Kim chwycił go za uda żeby oplótł go nogami w pasie i wstał prawie się wywracając przez piasek. Z uśmiechem szedł przed siebie, a potem wszedł wgłąb lasu z nadzieją, że coś tam znajdą.
Modlił się o winogrona...

Jeon objął go od razu za szyję, a ścisnął nogami, żeby nie spaść. Zaczął się rozglądać i krzyknął triumfalnie na widok bananów.
Które kochał równie mocno jak winogrona.
Zachichotał widząc, że szata Taehyunga zsunęła się trochę z jego ramion i cmoknął go w odkryty obojczyk. Nie powinien tak go rozpraszać, ale był zbyt szczęśliwy i wesoły by o tym myśleć.
Tae także zachichotał, kiedy go cmoknął. Spojrzał mu w oczy.
- Karz im zalecieć na ziemię - zaśmiał się patrząc na banany. Nie miał siły znów wzlecieć, a młodszy jeszcze chyba ma swoją moc, prawda?
- Nie mam władzy na owocami - zaśmiał się i machnął dłonią - Wiatr - szepnął i silny podmuch zrzucił owoce z drzewa - Mogę rozkazywać ludziom, zwierzętom i żywiołom, ale na tym się kończy moja moc - westchnął i zrzucił jeszcze kokosy. Jeden z nich poleciał niefortunnie prosto na głowę Kima...
- Aishhhh - syknął wyższy i chwycił się za głowę, ale po chwili zaśmiał się głośno - Królik chce mnie zabić - westchnął chichocząc i poklepał go po główce - Teraz to zbieraj! - pokazał na owoce ze śmiechem.
- Oszalałeś?  - parsknął śmiechem, a potem znów machnął ręką i podmuch uniósł wszystkie owoce - Chodź za swoim panem - odparł teatralnie i zszedł z niego, zaczynając iść. Szedł kręcąc biodrami niczym Afrodyta. Gdy znaleźli się na plaży wiatr odstawił owoce na piasek, a Jungkook wezwał wodę, by je umyła.
- Tak jest, Panie - zaśmiał się Kim i za nim poszedł. Ale za każdym śmiechem Taehyunga krył się smutek związany z przewidzianym już tragicznym zakończeniem ich miłości.
- Kocham cię - powiedział czując potrzebę żeby mu to wyznać patrząc w oczy, a nie poprzez szept niosący się echem.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział z uśmiechem młodszy i chciał do niego podejść, ale wtedy potknął się na piasku i poleciał do przodu. Odruchowo się czegoś złapał... I była to szata Taehyunga, która z niego zdarł gdy upadł przed nim.
Ściskał w rękach złoty materiał i powstrzymywał się od głośnego wybychnięcia śmiechem. Nie podniósł głowy, bojąc się widoku Kima...
- Aż tak ci się śpieszy? - zaśmiał się starszy i przytrzymał jego głowę w dole żeby nie patrzał i wyrwał mu szatę niedbale ją zakładając. Potem uklęknął przy nim i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie jest? - otrzepał jego pupę z pisaku śmiejąc się bezgłośnie.
Niższy spojrzał na niego cały zarumieniony i uśmiechnął się lekko.
Zmarszczył zabawnie brwi czując jego rękę na swoich pośladkach.
- I komu tu się śpieszy? - zachichotał, chociaż wiedział, że Taehyung wcale nie miał TAKICH intencji.

Kim warknął oburzony, ale po chwili głośno się zaśmiał i chwycił go za uda by zaraz potem usiąść na piasku sadzając go sobie na kolanach. Wziął jednego banana i obrał go ze skórki i podał Jeonowi.
- Smacznego gwiazdko - potarmosił delikatnie jego nosek i objął lekko w pasie żeby mógł się dobrze usadowić.
- Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie i poprawił na jego nogach, przysuwając się bliżej ciała Kima.
Włożył banana do ust i ugryzł kawałek. Był słodki, miękki i duży. Jednym słowem - idealny i taki jak najbardziej lubił. Chociaż nie często miał okazję je jeść.

————

Następny tydzień spędzony na wyspie minął im całkowicie bezproblemowo. Taehyung przestał się obawiać, że ich znajdą i niepokój w jego sercu zniknął. Cały czas opiekował się Jungkookiem najlepiej jak mógł, a syreny całe szczęście nawet nie podpływały do brzegu. Oboje byli bardziej pewni swoich uczuć co do siebie i wiedzieli, że nie mogą bez siebie żyć. Taehyung bez Jungkooka to nie Taehyung, a Jungkook bez Taehyunga to nie Jungkook.
Oddali się sobie w całości, poddali się zakazanej miłości.
Ale szczęśliwe chwile szybko się kończą...

Ostatni tydzień był zdecydowanie najlepszym w życiu Jeona. Czuł troskę Kima i bezpieczeństwo, mimo iż stał się śmiertelny. Był wdzięczny za każdą chwilę spędzoną z ukochanym i nabrał pewności, że wszystko będzie dobrze. Ale właśnie ta pewność ich zgubiła.
Był już wieczór i Jungkook siedział skulony na rozgrzanym piasku. Obejmował nogi swoimi ramionami i wpatrywał się w ostatnie promienie oświetlające jego twarz.
- Kocham Cię - szepnął do Taehyunga i spojrzał mu w oczy. Ich miłość zmieniła pół boga. Sprawiła, że stał się dojrzalszy, delikatniejszy i troskliwy.
- Ja ciebie też kocham - odparł chwytając za rękę Jungkooka i gładząc kciukiem jej wierzch. Bardzo lubił łapać go za rękę, młodszy miał zawsze zimne dłonie, a starszy je ogrzewał. Znów był ciepły, znów dosłownie błyszczał. Bo dzięki Jungkookowi coś zrodziło się w jego sercu, coś nieodwracalnego. Ale on się nie sprzeciwiał.
Przestał także chcieć wrócić do Nieba, ponieważ nie byłoby tam jego ukochanego. Był szczęśliwy tu na ziemi, razem z nim. I nawet jeśli miałby już nigdy nie wrócić do Nieba to nie przeszkadzało mu to bo odnalazł nowy dom.
- Dzięki tobie jestem szczęśliwy - przyznał Jungkook, opierając głowę na jego ramieniu. Musnął ustami szyję starszego i uśmiechnął się. Każde czułe słowo, uroczy gest rozbudzało w jego sercu pokłady miłości.
Był gotowy na absolutnie wszystko z miłości i zauważył, że jego moc ostatnimi czasy zdawała się być silniejsza.
Bo Taehyung dawał mu siłę...
- Ja również jestem szczęśliwy, Jungkookie - powiedział uśmiechając się szeroko. Autentycznie czuł szczęście w sercu, miał wrażenie, że bardziej szczęśliwym nie da się być.
I właśnie dlatego to był koniec jego pobytu na ziemi.
Odbył właśnie swoją karę, pokochał życie na ziemi i z tego powodu ma ją teraz opuścić.
Za karę.
Położył dłoń na policzku Jeona i już chciał go pocałować, ale zobaczył, że jego ręka migocze, a jej złoty blask znika.
Cały Kim Taehyung właśnie znikał, niczym tworzony przez niego złoty pyłek.
Nie zdążył nawet nic powiedzieć, nic pomyśleć.
Nie mógł się pożegnać, ostatni raz mu oznajmić, że go kocha.
Młody pół bóg został sam na plaży, a anioł wrócił do Nieba.

- Nie... - szepnął młodszy, a szczęście zaczęło powoli znikać z jego twarzy. - Taehyung! - krzyknął rozpaczliwie i zaczął chodzić po całej plaży. - Taehyung, nie żartuj tak! Przecież... Przecież nie mogłeś zniknąć - wyszeptał zamykając oczy.
Dopiero po wielu godzinach bezczynnego stania zdał sobie sprawę, że jego anioł go zostawił.
Stracił swoje bezpieczeństwo, stracił ukochanego. Stracił wszystko.
Niebo zaszło chmurami i rozpętał się sztorm.
Moc Jeona stała się tak silna, że przez jego emocje żywioły oszalały.
Wszedł powoli w odmęty i od razu pochwyciły go szczęśliwe syreny. Szeptały między sobą, wyśmiewały młodego naiwnego chłopca.
Mówiły, że byli skazani na nieszczęście. Spisani na straty od samego początku.
Najbardziej zaskakujące w tym było to, że Jungkook wcale nie przestał wierzyć. Jego serce zostało rozerwane gdy syreny ciągnęły go do jego dawnego pałacu, ale... Wciąż słyszał słowa swojego kucharza.
"Nigdy nie trać nadziei".
Zamknął oczy gdy te stworzenia wyrzuciły go na brzeg. Od razu poczuł dwie pary silnych ramion ciągnących go do pałacu, a właściwe na ogromny plac za nim.
Wyrok odbył się szybko. Bogowie skazali go na śmierć za złamanie praw boskich.
A on ze spokojem skinął głową i pozwolił wypalić na swoich plecach znamię, które pozbawiło go mocy.
Stał na środku placu przed trzema stołami. Na jednym był miecz, na drugim nóż, a na trzecim trucizna. Chwycił fiolkę i potrzedł do głównego boga, klękając na jedno kolano. Jednak zamiast patrzeć na niego gdy wypił trucizne spojrzał w niebo.
- Kocham Cię Kim Taehyung - wyszeptał, a potem jego ciało upadło na ziemię.
Serce się zatrzymało i dusza Jeona odeszła z tego świata.

Jeon Jungkook i Kim Taehyung spotkali się w Niebie. Żaden z nich nie mogło znaleźć szczęścia na Ziemi lecz nikt nie powiedział, że nie znajdą go poza nią.
Najważniejsze w tym wszystkim było to, że nie tracili nadziei. Pokochali się z każdą wadą i zaletą, mimo iż znali się krótko byli sobie przeznaczeni od dawna.
W Niebie odnaleźli spokój i mogli się bez obaw kochać, tyle ile zapragną.
Bo prawdziwa miłość, nawet jeśli zakazana, nigdy nie umrze.

don't disappear • taekookTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon