Rozdział 5

262 28 0
                                    

- Gdzie tak właściwie jedziemy? - zapytała Melanie popędzając wierzchowca, by zrównać się z Chrisem.

- Tak właściwie, to dokładnie nie wiem. Kieruję się wskazówkami Martina. - odparł.

- A, gdzie chcesz dotrzeć?

- Do niedużej wioski, gdzieś w centrum Sarlake.

- Rzeczywiście mało wiadomo. Dlaczego akurat tam?

- Bo, w tej wiosce mieszka ostatnia znana mi rodzina, moje wujostwo. Bardzo długo prosiłem Martina, by powiedział mi jak tam trafić. To dla mnie bardzo ważne.

- Na prawdę tylko oni wam zostali? - zainteresowała się Julia.

Chris wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Babcia od strony mamy przebywa zapewne gdzieś na Blekinge, skąd pochodzi. O dziadku nic mi nie wiadomo. Mam nadzieję, że ciocia i wuj będą wiedzieć coś o naszej dalszej rodzinie. Chciałbym także poznać moją drugą babcię i dziadka. Martin nie wiele o nich wspominał.

- Jak ich rozpoznasz?

- W sumie nie wiem. Liczę, że to oni rozpoznają mnie. W końcu wyglądam tak jak Martin.

--{----  ----}--

- Felix, obudź się! - Martin z natarczywością potrząsał ramieniem przyjaciela.

- O co chodzi? - Felix podniósł na niego zaspany wzrok.

Chłopa przyłożył palec do ust.

- Nie tak głośno. Ktoś tu jest.

- Co robimy? - Blondyn natychmiast otrzeźwiał i podniósł się z prowizorycznego posłania.

- Musimy wiać. Nie mam zamiaru się na nich natknąć.

- Jest stąd jakieś inne wyjście?

Martin potrząsnął głową.

- Wyjścia nie ma, ale była dziura, którą udało mi się powiększyć. Wyprowadziłem nią Bastera zaraz, jak usłyszałem, że ktoś nadchodzi.

- Czy wiesz kto to jest?

- Nie mam pojęcia. Chodź.

Martin pociągnął przyjaciela do otworu i wyszedł przez niego jako pierwszy. Przycisnąwszy się do ściany, zaczął powoli podchodzić do jej krawędzi. Ostrożnie wyjżał poza nią. Dwóch mężczyzn stało dwa metry od drzwi i uporczywie wpatrując się w frontową ścianę rozmawiali ze sobą w nieznanym chłopakowi języku. Po chwili podeszli do drzwi, otworzyli je i wkroczyli do środka.

W samą porę. - pomyślał chłopak i dołączył do Felixa, który skradał się w stronę niewielkiego zagajnika.

Od około godziny padał śnieg i podłoże powoli przykrywało się białym puchem, który cicho skrzypiał pod butami.

- Mam nadzieję, że nie odkryją sladów. - rzekł Martin, gdy obaj skryli się wśród drzew.

- Jest ciemno, poza tym pada śnieg i same zaraz znikną. - odparł po sekundzie Felix. - Co teraz robimy?

- Nie możemy wrócić do młyna, ani do miasta. Najlepszym rozwiązaniem będzie rozejście się już teraz. Noc jest naszym atutem.

Felix pokiwał głową.

- Tak jest najrozsądniej. Trzymaj. - Blondyn rzucił w stronę Martina gruby koc, który zwędził jeszcze w mieście. - Ta peleryna nie ogrzeje cię dostatecznie.

Chłopak przyjął podarunek z niemym "dziękuję". Tymczasem Felix ostrożnie wsiadł na grzbiet Bastera. Przez chwilę siedział spięty, nie będąc pewnym czy wierzchowiec go przypadkiem nie zrzuci.

Strzelcy-"Rewolta"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz