Coffee * Larry

2.1K 121 27
                                    

Louis podśpiewywał pod nosem nową piosenkę Eda Sheerana "Dive", kiedy otwierał drzwi kawiarni. Wszedł do środka i zapalił wszystkie świadła. W pomieszczeniu natychmiast się rozjaśniło, dzięki czemu ukazało się małe, aczkolwiek bardzo przytulne pomieszczenie. Uśmiechnął się i przewrócił kartkę na drzwiach, aby ludzie widzieli, że kawiarnia już jest otwarta. Stanął za ladą i z pod spodu wyciągnął szmatkę przecierając blat i stoliki. Później wszystko co szklane wytarł płynem do szyb i papierowym ręcznikiem.
W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek przy drzwiach powiadamiając, że pierwszy klient tego dnia właśnie przybył. Szatyn uśmiechnął się szeroko i spojrzał na tą osobę.
- Dzień dobry! - zawołał wesoło do młodej dziewczyny. - Co mogę podać?
- Poproszę cappuccino i ciastko czekoladowe.
- Na wynos?
- Dzisiaj wyjątkowo na miejscu. - zaśmiała się.
- W porządku. - pokiwał głową, kładąc talerzyk, a na nim ciastko. - Już podaję kawę. - mruknął, wyjął filiżankę i przygotował w niej kawę, a następnie postawił ją ostrożnie na blacie. - To będą trzy funty. - podał dziewczynie rachunek, patrząc na nią.
- Reszty nie trzeba. - uśmiechnęła się miło i położyła na blacie dwadzieścia funtów. Zabrała swoje zamówienie i usiadła przy stoliku.
Louis zdziwił się, ale podziękował.

Na koniec zmiany szatyn był wykończony. Ledwo był w stanie utrzymać otwarte powieki. Głowa sama leciała mu w dół, aż w końcu oparł ją o ladę.
Na dźwięk dzwonka podniósł głowę i zobaczył chłopaka z lokami na głowie, ubranego w koszulę i czarne, obcisłe spodnie.
- Dzień dobry, co mogę dla ciebie podać?
- Cześć, poproszę czarną kawę, tylko taką mocną, ponieważ muszę całą noc spędzić nad papierami. I może jakąś babeczkę do tego, ale to już zdaję się na ciebie.
Louis pokiwał głową i poprawił włosy. Nasypał kawy do filiżanki, następnie zalał ją gorącą wodą i postawił na blacie. Na talerzyku położył babeczkę z nadzieniem bananowym. Przyjął od chłopaka dziesięć funtów i kiedy usłyszał, że reszty nie trzeba, uśmiechnął się i schował banknot do kasy.
- Życzę smacznego.
Wyszedł zza lady, kiedy klient odszedł od stolika i posprzątał z niego naczynia, które umył.

Kiedy wyszedł ostatni klient, którym okazał się być chłopak z lokami, zebrał naczynia w rękę. Zobaczył kartkę z numerem telefonu, a przy tym napis "mam nadzieję, że dobrze się wyśpisz, ponieważ wyglądałeś na wykończonego x
Zadzwoń do mnie, Harry xx"
Zagryzł wargę i schował karteczkę do kieszeni spodni, następnie zmył wszystkie naczynia i po przygotowaniu się do wyjścia opuścił pomieszczenie.

Po powrocie do domu, szatyn po szybkim ogarnięciu się wskoczył na łóżko i sięgnął po telefon, a zza obudowy wyciągnął karteczkę z restauracji. Wpisał numer i od razu zaczął pisać wiadomość.

Od: Ja
"Cześć, Harry :)"

Wysłał wiadomość i zaraz po tym walnął się w czoło.

Od: Ja
"Jestem tym chłopakiem z kawiarni, kupowałeś babeczkę i kawę :P"

- Brawo, Louis. - prychnął.

Od: Harry
"Nie spodziewałem się, że postanowisz do mnie napisać :)
Mogę poznać twoje imię? x"

Od: Ja
"Racja, przepraszam...
Jestem Louis :)"

Od: Harry
"Nie musisz mnie przepraszać :P
Bardzo ładne imię x"

Od: Ja
"Dziękuję, twoje też jest fajne ^.^
Muszę kończyć, jutro czeka mnie kolejny cały dzień w pracy
Dobranoc c:"

Harry uniósł swoje powieki i z szerokim uśmiechem chwycił za telefon, aby napisać do Louisa.

"Miłego dnia xx"

Wysłał wiadomość i zaczął się szykować do wyjścia z domu.

Louis zmarszczył nos po wejściu do kawiarni. Znowu wytarł wszystkie stoliki, blaty, szyby... Dzień jak co dzień.

- Dzień dobry. Widział pan może uroczego szatyna? Taki niziutki z niebieskimi oczami... - usłyszał i natychmiast się odwrócił.

- Zayn?! O mój boże, byłeś w Los Angeles! Dlaczego nie pisałeś, że wracasz, dupku?! - klepnął go w ramię, a następnie mocno przytulił.

- Niespodzianka! - zaśmiał się i odwzajemnił uścisk przyjaciela. - Nie żeby mi coś przeszkadzało, ale mnie dusisz.

- Cicho bądź. Tyle miesięcy cię nie było, Zee. Szukasz może pracy? Potrzebuję pomocy, bo już ledwo daję radę, pracując sześć dni w tygodniu, codziennie dziesięć godzin. - mruknął.

- Pewnie, że ci pomogę. Dlaczego nie brałeś sobie wolnego?

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie mogę zamknąć kawiarni, co nie? Sam wiesz, że to miejsce to moje życie i je kocham. - uśmiechnął się.

- Jesteś głupi.

- A ty urosłeś.

- Po prostu się kurczysz. - parsknął śmiechem i schylił się, gdy w jego stronę niespodziewanie zaczęła lecieć ścierka.

- To był zamach!

- Zamachy to ty możesz robić. - posłał mu buziaka i usiadł za ladą.

- Jesteś jeszcze bardziej chamski, niż pamiętam.

Louis wszedł na snapchata i po włączeniu filtrów, przełączył kamerkę i zrobił przyjacielowi zdjęcie z wiankiem na głowie.

- Awww. - szepnął do siebie, ustawił zdjęcie na dwie sekundy i wysłał je do Zayna.

- Oh spierdalaj - mruknął, a chwilę później, Louis dostał swoje zdjęcie z efektem psa. Nawet nie zauważył gdy Zayn je robił.

- Głu... Dzień dobry. - uśmiechnął się szeroko i stanął na nogi, odkładając telefon. - Co mogę panu podać? - kopnął w krzesło Zayna, gdy go kawiarni weszła klientka, więc była to świetna okazja, aby Malik się wykazał.

Louis zaczął robić Latte i gdy kawa była gotowa, postawił ją na blacie. Odebrał pieniądze i życzył smacznego, gdy weszła kolejna osoba. Podniósł wzrok i zarumienił się delikatnie, gdy zauważył, że to Harry.

- Cześć, to co ostatnio?

- Po jednej wizycie pamiętasz? - podroczył się.

- Twoje zamówienie nie było trudne. - wzruszył ramionami.

- W porządku. Wyjątkowo poproszę kakao. Masz pracownika? - wzkazał głową na Zayna.

- To tylko mój przyjaciel, ale może go zatrudnię, jeśli będzie się nadawał. - zaśmiał się, by po chwili jęknąć, gdy dłoń Zayna zetknęła się z jego głową. - Jesteś nieobliczalny. - wydął wargi, na których niemal natychmiast poczuł te Harry'ego.

- I w taki właśnie sposób to wszystko się zaczęło, Lou. Później zabierałem cię na randki, dużo randek i na dodatek bardzo wyjątkowych. Później zaczęliśmy ze sobą chodzić, twoja kawiarnia się rozwijała z Zaynem u boku. Jak na taką zwykłą, prostą kawiarnię zarabialiście dużo, mieliście też dużo kilentów. Byliście wspaniali, kochanie.
Później zebrałem się na odwagę i ci się oświadczyłem. Kupiłem ten pierścionek z diamencikami. Kosztował fortunę, ale opłacało się zobaczyć uśmiech na twojej twarzy. Wiem też, że ty byś się zadowolił nawet zwykłym plastikowym pierścionkiem.
Przyszedł czas na ślub. To było takie cudowne, Lou. Nasze rodziny, o Boże, oni razem są nie do przebicia. Płakałeś ze śmiechu, gdy twoi rodzice się wygłupiali razem z moimi.
Kurwa, kochanie... Dlaczego ten wypadek spotkał akurat ciebie? Ten dzieciak, który wbiegł ci na ulicę... Nic mu się nie stało, ale ty zacząłeś dachować. Nie wiem jakim, kurwa, cudem, ale zacząłeś dachować.
Leżysz tak dwa miesiące, jestem z tobą dzień w dzień i cały czas do ciebie mówię, skarbie.
Obudź się, błagam. - ucałował jego policzek, a z oka Louisa niezauważalnie wypłynęła łza.

Nie jest jakoś idealnie, ale chyba może być :3
Napiszcie co sądzicie ^^

Pati x

One Shoty Where stories live. Discover now