22.

916 132 62
                                    

Ranek zastał Tony'ego zawiniętego w bardzo szczelne burrito z pościeli w sypialni Steve'a. Nic nie wskazywało na to, aby ktokolwiek zamierzał na siłę wyciągać stamtąd Starka, ale zawsze lepiej było się upewnić. Zdarzało się przecież nie raz, że spokojne poranki były spowodowane wyłącznie rozładowanym telefonem i wściekła Pepper czaiła się za rogiem, by wyładować na kimś swoją irytację, podszytą głównie strachem o przyjaciela i pracodawcę w jednej osobie.

Dlatego właśnie Tony postanowił bardzo powoli podnieść jedną powiekę.

Sapnął mimowolnie, widząc Rogersa wkładającego magazynek do pistoletu.

– Masz ochotę na śniadanie? – zapytał Steve jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się z wyraźnym zmęczeniem, ale czule i ciepło.

– Coś się stało? – wymamrotał Tony, asekuracyjnie zagrzebując się jeszcze głębiej w pościel.

– Nie musisz się o nic martwić.

– To nie była odpowiedź na moje pytanie.

– Możemy porozmawiać przy śniadaniu?

– Nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz mi, co jest grane.

– Mówiąc „stąd" masz na myśli kołdrę?

– Tak.

Rogers westchnął i niechętnie wepchnął pistolet do kabury, którą miał przypiętą do paska spodni. Usiadł na brzegu łóżka i zaczął głaskać Tony'ego najpierw po włosach, a potem również po policzku.

– Jeden z ludzi Quilla mocno oberwał, ale nic mu nie będzie. Panna van Dyne wróciła już do domu. Bucky miał atak. Strange twierdzi, że są w stanie kontrolować go przez infradźwięki, więc nie ma tego złego. Przynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy.

– A złodzieje?

– Podobno trafili na dobry trop. Coulson i Erik twierdzą, że dorwiemy ich przed Bożym Narodzeniem.

– Mówiłem, że nie chcę prezentów.

– I tak planowałem dać ci coś innego.

– Steve!

Rogers uśmiechnął się złośliwie i pocałował Tony'ego w skroń.

– Nie krzyw się tak, bo nic ci to nie da – szepnął mu na ucho. – A teraz wyjdź grzecznie z łóżka i chodź ze mną na śniadanie.

– Jeszcze tylko jedna kwestia – zaoponował Stark i odepchnął Steve'a. Bardzo trudno było prowadzić poważną rozmowę, gdy czuł na twarzy jego oddech i narastającą erekcję pod kołdrą. – Skoro tak dobrze poszło, po co ci broń?

– To tylko na wszelki wypadek.

– Och? Doprawdy? Więc nic się nie stanie, jeśli zaraz po śniadaniu wrócę do domu?

Mina Rogersa mówiła sama za siebie. Tony westchnął głęboko i niechętnie wygrzebał się z pościeli. Potężne ziewnięcie wyrwało się z jego płuc, zupełnie jakby cały jego organizm oponował przed tak gwałtowną pobudką. Niestety, sen nie wchodził już w grę.

– Powiesz mi w końcu, co poszło nie tak?

– Nic, naprawdę.

– Powiedziałeś, że ktoś od Quilla oberwał. Mocno oberwał. To nie brzmi jak „poszło nam dobrze, nic się nie stało".

– Quill i jego ludzie byli na to przygotowani. Byli przygotowani na znacznie więcej.

– Steve, jeśli w tej chwili nie zaczniesz mówić...

Cukierek albo psikusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz