~02~

190 30 19
                                    

Za oknem samolotu można już było dostrzec wschodzące na niebo słońce, nie spałam zbyt wiele, ani zbytnio nie byłam śpiąca, ekscytowałam się nowym miejscem. Wiadomość o tym, że za niedługo lądujemy, zaczęłam powoli pakować wszystko do torby, słuchawki zawiesiłam na szyje, poprawiając kaptur od mojej czarnej bluzy. Z małego stoliku przyczepionego do siedzenia przed nami wzięłam tablet, by przejrzeć strony z nudy.

Ale po chwili tablet został mi zabrany i od razu schowany to mojego taty torby, spojrzałam na niego z lekkim oburzeniem, na co mój tata lekko się zaśmiał.

— Zaraz lądujemy, sprawdź, czy wszytko zabrałaś — powiedział, wyciągając z kieszeni telefon, który pokazywał połączenie przyjaciela — no słucham...

Spojrzałam za okno, świetny widok... Wyjęłam telefon w celu porobieniu kilku amatorskich zdjęć, by wstawić na Twittera... Zazwyczaj używałam Twittera tylko w celu komunikacji, dziwnie dodać tam post, który będzie każdy mógł odczytać, chcę też zrobić tak, by znajomi wiedzieli, co takiego robię, chociaż w nie dawaniu znaku życia to jestem najlepsza...

Ludzie zaczęli klaskać, co dało mi znać, że wylądowaliśmy bezpiecznie, nie raz uciekam bardzo daleko myślami... Powoli udaliśmy się do wyjścia, do rękawa lotniczego, by potem z lotniska odebrać nasz większy bagaż.

- Tom dzwonił, za jakieś dwa dni powinny już być nasze meble — powiedział tata, podając mi moją walizkę, założyłam czarną kurtkę i o takim samym kolorze czapkę zimową, która kontrastowała z moimi włosami.

Wyszliśmy z budynku, łapiąc na szybko taksówkę. Nie było za zimno, ale zmiana klimatu powodowała u mnie ciarki...

Przejechaliśmy przez pół miasta, nie raz między budynkami mogłam ujrzeć pokrytą śniegiem wieże Eiffla. Podjechaliśmy pod jakąś piekarnie, cukiernie, przeszliśmy koło tego budynku, przez odśnieżony chodnik, wchodząc w jedną z kamienic. Nasze mieszkanie znajduje się na drugim pietrze, tata od razu od kluczył drzwi, otwierając je szeroko.

Poruszał się po tym domu, jakby kiedyś już tutaj był...

Spojrzałam na niego pytająco, kiedy przechodził od pokoju do pokoju przez salon.

— Pia, może pójdziesz na spacer? Zwiedzisz sobie Paryż, zobaczysz przy okazji szkołę — powiedział z nerwowym śmiechem, na co wystawiłam rękę, otworzył szeroko oczy — A, no tak — powiedział po chwili kiedy zorientował się, że potrzebuje kluczy od nowego mieszkania, odebrałam je i wyszłam z niego, zapinając kurtkę aż po szyję.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni, zapisując sobie ulice domu i poszłam przed siebie, rozglądając się po budynkach. Zainteresował mnie fakt, że mogę spojrzeć na miasto w inny sposób...

Weszłam w jedną ślepą uliczkę, rozpinając kurtkę, by widzieć puchate stworzonko. Wymieniłam się z nią wzrokiem, po czym przeszło przez moje ciało cudowne uczucie, biały, ciepły, cienki materiał, który okrywał moje ciało aż do szyi, która została okryta miękkim puchem na szyi, jeszcze wisiała czarna cienka tasiemka z małym dzwoneczkiem. Na plecach pojawiła się moja laska... Pasterza. Na mojej twarzy zagościła biała maska wokół oczu... Wzdłuż ud pojawił się miękki puchaty materiał, który odstawał od całego mojego stroju, falując pod wpływem wiatru... Uwielbiałam to uczucie...

Zwinnym ruchem, odbijając się między budynkami w uliczce, znalazłam się na dachu budynku, krajobraz pokryty białym puchem, rzadki dla mnie widok... Od razu w moje oczy rzuciła się wieża Eiffla, mam teraz okazje zwiedzić całe miast, i to w takie miejsca, gdzie normalnie bym nie miała dostępu.

Przeszłam spokojnym krokiem przez dachy budynków, nie zważając nawet na opinie ludzi, którzy mnie zauważyli. Widząc ich przerażone twarze, przyśpieszyłam kroku, by jak najbardziej oddalić się od tego miejsca...

Owieczka - MiraculumWhere stories live. Discover now