Odbijam się od chyboczącego balkoniku z całej mojej siły i zanim mój mózg zarejestruje co zrobiłam to ja już jestem w powietrzu.

Jestem jak ptak z połamanymi skrzydłami, jak samolot tuż przed katastrofą, jak skoczek bez spadochronu.

Ale mimo to szybuję i jestem pewna, że gdyby nie zżerało mnie przerażenie to dostrzegłabym piękno tej chwili. Czy kiedykolwiek będę bardziej wolna, niż w tym krótkim momencie, kiedy jestem zawieszona pomiędzy niebem i ziemią w miejscu, gdzie nikt mnie nie złapie w tej mojej własnej błękitnej próżni?

Wymachuję rękami jak paralityk, obawiam się, że nie uda mi się nawet dotknąć sznura.

Słyszę niekontrolowany piskliwy wrzask Clairy i uderzenie czegoś o g r o m n e g o w platformę na której przed chwilą zrezygnowana klęczałam.

Czuję linę na opuszkach moich palców i od razu oplatam się wokół niej jak wąż. Lgnę do niej, przytulam ją, ściskam jakbym chciała wydusić z niej ostatni pierwiastek życia. Zsuwam się w dół o dziesiątki centymetrów, sznur obciera mi się o dłonie, drażni mój naskórek, ale męka się kończy gdy zatrzymuję się stopami na mocnym węźle u dołu liny.

Cała się trzęsę, moje ciało przykleja się do wypłowiałego materiału. Szukam oczu Clairy, niech mi powie co mam robić dalej, chcę usłyszeć od niej następną ognistą przemowę.

Proszę po prostu o pomoc.

Jednak gdy mój roztrzęsiony wzrok ją łapie, uświadamiam sobie co znajduje się dokładnie za mną.

Jej mina jest idealnym lustrem.

Otwarte usta, przeszklone oczy, brwi wysoko uniesione, ręce osłaniające policzki.

Może to nienajlepszy czas na sentymenty, ale przypominam sobie jak goniłam ją z dżdżownicą w ręce, a ona w popłochu uciekała.

Przerażenie na jej twarzy nigdy się nie zmienia.

Nie chcę się odwracać, obiecuję samej sobie, że tego nie zrobię.

- Cl-Cl-Claira? C-c-co da-da-dalej?

I tyle mojego heroizmu na dzisiaj.

Blondynka budzi się z stanu hipnozy. Drga jakby rażona prądem. Obiega wzrokiem moją trzęsącą się sylwetkę i to coś za mną. Zaczyna kiwać energicznie głową, ale nadal nie wydaje żadnego dźwięku.

- Cl-Claira?- pytam i z całych sił próbuję nie spojrzeć za siebie.- J-ja tak długo n-nie wytrzymam...

-Dobrze, dobrze, dobrze...- mówi cicho nadal potakując głową.- Teraz...- jej głos jest kruchy, ledwo do mnie dociera.- Teraz musisz się rozhuśtać. Musisz oprzeć cały swój ciężar na węźle. Spróbuj się wygiąć do tyłu i zacząć poruszać biodrami w przód i tył. Rozumiesz?

Kiwam głową i próbuję wykonać polecenia. Gdy gwałtownie odchylam się do tyłu z mojego gardła wyrywa się zduszony krzyk. Moje czerwone krótkie, włosy opadają ku przepaści, a bandaże zwisają mi z szyji odsłaniając moją ohydnie poparzoną skórę. Przez jeden niewymownie przerażający moment znajduję się równolegle do ulic.

Kątem oka widzę jak ręce Clairy wyrywają cię w moją stronę, ale obie doskonale wiemy, że jestem tu zdana tylko na siebie samą, los, czas i Zlepka.

Zabawne.

Znalazłam właśnie czterech jeźdźców apokalipsy.

- Okey, okey, okey...- mówi blondynka, cofając ręce. Zacznij się huśtać, a gdy powiem "skacz" to... no wiesz co.

To jest najokropniejsza huśtawka w całym moim życiu.

Pęd powietrza owiewa mnie, gdy bujam się na sznurze, a słońce świeci mi prosto w oczy. Jakże anielska otoczka pomijając wysokość czekającą na moją ofiarę i skowyt rozkładających się ciał.

PharmacumWhere stories live. Discover now