Prolog. Część pierwsza: Samochód

64 3 4
                                    

Notki: 

*Znaki interpunkcyjne w dialogach nie zawsze postawione w sposób poprawny. Jest to celowy zabieg. Całą resztę można potraktować za pełnoprawny błąd.

*Proponuję odpalenie piosenki "Son of a Preacher Man".



Stacja paliw, na niej i wokół niej śnieg. Czytelnik, stojąc w pewnym oddaleniu widzi samochód położony po jego prawej stronie. Do auta pewnym krokiem kierują się dwie postacie. Z każdym kolejnym krokiem tworzą ścieżkę, rozciągającą się od tankszteli do pojazdu. Lewy kadr zamyka latarnia miejska.

- ... i wtedy, wpierdalając to winogrono, wyjmuje gnata, przykłada mu ją do łba, pluje mu pestkami w ryj i mówi: „Wiesz co? Nie lubię pestek w winogronach,.... – rozmówca odchrząknął, wyjmując kluczyki – są małe, gorzkie, wkurwiające i łatwo je rozgryźć. Takie jak ty.". Po czym wypala mu w łeb.

Ten drugi, słuchając z uwagą, zatrzymał się przy samochodzie.

- Półświatkowi?

- Tak, kurwa, półświatkowi!

- Ale... czekaj. To on w końcu był tym szpiclem? – gestykulował niemal przy każdej okazji.

- No właśnie kurwa się nie dowiemy, bo go zajebał! I to kurwa przy mnie, czaisz? Wiedząc, że cały czas miałem go na celowniku!... Ale ja się nie ruszyłem. Kompletnie mnie zasrało. – Pokręcił głową. – Pierdolony świr.

Obaj otrzepali buty. Klemens spoglądał na niego przez moment.

- Gdyby nie miał immunitetu z naszej strony, to nie byłby taki pewny.

- Nie, Klem. – Wskazał na niego palcem wbijając wzrok prosto w oczy. – Kevin to pierdolony świr. Jakby nie miał gnata, zajebałby go gołymi łapami! Z immunitetem czy bez, łapiesz? Bo to pierdolony świr! A ja i tak byłbym zbyt zasrany, żeby do niego strzelić. – Zrobił krótką przerwę, po czym wchodząc rzucił raz jeszcze – To pierdolony świr. Zresztą, ktoś kto ma imię i nazwisko na tą samą literę nie może być kurwa normalny.

- Tę literę... - Rzucił do siebie, po czym wsiadł do auta, zgarnął blond kosmyki z czoła i nieśpiesznie wyjął papierosa z wewnętrznej kieszeni płaszcza, jakby czerpiąc przyjemność z samego ruchu dłoni. Borys automatycznie otworzył szyberdach. Klemens odpalił zapalniczkę zippo z wygrawerowanym wilkiem. Błysnął różowy płomień, przetykany złotymi iskrami. Zaciągnął się i wypuścił dym. Niebo było czyste jak łza. Samochód ruszył.

- Właśnie kurwa dlatego postawiłem warunek. - Kontynuował - Powiedziałem mu, że nie robię więcej z Kevinem. „Chcę normalną robotę, z Frankiem czy Klemensem, a Kevina..."

- Gołymi rękoma...

- Hę?

- Dlaczego, kurwa, tak właściwie mówi się gołymi rękami?

- No takie przysłowie.

- Znaczy... W sensie... Co to niby kurwa znaczy, że gołymi rękami. – Obrócił się w stronę Borysa.

- Noo... że nic w nich nie miał, chyba? - Kierowca rzucił wzrokiem na przyjaciela i podrapał się po policzku.

- To raczej chyba pustymi, prawda. – Bardziej stwierdził niż spytał.

- Noo... W sensie, gołymi brzmi... jakoś tak niewinnie, nie?

- W takim razie prędzej nagimi, jak gołymi.

- No a co to kurwa za różnica?

- No bo... zastanów się. – Poprawił się w siedzeniu. – Co widzisz, kiedy słyszysz gołymi? Bo ja kurwa widzę Tarzana popierdalającego po równiku. – Borys uśmiechnął się na chwilę głupawo, ale zaraz poważniej zastanowił nad tymi słowami. – A jak słyszę nagimi, wyobrażam sobie, nie wiem... Azjatkę na materacu, z jakąś kurwa bambusową trzciną w tle.

MacGuffinWhere stories live. Discover now