Dzien jak każdy

19 0 0
                                    

Czasem za dużo myślę. Zdecydowanie zbyt wiele spraw plącze mi się w głowie. Zazwyczaj panuje tam istny mętlik i nie moge wytrzymać tak ogromnego chaosu. Trwa wieczna kłótnia między moimi wewnętrznymi sprzecznościami. Ciężko mi z tym. Chciałabym opanować myśli. Marzę, by złapać je w szczelną klatkę i choć na chwilkę usidlić. Jednak są one dzikie, rozjuszone, takie płoche... Bywają aż nadto nieposłuszne. Te ważne dla mnie wspomnienia i rozmyślania giną i juz nigdy nie wracają. Zazwyczaj są ciche i chowają się po kątach, podczas gdy te nieznośne, te, ktorych nienawidzę i chce wyrzucić, sieją totalny zamęt w mojej czaszce. Wszystko jest nie tak, na odwrót ,bez ładu i składu .Bez przerwy toczy sie koło rozkładu. Nie znosze tego, nie znosze przegrywać bitew o byt z samą sobą.
****
Wstałam bladym porankiem, ponieważ budzik dawał o sobie znać. Włączyłam go wczoraj wieczorem, gdy moja chuda ja odmówiła snu tej zdrowej, by ćwiczyć do wyczerpania ostatnich zasobów sił. Podniosłam się z łóżka i rozpoczęłam rytuał bólu. Pierwsze ćwiczenie, które doprowadzało mnie do łez, to brzuszki. I tym razem słone kropelki bezsilności i cierpienia cisneły mi sie do oczu. Szybko zwilżyły moje juz i tak mokre od potu policzki. Kręgosłup stał się odrętwiały z katorgi. Miałam pełną świadomość, ze wystające kręgi tworzą na plecach krwawą mozaikę wysiłku. Zrobiłam postanowione 300.Umierałam z wycieńczenia. Mimo to, zebrałam flaki z podłogi i jak wariatka chwyciłam rączki skakanki. Wykonywałam szybkie i niechlujne skoki, zupełnie jak wygłodniała małpa, której obiecano upragnionego banana. Po 800 nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam na ziemię z impetem. Przeraziłam się, ponieważ mógł on obudzić śpiących w pokoju obok rodziców. Nastawiłam uszu, a gdy upewniłam się, że po mieszkaniu nie rozchodzi się żaden szner zdenerwowanego rodzica, odetchnęłam do reszty rozkoszując sie pozycją leżąca. Chwila ulgi nie trwała jednak długo, gdyż głoś chudości w mojej głowie zrobił się niebywale głośny i nakazywał kontynuację męczarni. Jak zawsze grzecznie go posłuchałam, dlatego też z trudem podniosłam się z ziemi i z jeszcze większym trudem utrzymałam równowagę .Biegłam w miejscu, co chwilę zataczając się ze zmęczenia. Ustawiłam stoper na 15 minut, a gdy zadzwonił złożyłam swoje ciało na upragnionym łóżku. Łzy znowu wstąpiły na taflę zwierciadeł mojej duszy. Płakałam jak dziecko, ktore już nawet nie wie, dlaczego płacze. Otarłam twarz z resztek śladów słabości i udałam się do łazienki, by pozbyć się przekleństwa. Zawsze liczę, ze kiedy zmyję z siebie pot i łzy, to zmyję też gniew oraz uczucie porażki. To taka naiwna nadzieja, kogoś kto udaje, że już nie wierzy w lepszy czas... Oczywiście zawsze się zawodze.
Na śniadanie wybieram marchewkę albo nic. Zależy od tego, kto wygra pojedynek. Jeżeli będzie to zdrowa ja, to wezmę moze nawet dwa warzywa, jeśli zwycięży chuda ja, nie zjem posiłku. Dzisiaj wygrała zdrowa ja, dlatego posile się marchewką. Musze jednak iść na jakikolwiek kompromis, dlatego też jestem zobowiązana, by pokroić pokarm w jak najdrobniejsze kawałki. Zawsze jest szansa, że obędzie się bez porannej awantury. Potem musze ubrudzić talerz. Zabawiam się w artystę. Maluję po nim jak po płótnie. Tu troche masła, tam okruszki chleba, może dodam nawet keczup, tak dla wiarygodności. W koncu, co to za tosty, bez keczupu?
Nie umyje po sobie ,nie przez brak kultury i dobrego wychowania, lecz przez fakt, ze moje dzieło sztuki nie powstało na marne, tylko na pokaz. Muszą zobaczyć je rodzice, zastanowić się nad genezą powstania...

SiostraDonde viven las historias. Descúbrelo ahora