1.

85 7 2
                                    

   Rete, bo tak na imię miała jedyna kobieta spośród Szóstki, stała się oczkiem w głowie całej wsi. Drobna, smukła, o niespotykanej dotąd urodzie już w wieku lat siedemnastu zawróciła w głowie dziesiątkom mężczyzn - nie tylko młodszym i rówieśnikom, ale również dziadkom w podeszłym wieku.
   Bracia zawsze wspierali jej decyzje, troszcząc się o nią jak o największy skarb. W istocie bowiem owym skarbem była - każdej nocy miała sen mówiący o niedalekiej przyszłości. Pewnej nocy przyśniła jej się rzecz straszna - zobaczyła jednego z braci, który z uśmiechem na ustach próbował zabić pozostałych. Za każdym razem przepowiednia spełniania się w ciągu trzech dni, dlatego postanowiła najpierw porozmawiać z bratem, a dopiero później opowiedzieć o tym ojcu.
   Szukała go w całej wiosce, ale nie było po nim ani śladu. W końcu natknęła się na Evrin, ukochaną brata. Ta wskazała jej Kościół znajdujący się na obrzeżach wioski, mówiąc, że tam udał się chłopak. Rete nie kryła swojego zaskoczenia, ponieważ oprócz niej i ojca żadne z jej rodziny nie należało do Eterników. Dziewczyna udała się w kierunku wyjścia z wioski, gdzie ujrzała potężny budynek, na którego drzwiach mieścił się symbol Eteru. Z należytą czcią ukłoniła się przed wejściem do środka. Wtem drzwi otworzyły się, a w nich stanął nie kto inny jak Najwyższy Kapłan.

— Widziałem cię w swojej Wizji. To Przypadek, że się tu zjawiłaś.

— To niemożliwe — odpowiedziała. — Przypadki nie istnieją odkąd Pan ukształtował nowy świat.

  Kapłan uśmiechnął się tylko pobłażliwie, po czym opowiedział jej o tym, jak pewna Wyrocznia określiła koniec Słońżyca:

  "Z nasienia Wiary i Łaski zrodzona zostanie Trójka, która Szóstką się stanie. Przypadkowość zacznie się odradzać wraz ze śmiercią każdego z Szóstki, aż w końcu Ostatni wchłonie w siebie wszelki Przypadek i w jego gestii spoczywać będzie rząd nad Wszystkością."

   Rete zaniepokoiła się, bowiem skoro Przypadek zaczął wkradać się do codzienności, przepowiednia musiała zacząć się spełniać.

— Nie rozumiem... Skoro znalazłam się tu przez Przypadek, muszę mieć z tym coś wspólnego.

— Zarówno ty jak i bliźniacze cząstki ciebie w postaci Twych braci zostaliście naznaczeni symbolem Eteru.

   W tym momencie Rete dostrzegła swego brata, który siedział w jednej z wielu ławek Kościoła. Pragnęła do niego pobiec, by wyjaśnić całą sytuację, jednak Kapłan złapał ją i nie pozwolił ruszyć się z miejsca.

— Dla niego jest już za późno, w jego sercu zrodziło się pragnienie mordu.

— Jeszcze da się mu pomóc, wierzę w to.

   Kapłan położył dłoń na głowie dziewczyny i po chwili oznajmił swym donośnym głosem, że jest coś, co mogłaby zrobić - odnaleźć Pana. Wtedy Rete wpadła w głęboką zadumę - Kościół od dawien dawna głosił, że Pan zawsze jest pośród nas: w roślinach, zwierzętach, kamieniach, a cały Słońżyc istnieje dzięki jego mocy. Jakże więc miała go znaleźć, skoro będąc wszędzie był też nigdzie? Jej rozważania przerwał krzyk dochodzący z Kościoła.

— Avberak Przypadkowość! Avberak Przypadek!

To bez wątpienia był głos jej brata, który wyglądał jak szaleniec - śmiał się i wykrzykiwał pozdrowienie Przypadkowości, burząc harmonię Kościoła Eterian. W tym momencie niski, ale postawny młodzieniec wybiegł z Zykrastii, gdzie zapewne przygotowywał się na Uroczystość, wrzeszcząc:

— Haratyk! Haratyk w Kościele Eternizmu!

Kiedy już miał rzucić się na Freyeda, przez boczne wejście wbiegło dwóch braci wraz z innymi mieszkańcami wioski. Wzrok prawie dwudziestu osób padł na młodego haratyka, który nagle wyleciał z ławki i padł nieprzytomny na posadzkę. Wtem jego ciało zaczęło mienić się czerwonym blaskiem, jakby żywy ogień wypalał je od wewnątrz. Na ten widok dwóch pozostałych braci podbiegło do niego - jako jedyni wiedzieli, co się z nim dzieje, ponieważ sami zdążyli tego doświadczyć tego samego dnia rano. W międzyczasie hołota, która przybyła wraz z nimi, brutalnie pojmała knypka, który usiłował zaszkodzić Haratykowi. Rete spojrzała na niskiego młodzieńca, który przez krótki moment zmienił swe oblicze w obrzydliwego potwora.

— Co się ze mną dzieje?!— zawył przeraźliwie. — Czym wy jesteście?!

— Raczej czym TY jesteś?! — wrzasnął kapłan. — Ach, nie! Mój Lumierek został opętany!

Niespodziewanie Freyed podniósł się i spojrzał z pogardą na wszystkich zgromadzonych.

— Czymże jesteście wy, Wszystkościanie, w porównaniu do Szóstki?

— Niczym, panie — odezwała się hołota.

Freyed uśmiechnął się drapieżnie na słowa zgromadzonych i zawył potępieńczo:

- Jeszcze wspomnicie na me słowa! Będziecie błagać o moje wstawiennictwo!

   Po czym znowu zemdlał. Obudzi się dopiero późnym wieczorem, ale do tego wrócimy później...
   Jeden z braci podniósł go i posadził na Kapłańskim tronie. I siedział tak, nieprzytomny, aż nastało późne popołudnie, a tron sprowadził na niego koszmary.
   Najwyżsi go nie oszczędzali - nawiedzały go raz po raz pradawni przodkowie, którzy przestrzegali przed tym, co miało dopiero nadejść. Widząc nieme męki brata Rete upadła na kolana przed posągiem Boga Eteru i poczęła modlić się o Łaskę, by Freyed wrócił do świata Martwych. Modły dłużyły się niemiłosiernie aż do południa, kiedy to młodzieniec znów zaczął płonąć. Spłonął wtedy rumieńcem, a urzeczeni tym widokiem ludzie chętnie rozpowiadali pogłoski o cudzie samospalenia.
   Rete jednak wiedziała, że coś jest nie tak - reakcja ludzi w stosunku do jej brata zmieniła sie zbyt gwałtownie.  Jeszcze tego samego dnia rano był unikany z powodu swojego podłego charakteru, a w ciągu kilku godzin zyskał rzeszę wiernych sobie Wszystkościów. Przez myśl przeszły jej słowa przepowiedni, do której spełnienia nie mogła dopuścić, dlatego postanowiła działać.
   Wyruszyła na Najwyższą Górę, na szczycie której stała maleńka kapliczka z posążkiem Przypadkowości. Stojąc przed nią modliła się, by Bóg Eteru pozwolił jej bez przeszkód wykonać swoją powinność. Dobiegł ją z góry głos Eteru, który usłyszeć mogła tylko ona:

"Zniszcz ten posążek, a wstrzymasz zagładę Słońżyca, a później Wszystkości".

Nie wahając się ani chwili, podniosła posążek z zamiarem roztrzaskania go o ziemię. Na zamiarach się jednak skończyło, bowiem posążek ożył i połamał dziewczynie palce. Początkowo była zdruzgotana, szybko jednak doszła do siebie, bo wiedziała, że Najwyższy nie zostawi jej na pastwę losu. Nie myliła się - wtem oto z Niebios zstąpił Pan w postaci feniksa i rzekł do niej:

"Nie lękaj się, bowiem Eter nigdy nie zostawia swoich Córek na pastwę Przypadkowości."

   I rzeczywiście nie zostawił. Jej dłonie zostały w magiczny sposób uzdrowione - wiedziała, że będzie wdzięczna Bogu za to do końca.
   Jednak posążek nie próżnował - w czasie, gdy Rete była uzdrawiana, przeteleportował się do Kościoła. Wtedy stała się rzecz niesamowita - posążek zmienił się w młodego mężczyznę, który w dłoniach trzymał koronę przygotowaną specjalnie dla Freyeda. Drogę do niego zastapił młodzieńcowi kapłan. Wiedział, że musi go powstrzymać, przepowiednia nie mogła się wypełnić właśnie teraz. Bowiem gdyby tak się stało, Wszystkość zatrzęsłaby się w swej podstawie i, tak jak na początku stworzenia, doszłoby do tragicznej w skutkach eksplozji Mocy.
   A do tego Eter dopuścić nie chciał, więc opętał Kapłana i zstąpił na Słońżyc pod jego postacią.

Potomek NiczegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz