[6] komunalne linie granda

448 38 21
                                    

      Adéla rzuciła kąsliwą uwagą i prawie rozwaliła drzwi w łazience, ale nie skrzywdziła ani Felicji, ani nikogo innego, kto zrobił o gest za dużo, gdy przemierzała niczym burza korytarz. Vlad zapadł się pod ziemię, a jej było po prostu wstyd. Za cały stek bzdur, którego musiała wysłuchiwać na każdym kroku, a czasem dowiadując się, że jest go coraz więcej. Ani z Jurajem nie spała, ani się w nim nie kochała i chociaż jej ciemne, długie włosy tudzież rękawiczki bez palców nie były dla połowy szkoły wiarygodne, ona wiedziała swoje. Minęła schody do szatni, splunęła pod nogi wyimaginowanej personifikacji oszczerstw, poprawiła biodrówki i tylko próbowała przekonać samą siebie, że nie wygląda zbyt puszczalsko.
      – Adelciu! – Krzyk i tupot chodaków Felicji rozniósł się za nią niczym rozstrojone echo. Zgarbiła się pod ciężarem jej ciężkiej, spoconej dłoni, która przebiegła małymi kroczkami palców po karku. Dostała siarczystego buziaka w policzek i tylko z grzeczności nie wrzasnęła z całej siły lekko astmatycznych płuc, że wolałaby dostać takiego od Irakliego. W usta. Śmierdzącego szlugami i gorzką miłością. Na pewno nie truskawkową gumą do żucia. Mogłaby ukraść wszystkie szyny świata i opchnąć je na lewych złomowiskach, by tylko Łukasiewicz nie kazała jej znowu leźć do schowka przerobionego na siedzibę gazetki szkolnej.
      – Spieprzaj – warknęła, chcąc odepchnąć przyjaciółkę na odległość ramienia. Felicja nie dała za wygraną, ale prawie wyrżnęła się o spadające z nóg chodaki, więc zgrabnym ruchem zdjęła je i ruszyła dziarsko boso. Prosto w ramiona rozwścieczonej Adéli, która nie mogła znieść krzywych spojrzeń Vuka i Aleksa. Zaczepili je przy sali chemicznej, gdzie to Sadık zarzekał, że nigdzie nie pójdzie, musi się uczyć, a jego psychiatra powiedział, iż agresja wynika z przemęczenia i nadmiaru alkoholu. Nikt nie szanował ludzi z pieprzoną depresją. Dlatego nienawidzili się wszyscy z taką fanatyczną pasją.
      – Sadık! Skarbie! – Felicja szybko zapomniała o cierpiącej Adéli i złapała skwaszonego nawet-nie-znajomego za ramię, szczerząc się, jakby faktycznie było z czego. – Mam głęboką nadzieję, że właśnie zmierzałeś do Propagandy!
      Nie odpowiedział po dżentelmeńsku, ale wcale nie po to, by było jej miło, a by może przestała ględzić. Vuk pytał się o parę decybeli zbyt głośno, czy Adéla na pewno dobrze się czuje, bo jest jakaś blada. Pokręciła niewyraźnie głową, zmieniając temat na to, czy nie widział Irakliego. Nie pożegnała się z nikim, Aleks i Vuk odprowadzili ją wzrokiem, Felicja nawet na nią nie spojrzała, bo była zbyt zaaferowana Sadıkiem i propagandą, by zauważyć, jak przyjaciółka rozpada się na kawałeczki w rozpaczy. Postawiła sobie za cel: albo pocałuje Irakliego do końca tygodnia – przy oglądaniu reklam tabletek na uzależnienie od nikotyny, powrocie do domu obskurnym autobusem, czy po prostu, gdy ten powie, jak mu, kurwa, źle na tym świecie – albo się zabije.

*

      – Witamy w siedzibie niepaństwowej, otwartej i kompletnie niezależnej darmowej szkolnej prasy!
      – O wdzięcznej nazwie Propaganda, rozumiesz ironię? – Krzesło na kółkach przejechało całą odległość od okna do drzwi. Chłopiec w ogrodniczkach, którego jeszcze tego samego dnia Eliza wykorzystała na posyłki, siedział po turecku i bazgrolił coś na kartce pokreślonej kolorowymi markerami. Było na niej zdecydowanie za dużo kwiatków, a za mało sierpów i młotów, co próbował desperacko naprawić. Podniósł przekrwione oczy na Sadıka, uśmiechając się lekko, na co ten wręcz zadrżał, bo było w nim coś cholernie smutnego. Prawie tak jak jego spieprzająca młodość. Wyglądał, jakby dopiero co wylał morze łez i się w nich na dodatek utopił.
      – Ta, chyba czaję – burknął, byle jak najmilej. Raivis odepchnął się stopami od ściany i odpłynął krzesłem w stronę Eduarda, uporczywie wlepiającego dwie pary oczu w ekran komputera.
      Felicja wepchnęła gościa raz a porządnie za próg. Sadık zmierzył wzrokiem pomieszczenie zawalone papierami i długopisami. Po podłodze walały się spinacze do papieru i brzydkie rysunki czerwonymi mazakami. Jedno, jedyne okno wysoko pod sufitem otwarte było na oścież, z prymitywnego.karnisza wisiały krzywe wycinanki napisu P-R-O-P-A-G-A-N-D-A. Energooszczędna żarówka nie dawała wcale światła, więc na każdym stoliku, których po zewnętrznej było po cztery, a w środku dwa, stały uderzające białym światłem lampki.
      Felicja wyszczerzyła się do piszącego coś na jednej ze środkowych ławek Torisa. Zaraz jednak zrzedła jej mina. Rozejrzała się po ciasnej przestrzeni.
      – Gdzie Eliza? I Feli?
      Chłopak w okularach wymamrotał coś o kawie. Toris oderwał się od swojej pracy.
      – Feliciano musiał iść do domu. Narzekał, że jego brat znów umiera. A Ela chyba wyszła się napić. Mówiła, że...
      – Łeb mnie napierdala, jak cholera, proszę ja panów! – Długa spódniczka prostacko wepchnęła się między Felicję a Sadıka, zmierzając chwiejnym krokiem w stronę miękkiego krzesła zaiwanionego z pokoju nauczycielskiego. Eliza z piórkami we włosach rozłożyła się na nim, przykładając zimne dłonie do rozgrzanego czoła. Próbowała nie przeklinać na swój marny los, albo po prostu ignorować Sadıka i Felicję wpatrujących się w nią z żałością.
      – A tobie co? – rzucili niemal jednocześnie.
      Otworzyła jedno oko, taksując ich nieprzychylnym spojrzeniem.
      – Próbowałam skończyć ten artykuł o klasach społecznych i zaletach szkolnego komunizmu, ale łeb mnie rozbolał, więc oddałam rewolucję w ręce Raivisa.
      Chłopiec rzucił rysowanie sierpów i młotów.
      – Mnie?
      Eliza udała, że zalewa się łzami.
      – Przecież mam leki – dodał. – Mówiłem.
      Eliza zaczęła krzyczeć, jaka jest mu wdzięczna i nawet dziwnie wyglądające opakowanie z niewątpliwie cholernie mocnymi tabletkami, nie wprawiło ją w zastanowienie.
      Felicja już nawet nie słuchała jej jazgotu. Podsunęła Sadıkowi krzesło, a sama usiadła na zawalonej papierami ławce.
      – Jesteśmy po godzinach, mogę być stronnicza, jak tylko sobie to wymarzę – zaczęła miękko. – Słuchaj, ja wiem, że teraz to dla ciebie niezbyt dobry moment, ale jesteś potrzebny. W sensie, eh, Eliza wytłumaczyła mi o co chodzi, bo rozumiesz, wszechwiedząca nie jestem, ale ta impreza na zakończenie trzecich klas to całkiem spoko pomysł. I trochę się na to podjarałam, Eliza jeszcze bardziej i w zasadzie wszyscy, ale nikt z nas nie jest w trzeciej klasie.
      Nie zmierzała w stronę alkoholu. Na pewno. Podparł brodę i wpatrywał się w nią wyczekująco.
      – Masz znajomych w trzecich, co nie?
      Nie miał.
      – Pogadaj z nimi, jakkolwiek twoja uroczo wredna mordka nie będzie przez to cierpieć. Ja też nie mam znajomych, nikt mnie, mówiąc szczerze, nie lubi. Nas. Nas nikt nie lubi. Znaczy... Laurę też mało kto, ale jest dziana. Dzianym zawsze łat... Sadık, słuchaj mnie do cholery! – Trzasnęła dłonią w ławkę, podrywając tym samym i jego i Raivisa, który zdrzemnął się na swoim krześle. Spojrzał na zegarek i niczym królik z Alicji z krainy czarów zaczął zbierać swoje rzeczy, krzycząc, że jest spóźniony.
      Felicja zignorowała go i chrapiącą Elizę. Przyszpiliła Sadıka wzrokiem, kontunuując:
      – Laura ma kasę, duży dom i prestiż. My mamy antydepresanty, szlugi i te piwnice, w których żyjemy. Zgarnij mi tylko ludzi, którzy są pojebani, a damy radę wdeptać Peeters w ziemię. No, z błotem ją zmieszać!
      Sadık przysypiał, próbując nadal słuchać o muzyce, bólach głowy i szelestu papieru. Obudził go z letargu dopiero trzask otwieranych drzwi. Przez próg wpadła jak burza Natalia – wysoka jak wieża, chwiała się na zbyt wysokich butach, anorektycznie chude nogi w czarnych wełnianych rajstopach zaplatała w dziwne krzyżyki, prawie się o nie przewracając. Otuliła się dzierganym swetrem, a szalikiem, którego nigdy nie zdejmowała, owinęła się aż pod sam nos, który miała wyraźnie zaczerwieniony. Rzuciła się przed siebie, rozczapierzone palce kierując w kąt pokoju.
      Na sam jej widok Raivis wypuścił z rąk wszystkie trzymane rzeczy.
      – Przepraszam! Przepraszam, miałem już tam schodzić!
      Ale Natalia nawet na niego nie spojrzała. Skuliła się pod ścianą w malutką kulkę, zaplatając ramiona wokół swoich nóg. Barki unosiły się to w górę, to w dół, wypuszczając nieartykułowane dźwięki podobne płaczu. Dygotała na całym ciele, łapiąc powietrze głębokimi haustami. Nie podnosiła wzroku ze swoich powyginanych palców.
      Trzeba było kulturalnie odwrócić od niej swój wzrok, póki Raivis nie przyprowadziłby ją do porządku. Tkwił w bezruchu jeszcze dobrą chwilę, robiąc z ust podkówkę pełną politowania czy żalu, a w kącikach oczu zaiskrzyły się łezki, ale nie smutku, zwykłej troski na widok skulonej Natalii, owiniętej szalikiem i swetrem po końce uszu.
      – Och, Tusiu – wykrztusił. – Tusiu, co się znów stało?
      Trzecioklasistka pociągnęła nosem, chłodząc rozgrzane policzki i czoło wierzchem zimnych, szorstkich dłoni. Skuliła się do jeszcze mniejszych rozmiarów. Raivis przydreptał do niej jakkolwiek rozdygotany, kiedy przyjaciółka zaczęła opowiadać mu, że na korytarzu znów ktoś mówił, że jest satanistką, ćpa i tnie się do żywego mięsa, bo jest pojebana. Drżała przy tym, połykała powietrze i rozczapierzała palce, wyciągając je, by przytulić Raivisa. Chłopiec przykrył dłońmi jej dłonie i zaczął powtarzać, że nikt tak nie myśli i musi przestać płakać, bo znów rozboli ją głowa. Potem schował ją w ciepłym uścisku, póki nie zaczęła wolniej oddychać i kląć na wszystko dookoła, a najbardziej na samą siebie.
      Eliza przez cały ten czas spała. Eduard nie przestawał formatować tekstu. Toris tylko czasem zerkał na brata, tulącego już tak dorosłą dziewczynę, jakby nie umiała już sobie sama radzić. Wszystko to było przecież na porządku dziennym. Felicja ukryła niesmak na widok jej kościstej postury i worków pod oczami, zwracając się do jedynego przerażonego tym widokiem Sadıka.
      – No, widzisz. – Zatarła dłonie. – Dlatego nikt nas nie szanuje. A teraz pomożesz, czy nadal będziesz udawał, że nic cię to nie obchodzi?
      Całkiem chętnie się zgodził.

boże, czemu oni wszyscy mają depresję

DYNIA ZAMIAST GŁOWY » hetalia; rombulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz