Rozdział I

438 38 6
                                    

Nowy dzień w Nowym Jorku. Luty – jutro Walentynki, moje ulubione święto, ponieważ mogę wtedy bez wyrzutów sumienia, dochodzących z mojego portfela, kupić drogie wino i bezczelnie wypić je w kąpieli, wśród świec. Następnie zasiądę przed laptopem i obejrzę jakiś ciekawy film, najprawdopodobniej z udziałem Benedicta Cumberbatcha, Chrisa Evansa lub Sebastiana Stana – moich ulubionych aktorów. Oczywiście, jako kinomanka mam ich wielu, ale ta trójka to moi faworyci. Sama też chciałam zostać kiedyś aktorką, ale potem odkryłam, że nie mam talentu i marzenie prysło. Mam jednak wiele innych umiejętności – potrafię zszyć dziurę, zrobić ciasto bez zakalca, pomalować ścianę, porządnie uderzyć z prawego sierpowego oraz zrobić równą kreskę na oku. Ach, no i umiem używać kasy – dlatego tu siedzę – w sklepie z podróbkami ubrań znanych marek, całymi dniami latając od wieszaka do wieszaka, zamiatając lub myjąc podłogę i patrząc za okno.

Śnieg lekko wirował w powietrzu, dając efekt jak w śnieżnej kuli, a biegający za oknem ludzie – głównie płci męskiej – trzymali w ręku misie lub czekoladki. Ach, czekolada, chętnie bym ją zjadła, więc dodam ją do swojej Walentynkowej listy zakupów. To będzie magiczny wieczór. Wiem, w wieku tych dwudziestu trzech lat mogłabym kogoś poznać, jednak los, ten uparty i złośliwy mnie nie szczędzi, i prawdopodobnie jedyne dzieci jakie będę wychowywać to te Sarah i Matthewa. Oczywiście, to wszystko, gdy moja sąsiadka spełni się zawodowo, bo inaczej nie ma przy niej nawet najmniejszej sugestii o dzieciach. Podobnie jest w sumie z moją współlokatorką – Victoire i jest to chyba jedyna cecha, która by je łączyła. Jedna to maniaczka herbaty, sportu i anime, nad jej łóżkiem wisi pełno jej własnych rysunków Itachiego, zaś druga ma lodówkę pełną Jacka Danielsa, kocha pizze i swojego kota, a jako swoje jedyne hobby uznaje grę na perkusji w ramach czasowych od – kiedy cisza nocna się skończy, do – kiedy cisza nocna się zacznie.

- Dziś cię nie odwiozę – usłyszałam za sobą. Była to Alexandra. Obeszła półkę, stojącą między wejściem na zaplecze, a ladą i stanęła przede mną. - Od razu po pracy jadę do lekarza i niestety nie po drodze mi Cię podwieźć.

Za oknem wiatr pizgał w tyłek, a ja do domu miałam około jednej mili i wcale nie uśmiecha mi się tyle iść.

- A coś się stało? - spytałam odbiegając lekko od tematu moich myśli, w połowie, by ukryć swoje niezadowolenie oraz dlatego, że nie przypominałam sobie, by blondynka skarżyła się ostatnio na złe samopoczucie.

- Wszystko w porządku – uśmiechnęła się lekko, co odwzajemniłam – to tylko wizyta kontrolna, nie masz się co przejmować.

- Wiesz, że jak coś, to ja zawsze..

- Tak, tak. Po prostu spalisz dzisiaj trochę kalorii – urwała mi, a ja już widziałam oczami wyobraźni dumę Victoire, że postanowiłam postawić na ruch i wróciłam na piechotę. 

Alex ponownie poszła na zaplecze, a mi zostało około dziesięciu minut pracy, potem będę mogła marnować resztę swojego życia na zabawie z kotem.

- Przepraszam, po ile ta koszula? - spytała się mnie kobieta, na oko przed trzydziestką. W reku trzymała ubranie z najnowszej kolekcji Kalwima Klaina [przypominam, że jest to sklep z podróbkami]. Westchnęłam tylko na widok tego przekręconego nazwiska – autor bez wątpienia wykazał się wielką kreatywnością.

Najmilszym tonem, jakim tylko umiałam, odpowiedziałam na jej pytanie. Proszę – niech już to dziesięć minut minie.

Położyłam ręce na ladzie, a następnie oparłam o nie głowę. Miałam wrażenie, że razem ze wzrostem mojego zniecierpliwienia, czas spowalniał – trochę, jak za lat szkolnych. Jak to jest, że będąc dziećmi tak ciągnie nas do dorosłości, a gdy przychodzi co do czego, to naszym największym marzeniem jest zaśnięcie na kanapie, przed telewizorem, a z rana w ''magiczny sposób'' obudzić się we własnym łóżku. Przymknęłam oczy oraz pozwoliłam ponieść się marzeniom. Nawet nie zauważyłam, gdy czas wrócił do normy i minuta nie trwała godzinę, a sześćdziesiąt sekund. Z uśmiechem na twarzy przyjęłam pieniądze od klientki, która w końcu zdecydowała się na tą koszulę od Kalwima, następnie przekręciłam tabliczkę z napisem 'zamknięte' oraz ciepło ubrana wyszłam na zewnątrz.

Nowy dzieńTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon