Rozdział 8

50 8 2
                                    

Ethan nie potrafił zasnąć. Kolejna godzina mijała mu na przekręcaniu się z boku na bok, poprawianiu starej poduszki, słuchaniu rzęchu zużytych, metalowych krat. Z każdą chwilą noc zdawała się dłuższa o dwie, gwiazdy coraz bardziej blade, ciemność coraz bardziej chciwa. I nie chodziło tu już o niewygodny materac, zimno, wilgoć, samą aurę tego miejsca. Wszystko to zeszło na drugi plan, stało się wyjątkowo nieistotne, kiedy wraz z kompletną ciszą, która choć nieunikniona, przyszła zbyt wcześnie, pojawiła się fala myśli i niepokoju.

Wszystko to, co planował, o czym śnił i marzył, cała ta ciężka praca poszła na marne, kiedy do gry wkroczyły uczucia i impulsy. Nie mógł ot tak tego zostawić. Każda łza Paige sprawiała, iż miliony szpilek przekuwało serce Ethana, każdy szloch dziewczyny doprowadzał go do pasji, którą nigdy nie oczekiwał pałać do nikogo, a cały ten czas, który spędzał na bezowocnych próbach uspokojenia dziewczyny, sam wcisnął mu broń do ręki.

Jednak udało się. Strach, który rozdzierał zagubioną duszę dziewczyny, ustąpił. Ból, który nie pozwalał jej zmrużyć oka w nocy, odpuścił. Przez jedną chwilę wszystko było w porządku, tak jak przed tym całym bałaganem, który nieproszony wtargnął w ich życie. Mogła zamknąć oczy, uśmiechnąć się, a żaden demon nie odważył się szepnąć choćby słówka do jej ucha. Tak błogie uczucie ogarnęło całe jej wnętrze, nie mogła się nim nasycić.

Och, niestety trwało to tylko jedną chwilę.

Okiełznany ocean uczuć ponownie się wzburzył, kiedy do Paige dotarło jaką cenę jej ukochany poniesie za jej pojedyncze wytchnienie ulgi. Jeden strach zastąpił inny. Fala bólu tym razem okazała się jeszcze silniejsza niż przedtem. Błogość uciekła, kiedy żal zaczął wypełniać dziewczynę goryczą.

Ethan znowu patrzył na jej niepokój, lęk. Wszystko to ponownie zapuściło korzenie w jej sercu, krzyczało z oczu, które po raz kolejny błyszczały słonymi łzami. A przecież walczył o to, żeby to zniknęło.

Miał już dość.

Mężczyzna podniósł się z niewygodnego posłania i spojrzał na niedużą lampkę, która czerwonym światłem jarzyła się tuż nad zatrzaśniętymi kratami. Poza nią niczego nie dało się dostrzec. Przesunąwszy butem po betonowej posadzce, usłyszał piach i kurz, które chrzęściły pod podeszwą, a w odległości mniejszej niż wyciągnięcie ręki, napotkał kolejną metalową konstrukcję, która jeszcze jakiś czas temu służyła więźniom za łóżko. Wywnioskował to po silnym odorze potu, wyraźnie emanującym od starego materaca. Może jeszcze nie zdążyli go wyprać? Albo w ogóle nie zamierzali tego robić?

Wiedział, że cela, w której jest samotnie, to tylko chwilowe rozwiązanie. Zapewne za dzień, tydzień lub dwa, albo trafi do innej celi, albo jego cela przyjmie nowych gości.

Nie chciał tego. Nie chciał żadnego kontaktu z innymi więźniami. Nie chciał tu być. Musiał się stąd wydostać.

:::

Michael patrzył na chaos, który panował w stołówce. Przyglądał się nowicjuszom, którzy za wszelką cenę chcieli pokazać, że zasługują na respekt, że mają prawo do życia. Aż się uśmiechnął, przypominając sobie czasy, w których to on był na ich miejscu. Wręcz się wzruszył, kiedy jego myśli opanowały wspomnienia pierwszej bójki, pierwszej nocy w izolatce. Od dnia, w którym przekroczył próg więziennej celi, zmieniło się tak dużo.

Strażnicy zareagowali już po kilku chwilach. W ruch poszły pałki i pięści, a sali nie wypełniały już odgłosy uderzeń i urywane oddechy. Zastąpiły je wrzaski pełne bólu, rozdzierały one gęste powietrze. Przekonał się na własnej skórze, jak nieprzyjemne potrafi być tak bliskie i niespodziewane spotkanie z klawiszami. Przez chwilę nawet zapiekła go blizna, którą po sobie zostawili.

Strach || CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz