II. Never

11K 630 116
                                    

Po całym zajściu na stołówce, Blake'a unikałam jak ognia i chociaż wcześniej zdarzało mi się widzieć go tylko raz w miesiącu, tak w ostatnich dwóch dniach czułam się, jakby ten człowiek był dosłownie wszędzie. Bałam się nawet wejść do łazienki, żeby przypadkiem nie wyskoczył mi z kabiny.

– A ty co? Nadal czujesz się osaczona? – poczułam szept przy uchu. Gwałtownie podskoczyłam i złapałam się za serce. Kiedy dostrzegłam rozbawioną twarz mojej przyjaciółki, od razu zeszło ze mnie całe ciśnienie.

– El, czy ty choć jeden jedyny raz, możesz się nie skradać i mi pomóc? – powiedziałam z przejęciem w głosie.

– A niby w czym? – zapytała, jakby nie widziała najmniejszego problemu.

– W szukaniu nowej kryjówki. Tamte już chyba wszystkie wychwycił. Czuję się jak w jakimś horrorze. – oparłam czołem o szafkę i zaczęłam w nią walić. – Ten człowiek poszedł nawet do biblioteki! Rozumiesz to? Przecież tam nie chodzi nikt, prócz mnie. –  wyrzuciłam ręce do góry z irytacji.

– Może po prostu przestań się ukrywać. Kiedyś takim sposobem widywałaś go tylko od święta. – wzruszyła ramionami.

– To było kiedyś, a teraz ten palant tylko szuka okazji, by do mnie podejść, żeby nie powiedzieć dobrać. Może powinnam pożyczyć od męża pani Cox jakąś broń? Jak sądzisz?

Jeszcze miałam coś dopowiedzieć, gdy nagle brunetka stanęła jak słup soli i wgapiała się w jakiś punkt za mną.

– Stoi za mną? – spytałam bezgłośnie, na co ona szybko pokiwała głową.

– Stęskniłaś się, cukiereczku? Już myślałem, że mnie unikasz. – przybrałam na twarzy jak najbardziej fałszywy uśmiech i odwróciłam się w jego stronę.
Czarne spodnie, tego samego koloru bluzka i skórzana kurtka, chociaż na zewnątrz można się udusić w czymś takim. Chyba nigdy nie zrozumiem męskiego toku myślenia.

– I wcale się nie myliłeś, cukiereczku. Czyli jak już wiesz, że nie chcę cię widzieć, to możesz sobie iść. – pokazałam mu ręką, żeby spływał, ale ten miał całkiem inny plan, bo przybliżył się jeszcze bardziej.

Jak zdążyłam zauważyć, El gdzieś uciekła, zostawiając mnie na pastwę losu i tego kretyna przede mną. Chłopak oparł jedną rękę obok mojej głowy, a drugą schował do kieszeni.

– Wiesz, moja propozycja jest nadal aktualna, a dopóki się nie zgodzisz, to raczej tak szybko się mnie nie pozbędziesz. – jego twarz była zbyt blisko mojej, a drugą rękę usadowił po drugiej stronie mojej głowy.

Był dobre dwadzieścia centymetrów wyższy, ale mu to nadzwyczajnej nie przeszkadzało. Wręcz przyciskał mnie swoim ciałem do metalowej powierzchni. Cholera, byłam w jakiejś taniej pułapce.

– A jeśli się nie zgodzę, to co? – podniosłam walecznie podbródek, mając już zarysowany plan, jak się stąd wydostać. Załatwię to szybko i sprawnie.

– Wtedy możesz mieć lekki problem, Daves.

Skąd on zna moje nazwisko?

Dobra, mniejsza o to, czas wykonać zadanie i zmyć się, zanim zdąży zareagować. Przybliżyłam się do niego tak, że moje usta dotykały płatka jego ucha i lekko je muskały. Czułam, że się uśmiecha, ale już niedługo, Jones.

– Coś jednak mam przeczucie, że to ty dziś będziesz miał problem. – szepnęłam i nim zdążył zareagować, moje kolano wylądowało na jego czułym punkcie.

Daves jeden, Jones zero.

Chłopak w jednej chwili oderwał się ode mnie i upadł na kolana. Popatrzyłam na niego i puściłam mu oczko. Z satysfakcją mogłam patrzeć na grymas i niedowierzanie na jego twarzy. Gdy już nacieszyłam się tym widokiem, obróciłam się na pięcie i odeszłam z miejsca zbrodni. Nim udało mi się zniknąć za rogiem, usłyszałam jeszcze przesiąknkęty bólem głos blondyna.

Accidentally in LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz