9.

968 158 63
                                    

Nie pamiętał już, ile razy zastanawiał się czy uprzedzić Rogersa o swojej wizycie, czy może jednak nie. Z jakiegoś powodu doszedł do wniosku, że ostrzeganie podejrzanego jedynie utrudni mu przesłuchanie i zdecydowanie lepiej będzie wziąć go z zaskoczenia. Teraz miał na ten temat zgoła odmienne zdanie, ale było zbyt późno na zmianę planów. Powoli pokonał ostatnie stopnie i zmierzył podejrzliwym spojrzeniem korytarz, na którego końcu znajdowały się drzwi do mieszkania Rogersa.

Wiedział, że nie powinien zbyt wiele oczekiwać po starej kamienicy na Brooklynie. Ale z drugiej strony pensja agenta FBI powinna spokojnie wystarczać na mieszkanie w jakiejś lepszej okolicy. Tony odrzucił pomysł zdjęcia czapki z daszkiem i okularów przeciwsłonecznych. Jak dobrze, że nie przyszedł tu w którymś ze swoich garniturów. Po prostu prosiłby się o przelotne spotkanie z jakimś kieszonkowcem. O ile nie z kimś znacznie gorszym. Jednocześnie bardzo dziwnie czuł się w obszernej bluzie i dresowych spodniach. Zupełnie jakby wyszedł z domu w piżamie.

Dlaczego właśnie w takiej kreacji przyszedł zobaczyć się z najseksowniejszym agentem w dziejach FBI? Słodkim żołnierzykiem, który znał się nie tylko na komiksach, ale i malarstwie? Doskonałe pytanie. Mógł jednak wybrać coś bardziej reprezentatywnego. Ciekawe, czy Steve w ogóle go pozna.

Opędzając się od tych jakże przyjemnych myśli, Tony dotarł do końca korytarza.

I stanął przed uchylonymi drzwiami. Cóż, tego się nie spodziewał. Ze środka dobywała się jakaś słodka piosenka Sinatry i kuszący zapach ciasta. Nietypowe zestawienie jak na mieszkanie samotnego młodego mężczyzny. Nie było jednak mowy o pomyłce, numer na drzwiach dokładnie odpowiadał temu zapisanemu przez Natashę.

Tony pospiesznie wyciągnął rękę i zapukał do otwartych drzwi, zanim zdążył się rozmyślić i odejść.

– Steve? – dobiegł ze środka dziecięcy głosik i chwilę później przed Starkiem stanął jeden z dzieciaków, które tamtej nocy towarzyszyły Steve'owi.

Chłopiec, wyjątkowo niski i wątły nastolatek, spojrzał na Tony'ego przez grube szkła okularów. Stark przypomniał sobie, że jego kostium był niebiesko-czerwony i przyozdobiony pajęczymi wzorami. Co zabawne, teraz wydawał się jeszcze bardziej zagubiony, niż gdy miał na sobie strój superbohatera.

– Pan Stark? – zapytał, przejrzawszy niezbyt ambitne przebranie Tony'ego. – Co pan tutaj robi?

– Byłem w okolicy, więc pomyślałem, że wpadnę.

Nie, nie było mowy, żeby dzieciak to kupił. Może gdyby był rozochoconą i pijaną dwudziestokilkuletnią kobietą. Ale nie był. Był małym przebiegłym chłopcem, który mierzył teraz Tony'ego podejrzliwym spojrzeniem. Wyraźnie było widać, jak bije się z myślami. W końcu jednak zdecydował się wpuścić Starka do środka, choć nadal nie spuszczał z niego wzroku.

– To jak udały się cukierkowe zbiory? – zagadnął Tony, rozglądając się po mieszkaniu.

Było czyste. Cholernie, cholernie czyste. Buty stały w równym szeregu na swoim stojaczku. Ponad nim wisiały kurtki i płaszcze, w tym również niebiesko-czerwona kurtka małego odźwiernego. Na przeciwko wejścia znajdowały się zamknięte drzwi, tuż za regałem po brzegi zastawionym książkami i winylowymi płytami. Zaraz na prawo otwierał się salon z starą sofą przykrytą grubym kocem, stoliczkiem na kawę i wielkim telewizorem, który sprawiał wrażenie najnowocześniejszej rzeczy w całym domu. Cóż, najwyraźniej Steve rzeczywiście lubił oglądać filmy.

Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie jeden drobny szczegół. Na ścianie tuż przed salonem stała niewielka komoda, a na niej oprawione w ramkę zdjęcie Rogersa i jakiejś uroczej brunetki. Nie, Tony nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, co do łączących ich relacji. Poczuł, jak coś w nim pęka. Nie słyszał ani słowa z nerwowej paplaniny chłopca. Zbyt bardzo skupiony był na tym, by zmusić do ruchu dziwnie rozmiękłe nogi. Po co w ogóle tu przychodził? Przesłuchać Rogersa? Nie, oczywiście, że nie. Gdyby tak było, nie pragnąłby teraz tak rozpaczliwie ratować się ucieczką.

