06 | words as weapons

3.8K 336 170
                                    

ʏᴏᴜʀ ᴡᴏʀᴅs ᴀʀᴇ ᴡᴇᴀᴘᴏɴs ᴏғ ᴛʜᴇ ᴛᴇʀʀɪғɪᴇᴅ. ʏᴏᴜ'ʀᴇ ɴᴏᴛʜɪɴɢ ɪɴ ᴍʏ ᴡᴏʀʟᴅ

- • -

Nie jadł, nie pił, nie spał. Właściwie ciężko stwierdzić, czy w ogóle żył. Alice miała co do tego wątpliwości. Cały wolny czas przeznaczał na leżenie i wpatrywanie się bez celu w sufit lub inny interesujący przedmiot.

Spodziewała się, że po nocnym spacerze już nie wróci i bez słowa pożegnania uda się w tylko sobie znanym kierunku, co byłoby całkiem prawdopodobne i nawet korzystne. Mimo to wrócił, nad ranem, ale wrócił i miał się wyjątkowo dobrze. A przynajmniej tak się prezentował.

Skakał po kanałach w telewizji, zirytowany faktem, że wciąż nie natrafił na nic wartego uwagi. Programy kulinarne, ogólne wiadomości z kraju, jakaś kolejna szczęśliwa rodzinka z psem, który w myślach Lokiego dorobił się opinii zapchlonego kundla, a rodzice z dwójką uśmiechniętych dzieci tylko wymysłem mediów.

Przeczesał palcami włosy, odgarniając je na bok. Perfekcyjne, emanujące przesadną radością rodziny nie istniały, a przynajmniej nie w jego przypadku. Każdy dzień w Asgadzie zaczynał i kończył się właściwie tak samo. Nie było takiego, by przynajmniej jedna osoba nie wyraziła w jakiś sposób swojej niepochlebnej opinii na jego temat. Pamiętał wszystko. Każde słowo, każdą obelgę, każdą drwinę z jego osoby. Ignorował kąśliwe docinki, skrywając wszystko pod stertą masek, które przybierał każdego dnia i które w pewnym momencie stały się jego nieodłącznym elementem. Do tego stopnia, że sam przestał dostrzegać już prawdziwego siebie i nie był w stanie stwierdzić, kim jest naprawdę.

Wyprana z emocji twarz, kolekcja fałszywych uśmiechów - to wszystko chroniło go przed bodźcami świata zewnętrznego. Dzięki nim wydawał się bardziej odporny na nie i łatwiej mu było znosić ból, który mimo wszystko odczuwał i który właściwie od początku towarzyszył jego istnieniu.

Odkąd pamiętał, wszyscy stali przeciwko niemu. Rzekomi przyjaciele, rzekoma rodzina. Jakby się nad tym głębiej zastanowić, wszystko w jego długiej, tysiącletniej egzystencji było tylko iluzją, z pozoru zbyt piękną, by mogła być prawdziwa. I nie była. Przekoloryzowany, oczyszczony wizerunek idealnego życia, który pokazywali szerokiej publiczności, mijał się z tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami.

Widział wiele, wiedział zbyt dużo, jak na jedną osobę. Nie byłoby nic dziwnego czy oburzającego w tym, w jaki sposób Odyn podchodził do niektórych kwestii rodzinnych, gdyby nie to, że wszyscy poza jego najbliższym, hermetycznym kręgiem uważali go za przykładnego, wiernego męża z piękną żoną i dwójką dobrych, inteligentnych synów, jego następców.

Następców. Kwestia dziedziczności tronu także pozostawiała wiele do życzenia. Wpajana od najmłodszych lat formułka, jakoby obaj, Thor i Loki, piastowali równe prawo do objęcia w przyszłości rządów, miała się do rzeczywistości tak, jak cała ta szopka. Tylko jeden z nich nosił miano realnego pretendenta do tronu i nie był to Loki. Gdyby tylko dostrzegł to wcześniej, mógłby się jakoś przygotować na rozczarowanie.

Jedynie Frigga, mimo tego, kim był i co zrobił, traktowała go jak człowieka i starała się, ignorując protesty męża, zapewnić przybranemu synowi godny byt. Zasługiwał na karę, najprawdopodobniej, choć śmiał polemizować, jednak należał mu się też jakikolwiek szacunek. Mógł zrobić coś o wiele gorszego niż marny bój z kilkoma śmiertelnikami, podczas którego owa grupka nie umiała się powstrzymać przed zrównaniem z ziemią połowy miasta, ale nie zrobił. To, czego faktycznie się dopuścił, zostało przekształcone tak, by Laufeyson wypadł w jak najgorszym świetle, poniżony, wzgardzony, z doczepioną plakietką „tego złego". Pewnie nawet zaakceptowałby karę, ale duma, przerośnięte ego, coś mu na to nie pozwalało. Nie potrafił uznać siebie za winnego całego zła ludzkości, a właśnie tego od niego wymagano.

ILLUSION        ❪ loki laufeyson ❫ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz