Początek przygotowań

2K 119 30
                                    

Zakradłam się ostrożnie do swojego domku, w końcu nie chciałam zostać złapana przez Harpie. Otworzyłam drzwi i weszłam w głąb mieszkania. W środku czekała mnie niemiła niespodzianka. Wszędzie panował okropny bałagan, śrubki, wkręty i inne tego typu rzeczy walały się po podłodze, a w niektórych miejscach były kałuże smaru. Na samym środku tego rozgardiaszu leżał sobie Leo i cichutko pochrapywał. Uznałam, że bardzo uroczo wygląda, gdy śpi. Stop! Musisz być na niego zła, w końcu załatwił Ci sprzątania na najbliższy miesiąc! Krzyczałam na siebie w myślach i mimochwilowej złości podeszłam do chłopaka i wyciągnęłam z jego objęć maszynę, którą uznał za przytulankę. Odsunęłąm stopą kilka śrubek, by móc przesunąć Valdeza. Złapałam go pod pachy i starając się go nie obudzić pociągnęłam go do łóżka. Największy problem miałam z podniesieniem go, w końcu chłopak nie ważył naj mniej. Przykryłam go jeszcze kocem i sama położyłam się obok. Zanim całkowicie odpłynęłam w ramiona Morfeusza poczułam oplatające mnie silne ramiona.

"Piękna kobieta o anielskim wyglądzie stała ze mną twarzą w trwarz. Jej błęitne oczy błyszczały w promieniach słońca, a platynowe włosy opalały kaskadami na ramiona. Jej zwiewna, biała suknia powiewała w wietrze.

-Witaj Lilitch.-Przywitała się. Posiadała ona niezwykle przyjemny dla ucha głos.- Jestem Afrodyta, bogini miłości, piękna i kwiatów, przyszłam pomóc ogarnąć Ci twoje uczucia.

Nie mogłam uwierzyć, pewnie mój ojciec ją do mnie przysłał wiedziałam, że zwierzanie się mu będzie moim najwiękrzym błędem! Teraz pewnie zrobi wrzystko, bym w końcu wyznała swoje silne i nie kończące się uczucie Leo! Już chciałam odwrócić się na pięcie i pobiec, jak najdalej od tego miejsca, jednak uniemożliwiła mi to delikatna dłoń bogini.

-Wiem, że nie jesteś zadowolona, jednak proszę wysłuchaj mnie.-Powiedziała smutna.

Niechętnie zgodziłam się. Kobieta machnęła prawą ręką, a przed nami ukazało się piękne lustro zdobione złotem, srebrem i drogocennymi klejnotami. Nagle poczułam silny uścisk w klatce piersiowej, zmuszający mnie do dotknięcia tafli, a gdy to uczyniłam zaczęły pojawiać się na nim obrazy. Najpierw widziałam siebie jeszcze w swojej dawnej wersji ubraną w szatę greckiej bogini, kojażę to wspomnienie w obozie odbywał się wtedy bal przebierańców, pamiętam również że bardzo nie chciałam na niego iść jednak Leo udało się mnie namówić. Jedyną żeczą, która się nie zgadzała na obrazie był mój wygląd, na nim wyglądałam jak prawdziwa boginia, emanowałam niesamowitą magią. Natępnie pojawiało się wiele innych obrazów, których nie najlepiej kojażyłam, jednak na nich wrzystkich wyglądałam kompletnie inaczej, byłam na nich wiele piękniejsza. Zmieniały się i zmieniały, aż w końcu pojawił się ten ostatni, przedstawiał on mnie siedzącą na łużku, oglądającą film i jedzącą czipsy. Odwróciłam głowę w kierunku Afrodyty z pytającym wyrazem twarzy.

-To są wspomnienia Leo.-Odparła wiedząc o co mi chodzi."

Usiadłam ciężko dysząc na łóżku. Nie mogłam w to uwierzyć, Leo też darzy mnie takim samym uczuciem jak ja Jego? Nie to niemożliwe, pewnie Afrodyta robi sobie ze mnie żarty! Zaczęłam ciężko oddychać i kołysać się w przód i w tył, łzy popłynęły po mioch policzkach.Uspokoiły mnie dopiero silne ramiona kędzierzawowłosego i zapach smaru.

-Cii, spokojnie LIluś.-Szeptał mi czule do ucha.

W odruchu, jeszcze bardziej przytuliłam się do klatki piersiowej chłopaka, połykając słone łzy. W sumie sama nie wiem, czemu tak zareagowałam, to chyba przez uczucia, które kumulowałam w sobie od lat, smutek po stracie matki, zdziwienie po odkryciu boskiego pochodzenia, radość spowodowaną znalezieniem prawdziwych przyjaciół. Siedzieliśmy tak, on dodający mi otuchy, ja wypłakująca się jemu w koszulkę, dopiero po pewnym czasie udało mi się uspokoić.

-Przeze mnie spóźnimy się na śniadanie.-Jęknęłam słysząc gong oznaczający posiłek.

-Nie szkodzi.- odpowiedział chłopak.

Wstałam ostrożnie, nie chcąc nadepnąć na jakąś śrubkę lub poślizgnąć się na smarze.

-Tak swoją drogą Leo, masz zamiar to posprzątać?-Zadałam retoryczne pytanie.

Bardzo szybko zmyłam z siebie rozmazany makijaż i zmieniałam ubrania, założyłam dżinsy i koszulę w kratkę. Czekając na Leo, który się przebierał z piżamy zastanawiałm się, co on tak właściwie robił pod moją nieobecność. Po paru minutach, biegliśmy jak szaleni, by zdążyć na śniadanie. Wbiegliśmy zdyszani do pawilonu nie zwracając na siebie uwagi, po czym rozeszliśmy się do swoich stółów. Znaczy Leo usiadł przy stole Hefajstosa, a ja dosiadłam się do Nico.

-Cześć Nico, co tam u ciebie?-Spytałam starając się na wesoły ton.

Chłopak spojżał na mnie przygnębiony, świdrując mnie swoimi obsydianowymi oczami, po czum spojżał na stolik Apolla, gdzie na kolanach Arona siedziała Tate (Aron jest największym Cassanovą w obozie). Od razu zrozumiałam o co chodzi synowi Hadesa. Objęłam go ramieniem.

-Zasługujesz na kogoś lepszego.-Próbowałam go pocieszyć, zastanawiając jak bardzo moi znajomi zmienili się pod moją nieobecność.

Jeszcze raz rzuciłam oko na stolik boga poezji i zobaczyłam Willa patrzącego się na Nico z ogromną troską i miłością w oczach. Sama nie wiem jak to zobaczyłam, ale od razu wiedziałam, że darzy czarnowłosego ogromnym uczuciem.

-Na przykład na Willa.-Dokończyłam.

Nagle na policzkach Nica zawitały ogromne rumieńce oznaczając tylko jedno.

-Aaaaa, Nicuś się zakochał.-Zapiszczałam, i dam sobie głowę uciąć, że Will to usłyszał bo spojrzał się na mnie dziwnie.

Zawstydzony Nico sprzedał mi lekkiego kuksańca w bok i wziął się spowrotem za jedzenie śniadania. Sama poszłam w jego ślady, poprosiłam nimfę o miskę płatków śnieadniowych. Po zjedzonym posiłku rozejrzałam się po pawilonie, wszyscy jeszcze jedli śmiejąc się i rozmawiając. Spojrzałam w miejsce, gdzie Chejron zawsze jadał posiłki, siedział tam dając mi znak, że mogę coś ogłosić. Wstałam szybko z krzesła i stanęłam na środku pawilonu. Odchrząknęłam, zwracając na siebie uwagę wszystkich obozowiczów.

-Chciałam powiedzieć, że niedługo w Teatrze odbędzie się konkurs muzyczny, chętnych proszę o zapisanie się u Chejrona, dziękuję.-Skończyłam i usiadłam spowrotem na swoim miejscu. W pomieszczeniu wybuchła wrzawa, wrzyscy nagle zaczęli rozmawiać o konkursie.

-Konkurs muzyczny, na serio?-Zadrwił syn Hadesa.

-Nie oceniaj książki po okładce, konkurs może być bardzo fajny, a do tego jurorem nie będzie zwykła osoba.-Fuknęłam na niego obrażona.

-Oj no nie obrażaj się Lili, jak chcesz to zorganizować, przecież sama nie dasz rady.-Próbował złagodzić sytuację.

-Masz rację, sama tego nie zrobię dlatego mi pomożesz.-Zapewniłam go. Chłopak zakrztusił się jadzeniem.

-J-Jaa?- Zająkał się.

Zamiast mu odpowiedzieć złapałam go za ramie i pociągnęłam w kierunku Teatru. Wręczyłam mu miotłę i powiedziałam, że za chwilę wrócę, wychodząc usłyszałam jeszcze marudzenie czarnowłosego. Szybkim krokiem skierowałam się do pawilonu jadalnego i zaciągnęłam za sobą zdezorientowanych Willa i Leo.

-Bierzemy się do roboty! Ja i Leo zamiatamy widownię, a Will I Nico scenę!-Zarządziłam i skoczyłam na widownie.

Miłość wody i ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz