3.

197 16 3
                                    

Szybkim krokiem szłam przez pałacowy korytarz, moja matka wezwała mnie do siebie ponieważ zamierzała się gdzieś wybrać i chciała mnie zabrać ze sobą. Gdy byłam blisko pomieszczenia głównego usłyszałam przygłuszone krzyki. Dziewczęta które były poza nim o czymś żywo dyskutowały co chwila spoglądając na miejsce skąd wychodziły podniesione głosy. Spojrzałam pytająco na moją służącą podążającą krok za mną. Gdy nałożnice spostrzegły że idę w ich stronę speszone schyliły głowy. Głosy były coraz głośniejsze. Szybkim i zdecydowanym krokiem weszłam do pomieszczenia.

-Destur! Elmas Kaya Sułtan Hazetrleri!

Zanim strażnik skończył ogłaszać moje przybycie jakaś kobieta, jak się później okazało Kösem, spoliczkowała jedną z nałożnic. Kiedy rozwścieczona zorientowała się że jestem obok niej gwałtownie ukłoniła się, nałożnica stojąca obok zrobiła to samo.

-Kösem Hatun! Co to ma znaczyć?!- krzyknęłam.

-Pani ale to nie moja wina! To ona na za dużo sobie pozwala!- odpowiedziała zdesperowana kobieta.

-Pani, z całym szacunkiem ale to nie tak- nie podnosząc głowy szybko powiedziała druga Hatun.

-Dogay Kalfa!- znowu podniosłam głos.- Przyprowadź te dwie Hatun do mojej komnaty- gdy zjawiła się przy mnie kontynuowałam.- zaraz tam przyjdę.

-Oczywiście pani.

Nie czekając na dalszy rozwój zdarzeń skierowałam sie do komnaty matki. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia spojrzałam na wyraźnie szczęśliwą matkę i ucałowałam jej dłoń.

-O co chodzi Valide?

-Chciałam żebyś pojechała ze mną w jedno miejsce, nie zamknie to dużo czasu. To dla mnie bardzo ważne.

-Dobrze. Daj mi pół godziny, muszę się przygotować.

-Oczywiście. Będę na ciebie czekać.

Musiałam szybko rozwiązać sprawę tych dwóch Hatun. Tak właściwie to ja nie powinnam się w to mieszać, ale byłam ciekawa co tym razem zrobiła Kösem, bo wątpię żeby ta druga kobieta coś zawiniła, wyglądała na spokojną i stonowaną. Gdy weszłam do swojej komnaty Dogay, Kösem i trzecia kobieta, której imienia ówcześnie nie znałam, z pokorą ukłoniła się. Usiadłam na ottomanie i w tej chwili rozpoznałam w drugiej z nałożnic kobietę która w dwa dni po koronacji Bayezida przyglądała mi się. Prawdopodobnie dopiero co przybyła do haremu.

-No więc Dogay, o co poszło? Tylko szybko, mam mało czasu.

-Kösem poprosiła Marie Hatun żeby przyniosła jej coś do jedzenia a wtedy ona...

-Z całym szacunkiem pani, ale to nie była prośba. To był bezczelny rozkaz- przerwała jej Maria Hatun.

-Uważaj o kim mówisz! Niedługo będę sułtanką i takie jak ty zostaną moimi służącymi!- syknęła wściekła Kösem.

-Kösem, chyba zapominasz w czyjej obecności jesteś. A poza tym, kto powiedział że urodzisz chłopca? Równie dobrze możesz urodzić sułtanke. A co do tej całej farsy, Maria ma zupełną rację. To że jesteś w ciąży do niczego cię nie upoważnia- skwitowała z chytrym uśmieszkiem na twarzy.

Maria Hatun lekko uśmiechnęła się, ja zrobiłam to samo w jej kierunku. Oczy Kösem powiększyły się do wielkości spodków, to jednak nie przeszkadzało jej by jednocześnie kipiała z nich czysta wściekłość. Dogay lekko szarpnęła ją próbując zmusić ją do ukłonu. Ona po chwili niechętnie to zrobiła.

-Niech Maria Hatun zostanie na chwilę.

Wedle mojego rozkazu Dogay i Kösem wyszły a ja zostałam sama z drugą nałożnicą. Miała mocno falowane brązowe włosy, jej oczy były takiego samego koloru. Miała owalną spokojną twarz, na jej głowie było widać delikatną ozdobę, była ubrana, tak jak wszystkie nałożnice, w ciemno czerwoną suknie.

Zraniona łzaWhere stories live. Discover now