Space - Bańka

56 11 15
                                    

Tej nocy niebo wygląda piękniej niż kiedykolwiek.

-Wiesz co lubię w takich dniach? -pyta Phila Dan.

-Nie- on kręci głową, chociaż ma cichą nadzieję, że powodem będzie to, że są razem. W końcu dla niego samo to jest odzwierciedleniem jego uśmiechu.

-Czuję... czuję -zaczyna, bierze głęboki wdech, jest podekscytowany. Phil zerka na niego. Ma szeroko otworzone oczy, jak za każdym razem, kiedy jest szczęśliwy. Jakby próbował zapamiętać ten obraz, to miejsce. zdarzało się, że w smutnych chwilach, Dan, próbując odsunąć od siebie ból, wspominał jakieś miłe chwile i wtedy oboje się śmiali.
-Czuję... jakbym był pełny.

-Pełny? -pyta Phil.

-Pełny -potwierdza, pomimo tego, że leży, wzrusza ramionami. -Czuję jakby zdarzyło się wszystko dobre co mogło, jakbym nie miał czego żałować, wykorzystał ten dzień, tą noc, na sto procent.

Leżą w ciszy, patrzą na gwiazdy. Oboje bardzo chcą chwycić się za ręce.

-Czy to idealny dzień, Dan? -mówi po chwili Phil. Kładzie swoje ręce na klatce piersiowej, chce widzieć, jak unoszą się i opadają, razem z jego wdechami, chce czuć ich ciężar.

Brunet na chwilę zamyka oczy, na moment nie widzi tego pięknego widoku. Kręci głową.

-Myślisz że w Londynie jest inaczej? Inaczej świeci słońce, deszcz ma inny smak, ludzie są inni?

Patrzą sobie w oczy. Nie żałują nieba, które przesuwa się powoli poza zasięgiem ich wzroku.

-Może -Phil przewraca się na bok, Dan robi to samo. Ich dłonie dzieli tak mało i tak dużo.

Rozkoszują się tą nocą razem. Jedną z ostatnich. Wiedzą, że powinni je jak najlepiej wykorzystać; dla kogoś innego byłoby to upicie się i impreza, ale ta dwójka nie potrafiłaby sobie wyobrazić lepszych okoliczności do rozmowy.

Nikt im nie przeszkadza. Są sami. Księżyc i konstelacje gwiazd oświetlają ich twarze. W okularach Phila odbija się twarz Dana, więc ten w końcu z powrotem ląduje na plecach. Czarnowłosy robi to samo, choć niechętnie, ale za to troszkę się przysuwa. Troszkę. Tak, że mógłby nie zauważyć, ale starszemu daje to dużo satysfakcji.
Ale Dan zauważa.

-W poniedziałek mamy test z matematyki -myśli na głos. Spogląda na Księżyc, na jego okrągłą, białą tarczę. Myśli, że daleko stąd, w Londynie, Phil będzie widział ten sam, i to go podnosi trochę na duchu. -W sumie dobrze... bo i tak nie lubisz matmy.

Phil nie mówi na głos tego, że napisałby 100 sprawdzianów, byleby tu z nim zostać.

-Ja lubię -kontynuuje Dan -Chcesz wiedzieć czemu? -słyszy zaintrygowane potakiwanie. Bardzo lubi opowiadać rzeczy, zwłaszcza jemu. Jest bardzo dobrym słuchaczem. 
-Jest... nieskończona.

Phil myśli chwilę o tym, aż w końcu komentuje tylko cichym ''wow''.

-Właściwie... To czemu zapisujemy to tak? Akurat tak? Może na przykład, no nie wiem, gdziekolwiek, to oznacza cokolwiek coś innego? -patrzą sobie w oczy, Dan leży na lewym boku, jego oczy otwierają się bardziej.
-Nie myślisz że to niesamowite? Każdy z nas inaczej widzi świat, tak? -biorą wdech w tym samym momencie. Są tak zsynchronizowani, że to aż niewiarygodne. Phil poprawia okulary, Dan zaczyna oddychać szybciej. Mija chwila. 
-Każdy z nas... tworzy swoją własną rzeczywistość.

Phil jest zaciekawiony. Właściwie, patrzy na Dana, jakby ten był geniuszem. Ale nie. On jest idealistą. Jest czymś, czego starszy mu zawsze zazdrościł.
Jest sobą.

Need More Space |Phan One-ShotWhere stories live. Discover now