Odejście

82 12 3
                                    


Do ostatniej chwili nie wiedziała, czy dobrze zrobiła. Siedząc na zakurzonej ławce w parku i przyglądając się tym wszystkim ludziom, którzy przemierzali zacienione alejki z beztroską wymalowaną na twarz, myślała o możliwych przebiegach tego spotkania. Możliwości było wiele, jeszcze więcej było dróg do nich prowadzących. Z całego stresu jaki nią zawładnął pociły jej się dłonie, a serce waliło jak oszalałe, tak jakby przed chwilą ukończyła półmaraton. Tak, była zdenerwowana, speszona i roztargniona, nie miała pojęcia co się stanie za minut pięć dziesięć, czy rozmowa z Jackiem rozciągnie się w czasie, czy zakończy po trzech słowach. Od ich krótkiej korespondencji, pierwszej od miesiąca chodziła jak na szpilkach. Nawet mały Oliver po dwóch dniach zrozumiał, że coś jest nie tak i za wszelką cenę starał się polepszyć jej humor a to podrzucając jakieś laurki a to pomagając jej w przygotowaniach jedzenia, choć to drugie zazwyczaj kończyło się na nieudolnych próbach zmycia swojego talerza, co jednak wystarczało by przywołać na jej twarzy delikatny uśmiech. Rupert tez nie próżnował. Bezustannie starał się ją rozluźnić, wychodził z siebie aby na chwilę zapomniała o zbliżającym się spotkaniu i skupiła się na rzeczach bieżących. Jednak mimo wszystko jego czar na nią nie działał, a wręcz pogłębiał rosnącą w gardle gulę oraz wykręcał jej kiszki.

Maggie się do niej nie odezwała.

Od miesiąca ich kontakt jakby wygasł. Spotykały się w pracy w której rozmawiały jedynie o dzieciach, zajmowały się tym czym powinny. Nie było tam miejsca na babskie pogaduszki, jakimi umilały sobie dzień oraz najzwyklejsze rozmowy, nie ograniczające się do tematu pracy. Napiętą atmosferę pogłębiał fakt, że Maggie w końcu znalazła sobie faceta, ponoć przystojnego bruneta który zabiegał o jej względy niemal od roku, a ona raczyła poinformować o tym Minę niespełna trzy tygodnie temu. Faktem było, to że po kłótni z Jackiem stanęła po jego stronie. Jako jedyna twardo stała za nim a gdy trzeba było brała na siebie fale spadającej na niego krytyki. Jednak na początku starała się jeszcze godzić ze sobą rolę przyjaciółki obydwojga. Niestety po pewnym czasie wybrała jego. I to zraniło Minę dogłębnie.

Westchnęła cicho na moment zamykając oczy. Mętlik w jej głowie zwiększał się z każda chwilą. Aż żałowała, że nie mogła urodzić się jako postarać z jakiejś kreskówki. Wtedy mogłaby wziąć mydło oraz gąbkę i wyszorować swój mózg, uprzednio odkładając każdą myśl na właściwe miejsce. Tak byłoby o wiele prościej.

Coś dotknęło jej ramienia. Powoli otworzyła oczy i zerknęła na siedzącą obok niej postać. Poza bujnym zarostem okalającym jego szczękę wyglądał tak samo jak ostatnim razem gdy go widziała. Czarny płaszcz wysmuklał jego dobrze zbudowane ciało, podkreślając muskularne ramiona . Dopiero teraz, gdy był tak blisko niej zdała sobie sprawę skąd wynikało całe to napięcie, towarzyszące jej przed tym spotkaniem. Tęskniła za nim. Tak bardzo pragnęła objąć go teraz, zarzucić ręce na szyję i nie puszczać, delektując się delikatną wonią cynamonu jaka go otaczała. Mówić do niego...chociaż nie. Starczyłoby jej nawet milczenie gdyby tylko myślał o niej, myślał o tym, co chciałby jej powiedzieć. Ona też by myślała, odpowiadała na jego pytania, dorzucała swoje uwagi. I tak w ciszy by rozmawiali, jakby byli jednym ciałem i jedną dusza, jakby więź jaką stworzyli między sobą nigdy nie zanikła.

Odwróciła wzrok skupiając się na punkcie gdzieś daleko. Zacisnęła dłonie na krańcach swojej kurtki, co by przypadkiem nie powędrowały w jego kierunku. To on ją zaprosił więc to on miał zrobić pierwszy krok. Przerwać milczenie. Zacząć się tłumaczyć, bądź po prostu coś zrobić. Nie oczekiwała od niego serenad z przeprosinami, wielkich występów i monologów. Kilka słów, gestów, oddechów. Znaku.

A on nic. Wpatrywał się w nią analizując fakturę jej skórę, szukając nowych elementów, jakichś niedoskonałości. I nie znalazł nic, poza dwoma pieprzykami schowanymi pod szalem. Skóra gładka jak aksamit, oczy które kiedyś śmiały się do niego zawsze gdy był w pobliżu, usta swoim kolorem przypominające płatki róż, wdzięczna, łabędzia szyja, zaróżowione od chłodu policzki...mógłby tak wymieniać bez końca i życia by mu nie starczyło by wymienić jej wszystkie zalety. Dlaczego wcześniej tego nie widział? Dlaczego wcześniej nie umiał patrzeć na nią jak na kobietę, widzieć w niej to piękno, które zaczął dostrzegać po swoim powrocie? Tyle pytań pojawiło się tak nagle w jego głowie, że nie potrafił wybrać spośród nich jednego, które mogłoby spokojnie przejść przez jego usta. Zamiast więc powiedzieć cokolwiek, po prostu powiódł wzrokiem w to samo miejsce co ona. I patrzył, patrzył i myślał o tym co chciał jej powiedzieć, o tym co do niej czuje i o tym co może się zaraz zdarzyć i co może być za te kilka bądź kilkanaście lat jak tylko da mu dojść do słowa...

Na głębokich wodach [W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz