live. Discover now