– Peter, mógłbyś nastawić wodę? Udało mi się pożyczyć cuk...

Steve zamarł w pół słowa i pół kroku. Zatrzymał się w otwartych drzwiach i z niedowierzaniem patrzył na Tony'ego. Tony nie potrafił jednak stwierdzić czy było to pozytywne zaskoczenie, czy raczej negatywne. Z jednej strony wzmogło to jego pragnienie ucieczki, a z drugiej po prostu nie mógł oderwać od Rogersa oczu. Czemu zawsze był zaskoczony na jego widok? Najpierw zrzucił winę na idiotycznie seksowny kostium. Potem zupełnie niespodziewanie zobaczył go w garniturze, a nie oszukujmy się, każdy seksowny facet w garniturze wygląda jeszcze seksowniej.

Tylko z jakiegoś niemożliwego do wyjaśnienia powodu Steve przypominał chodzący ideał nawet w mocno znoszonym podkoszulku i dresowych spodniach. I z do połowy pustą paczką cukru w ręce.

– Tony?

– Powinienem był do ciebie zadzwonić. Jeśli jesteś zajęty... – Całkowicie świadomie zostawił Rogersowi do rozwikłania tę dwuznaczność i zawiesił głos.

– Nie, nie, możesz zostać.

Uśmiech, który rozkwitł na jego twarzy i ta irytująco przekonująca desperacja, by go zatrzymać, omal do reszty nie wytrąciły Tony'ego z równowagi. Omal. Bo szybko uświadomił sobie, że wcale nie chodziło o to, czy mógł zostać. Musiał zostać. Tak właśnie to zaplanował. Wprosi się do Rogersa i spróbuje zorientować się, jak bardzo prawdopodobne były przypuszczenia Obiego. Na razie szło mu świetnie. Nie było absolutnie żadnego powodu, by się wycofać.

– To nie zmienia faktu, że mogłem zadzwonić.

– Cóż, to nie jest niespodzianka, z której byłbym niezadowolony, więc nie musisz się aż tak bardzo przejmować. – Zaśmiał się uroczo i zamknął za sobą drzwi. Wraz ze szczęknięciem zamka Tony uświadomił sobie, że nie ma już odwrotu. Musiał doprowadzić swój plan do końca, a uśmiech Steve'a tylko go do tego prowokował.

– To brzmi prawie tak, jakbyś cieszył się na mój widok – zaryzykował Tony, wciąż czując za plecami gnębiącą obecność zdjęcia z tajemniczą dziewczyną.

– Bo się cieszę. Właśnie skończyliśmy smażyć donuty i przyda nam się pomoc w ozdabianiu ich lukrem i posypkami, prawda, Peter?

Uwaga obojga mężczyzn przeniosła się na chłopca, który z zakłopotania zdołał jedynie niemrawo pokiwać głową.

– No, Peter, nastaw wodę. Przyda nam się trochę wrzątku. – Gdy dzieciak wybiegł do kuchni, Steve nachylił się w stronę Tony'ego i szepnął konspiracyjnie: – Nie przestrasz go. Jest twoim wielkim fanem. Nie może przestać o tobie mówić od Halloween, a i wcześniej też nie było łatwo.

Czy mógł to potraktować za przyznanie, że sam Steve już wcześniej interesował się Starkiem? Nie, to byłoby głupie. Był przecież TYM TONYM STARKIEM. Wszyscy się nim interesowali. No, może nie wszyscy. Nastoletni chłopcy zazwyczaj znajdowali sobie innych idoli, najczęściej jakichś przerośniętych sportowców, do których Tony niestety się nie zaliczał. Prościej byłoby wyjść z założenia, że to Steve był obiektem młodzieńczej adoracji Petera. Ale z drugiej strony dzieciak sam nie wyglądał na zbyt wysportowanego, a jeśli do tego dodać grube okulary i kostium superbohatera... Biedaczek, musiał przechodzić w szkole przez niezłe piekło.

– Dobrze się uczy?

– Z przedmiotów ścisłych jest najlepszy w klasie. Należy też do koła fotograficznego i szkolnej gazetki. A, i zaraz po Nowym Roku bierze udział w olimpiadzie fizycznej. – Steve opowiadał o tym z taką ekscytacją, jakby dla agenta FBI naprawdę nie istniały ciekawsze tematy. Kto wie, może dla Steve'a właśnie tak było. Może dla niego szkolne sukcesy zwykłego dzieciaka znaczyły więcej niż skradzione schematy broni?

– To jakiś twój kuzyn? – zapytał Tony, licząc na to, że uda mu się przeciągnąć niezobowiązującą rozmowę.

Cóż, przeliczył się. Steve zbladł i cały blask uciekł z jego błękitnych oczu. Spojrzeniem mimowolnie zaczepił o zdjęcie w ramce i przez ułamek sekundy wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Szybko jednak doprowadził się do porządku i posłał Tony'emu sztywny uśmiech.

– Syn przyjaciół mojej byłej.

Cukierek albo psikusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz