Rozdział 1- Nastał Świt...

4K 188 33
                                    

Jestem Dariel Quarter i ten dzień nie różnił się od innych... z początku. Wstałam jak zwykle w sobotni poranek o ósmej rano i szykowałam się na lekcje śpiewu, ubrałam na siebie elegancki mundurek a następnie zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Po zjedzonym posiłku poszłam na górę wziąć resztę rzeczy i wyszłam z domu. Mój dom znajdował się na skraju miasta więc musiałam się trochę przejść, jak zwykle szłam obok drogi która była w środku lasu. Idąc poboczem które rozciągało się wzdłuż drogi nagle poczułam dziwne uczucie... jakby ktoś za mną szedł. Nie rozglądałam się nerwowo tylko lekkimi skinięciami na prawo i lewo obserwowałam co się wokół mnie dzieje. Szłam tak czujna że nie zauważyłam kiedy doszłam na mój przystanek, usiadłam na ławce i nawet nie minęło pół minuty kiedy zaszeleściły krzaki na przeciwko mnie. Myślałam... z początku że to jakiś zwierz, albo wiatr... albo... jakiś pojeb kiedy z myśli wyrwał mnie przyjeżdżający autobus. Wsiadłam i jak zawsze skierowałam się na tył autobusu, po dwudziestu minutach byłam już pod szkołą śpiewu. Jako jedyna uczennica z tej szkoły miałam darmowe lekcje w tej "prestiżowej" szkole śpiewu ponieważ mój ojciec miał romans z tą lafiryndą "panną" Reginą. Po wszystkich moich kursach i duperelach wreszcie udałam się do mojej ukochanej kawiarenki gdzie miałam moją jedyną przyjaciółkę Nelise, dzięki niej zaczęłam sobie dorabiać śpiewając, bardzo lubię śpiewać ale na tych kursach jest tak w nudno że się wytrzymać nie da, gorzej niż w chórze kościelnym. Po rozmyślaniach w końcu chwyciłam zimną klamkę kawiarni kiedy coś nagle się przemieszczało po pobliskich krzakach. Czułam na sobie czyiś wzrok... kim jesteś do cholery? Nagle drzwi przed mną się otworzyły a w nich stanęła Neli. (Nelisa)
-Hej Dariel? Dobrze się czujesz? Stoisz tu i stoisz.- Powiedziała z troską w oczach a następnie spojrzała za mnie.
-Nie, wydawało mi się... a nie ważne. Kiedy zaczynam?- Zapytałam maskując mój niepokój uśmiechem.
-Już! Leć się przebrać a ja zagadam gości!- Przytaknęłam i ze śmiechem pobiegłam do przebieralni.

***

Stałam już na scenie, jak zwykle zjadał mnie stres. Po chwili wszystko znikało, wokół siebie miałam tylko ciszę. Znikały ze mnie wszystkie negatywne myśli, zaczęłam śpiewać piosenkę z listy czyli "You Will Find Me". Po skończonej robocie zostałam żeby poplotkować z Neli. Wyszłam dziś później niż zwykle więc będę musiała iść pieszo do domu, wszystkie autobusy mi ziwały.
-Nosz kurwa pięknie...- Burknełam pod nosem sprawdzając rozkład jazdy i zaczęłam iść w kierunku domu. Byłam już w połowie drogi i właśnie wychodziłam z miasta na drogę w środku lasu, było tu straszniej niż rano. Kiedy nagle poczułam te uczucie, tym razem wiedziałam na pewno że ktoś za mną idzie. Nagle przed mną stanęła postać było ciemno nie widziałam nic oprócz tego że był to chłopak może odrobinę starszy ode mnie, chudy, mało rozbudowany, miał ubraną szarą bluzę. Po chwili z kieszeni wyciągnął nóż, bez wrażenia na twarzy popatrzyłam na ostrze które świeciło się w blasku księżyca odbijając światło pod moje nogi.
-Taka dziewczynka nie boi się mordercy z nożem w środku lasu?- Zapytał ironicznie, miał odrobinę niski głos, lekko zachrypnięty, spuściłam wzrok i zaśmiałam się pod nosem.
-Nie.- Odpowiedziałam stanowczo. Spojrzałam na chłopaka i odrobinę się zdziwił. Nagle zaczął iść w moim kierunku, ja stałam jak wryta, nie bałam się. Co ja robię? Nie lepiej było by uciec? Dariel teraz już za późno! Schyliłam się po sztylet który zawsze ze sobą nosiłam, w torbie i stanęłam w pozycji obronnej z postawioną gardą. Chłopak się zatrzymał i wybuchł śmiechem. Jego gorzki śmiech rozległ się echem po całym lesie.
-No nie wierzę! To będzie zabawniejsze niż te małe typiarki które dawały się zarżnąć przy pierwszej lepszej okazji.- Krzyknął i ruszył biegiem w moją stronę. Miałam mało czasu na reakcję więc wystawiłam dłoń ze sztyletem przed siebie a nasze ostrza się spotkały, ja podczas uderzenia ujechałam do tyłu trzymając ostrza przy jego twarzy. Mogłam w tedy dostrzec jego bladą cerę i blizny. Nic więcej nie widziałam, połowę jego twarzy zasłaniał cień kaptura. Nagle z podwójną siłą odepchnął mnie a ja upadłam na plecy, próbowałam jak najszybciej wstać ale skubaniec przygwoździł mnie do ziemi.
-Nadal się nie boisz?- Wyszeptał mi do ucha. Zrobiłam szyderczy uśmiech co najwidoczniej również go zdziwiło, nachyliłam się i również mu wyszeptałam...
-Za marzenia nie karają skarbie.- Następnie szybkim ruchem wyciągnęłam scyzoryk który też nosiłam ba wszelki wypadek w pasie który znajdował się na prawy udzie...

Mam nadzieje że się nie zanudzicie czytając to ;) W razie jakichkolwiek błędów proszę śmiało pisać! 😂

Dariel000

Creepypasta- My Crazy Love [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz