5. Intellectus

45 14 0
                                    


Dwie osoby, które poznały się w realu znowu się spotykają. Jedna jest tylko wymysłem wyobraźni, druga jest w pełni niezależna od sennej mary. Stara przyjaźń nie każe nam się rzucać w ramiona. Obie czekamy na ruch tej drugiej. A przecież w dziedziństwie byłyśmy nierozłączne. Każda zabawa była wymyślana przez dwa bliźniacze umysły.

Pamiętam jak często obiecywałyśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Dziecinne dzwoneczki pobrzmiewały na naszych bransoletkach przyjaźni, gdy szalałyśmy na placu zabaw. Czar niewinności dawnych dni i nieświadomości brutalnej rzeczywistości już nigdy nie powróci. A teraz znajduje się przde mną osoba z którą razem spałam w jednym łóżku, gdy głupie naoglądałyśmy się horrorów i nie mogłyśmy spędzić nocy samotnie, bojąc się Freddiego Kruegera. I ten sam człowiek leży oparty na brzuchu z rozstawioną bronią, zerkając przez celownik prosto na moją sylwetkę, a dla mnie ten obraz jest o wiele straszniejszy niż jakiś niespełniony facet w sweterku z pseudo tipsami.

Ale dlaczego, Claira? Przecież zrobiłam to żeby nas chronić...

Nic nie rozumiem, a może nie chcę zrozumieć, bo boję się prawdy, która może przygnieść mnie do betonu i zrobić ze mnie krwawą miazgę z zmiażdżonymi kośćmi, które przebiłyby moje truchło i naszpikowałyby mnie jak poduszeczkę do igieł.

Patrzę się na nią, a ona na mnie.

DLACZEGO? JA CIĘ OCHRONIŁAM!

Mój mózg krzyczy, żebym się obroniła, wytłumaczyła się z morder... Z tego wypadku, ale dusza mówi, że to nie ma żadnego sensu. Skoro sama nie pojęła, widząc co zrobiłam, skoro uciekła i odcięła się ode mnie, skoro nie skontaktowała się przez te cztery lata... to...

TO MIAŁA RACJĘ. MORDERSTWA NIE DA SIĘ ZROZUMIEĆ, NIE DA SIĘ POJĄĆ DOPÓKI...

Dopóki samemu się go nie popełni. Claira... Wiem, że widziałaś straszne rzeczy... Ale nie wiesz jak to jest czuć na sumieniu czyjeś życie. Nie ważne czy to był gwałciciel, czy niewinny człowiek... I tak się t o czuje. To skaza nie do wyczyszczenia. Blizna nie do zagojenia.

Ktoś musiał odwalić wtedy czarną robotę.

- Cz... Czemu d-do mnie celujesz?- pytam. To co wydobywa się z mojego gardła trudno nazwać głosem. Jest to bezbarwny, drżący odgłos, który łamie się w połowie zdania.

I nagle powietrze przecina perlisty, głośny śmiech, który przypomina odgłos gotowanej kukurydzy, tylko, że o wiele, wiele potężniejszy.

Wydaje mi się, że przyjechała mnie ciężarówka z wypisanymi tłustymi literami "OSZOŁOMIENIE".

O ile tamta sytuacja była dla mnie wierzchołkiem dezorientacji dotarło do mnie, że teraz poleciałam jeszcze wyżej. Patrzę na Clairę, która leży na wznak i zanosi się rechotem. Zaciska ręce na brzuchu, a łzy, które spływają jej po policzkach lśnią w słońcu jak brokat.

A ja nadal niepewna całej sytuacji leżę oparta o murek, a porywisty wiatr szarpie mnie na wszystkie możliwe strony, jakby chciał, żebym w tym samym momencie zwiedziła wszystkie zakątki tego sennego świata. Jednak jedyne co mnie w tym momencie interesuje to to co się dzieje na tym dachu.

Wreszcie Claira się uspokaja. Szybkim, energicznym ruchem wstaje i ociera sobie kąciki oczu. Omija rozstawioną snajperkę i podchodzi do mnie. Widząc uśmiech na jej twarzy, moje ciało się rozluźnia.

- O, Boże...- mówi blondynka, stając przede mną i zakładając ręce na biodrach. Przysłania mi słońce.- Wiem, że jestem skończoną zdźirą, ale nie mogłam się powstrzymać...- mówi i przeczesuje swoje włosy, a uśmiech z każdą chwilą coraz bardziej rozkwita na jej twarzy.- Wiesz... Zrespiłaś się tu na dachu, taka bezbronna i i kompletnie nie wybudzona i nie mogłam się powstrzymać... Musiałam ci zrobić emocjonujące powitanie, prawda? Pamiętasz jak się poznałyśmy? Naskoczyłam na ciebie z pistoletem na wodę. Chciałam to powtorzyć... Żebyśmy miały co potem wspominać.- tłumaczy się, a całe moje ciało ogarnia nieopisana ulga.

Claira pociera kark, a jej głowa przechyla się w prawo. Widzę skrępowanie, które wdrapuje się jej na twarz.

-Ja... Ech... Brakuje mi ciebie, wiesz? Cztery lata upłynęły za szybko... Zawsze obiecywałam sobie, że zadzwonię do ciebie jutro... Cholernie to się przedłużyło, a z każdym dniem było coraz gorzej.- robi pauzę, a oczy jej błyszczą jak szklane kulki.- Byłam strasznie rozstrojona po tym co się stało. Wiesz jaka byłam delikatna.

Wzruszenie łapie mnie za gardło i wstrząsa mną. Ona nie jest na mnie zła. Nie boi się mnie, ani nie czuje do mnie wstrętu. Czekam co powie dalej, ale trudno mi uwierzyć, że w tak dobrą stronę zmierza ta rozmowa.

- Łaziłam do psychiatrów, zmieniałam ciągle otoczenie, wszystko by zapomnieć o tym co przeżyłam. Ja miałam tylko dwanaście lat nie mogłam tak po prostu...- zacina się, a ja widzę jak jej źrenice się rozszerzają. Dostrzegam, że coś do niej dociera.- Znaczy... Byłam beznadziejną przyjaciółką... Nawet nie pomyślałam o tym jak bardzo ty musiałaś cierpieć...

Oczy mi zachodzą łzami, ale żadna nie ma odwagi spłynąć mi po policzku.

Claira uśmiecha się do mnie niepewnie i wyciąga długą, smukłą rękę w moją stronę.

Tak pragnęłam tej chwili. Liczyłam dni. Czekałam przez cztery lata aż w końcu moje oczy będą mogły to zobaczyć.

- Może nie ma mnie w prawdziwej rzeczywistości, może za bardzo się boję to wszystko sobie przypomnieć... Obiecuję, że kiedyś się odezwę. Ale jestem tu i chcę, żeby było tak jak kiedyś. Mamy trochę czasu. Więc... Czy pozwolisz mi pokazać ci naszą nową rzeczywistość?

PharmacumWhere stories live. Discover now