Rozdział 1

275 34 1
                                    

Dla niektórych miesiąc to po prostu jednostka czasu złożona z trzydziestu dni, które następują po sobie.

Ale dla Martina to była wieczność.

W ciągu dwóch dni przemierzyli wszerz niemal całe Falcons, docierając do niedużej mieściny umiejscowionej u stóp góry, zwanej przez tubylców Górą Kruszców. Po drodze zamienili u jedego z kupców swoje ubrania na bardziej praktyczne. W poprzednich ubiorach zbytnio rzucali się w oczy, co mogło im jedynie zaszkodzić. Podczas wymiany kupiec z niedowierzaniem obejrzał nowo otrzymane ubrania. Suknie księżniczek były wykonane z drogiego materiału, którego nie można nabyć od tak. Chciał zadać pytanie podróżnym, jednak Martin jednoznacznie dał mu do zrozumienia, że sobie tego nie życzy.

Nocami rozpalali ogniska i siedzieli jak najbliżej nich, by nie zmarznąć. Cała trójka miała podłe nastroje, ale z Martinem było najgorzej. Unikał kontaktów wzrokowych, podczas postoju pod byle pretekstem oddalał się od sióstr i nie chciał jeść. Zamknął się w sobie i nie był skory do rozmów, a wszelakie próby nawiązania kontaktu zbywał krótkim "nie mam ochoty na rozmowy". Dopiero gdy przybyli do miasteczka chłopak się nieco ożywił i nieznanym dziewczynom sposobem załatwił u knąbrnego właściciela ziemskiego niewielki domek, opuszczony już od dłuższego czasu. W zamian Martin miał pracować w tutejszej kopalni. Chłopak nie wyraził słowa przeciwu.

Tym oto sposobem trafił do kopalni, gdzie w pocie czoła pracował wydobywając cenne w Falcons akwamaryny. Czasami mimowolnie podsłuchiwał rozmowy górników, którzy opowiadali między sobą o tym, co dzieje się w ich kraju. Informacja o ataku wyjątkowo nadszarpnęła wiarę w siłę państwa, które w oczach ludu było potęgą. Martin wiedział, że Evalończycy są lepiej uzbrojeni niż wojska Falcons. Mieli armaty, które dawały ogromną przewagę. Nigdy jednak nie powiedział tego przy innych robotnikach, wolał zachować w tajemnicy to kim jest on i księżniczki.

Tak minął miesiąc. W przeciwieństwie do Julii, Martin powoli przyzwyczajał się do żmudnego życia. Dziewczyna wraz z siostrą starała się jak mogła, by przywrócić dawnego i energicznego Martina do życia. Jednak ich starania przynosiły marne efekty. Owszem, chłopak zaczął prowadzić z nimi krótkie rozmowy, jednak tematów dotyczących Falcons unikał jak ognia. Pewnego dnia, gdy Martin wyjątkowo nie poszedł do kopalni dziewczyna postanowiła ponownie spróbować.

- Podobno do miasta przybył kupiec.

- Nic w tym dziwnego, ciągle przyjeżdżają.

- Ale ten jest ze wschodu.

- I co jest w tym wyjątkowego?

- Nie rozumiesz? Jestem niemal pewna, że wie co się na tamtych terenach aktualnie dzieje. Jeżeli chcesz mogę pójść go o to zapytać.

Martin zmarszczył brwi i odwrócił wzrok, kierując go w stronę tańczących w piecu płomieni.

- Nie chcę.- odparł krótko.

- Ale dlaczego?

- Po prostu nie chcę.

Julia przez chwilę milczała patrząc na przyjaciela.

- Czemu wciąż unikasz tego tematu? Czego się boisz?

Chłopak milczał.

- Może wreszcie to z siebie wydusisz? - burknęła tracąc cierpliwość - Siedzimy tu już tyle czasu zamiast działać! Mam dość twoich humorów i tej cholernej bezczynności!

- Co chcesz wiedzieć?! Czy wygrali? Czy im się udało?- zciszył nieco ton - Otóż nie, nie mieli żadnych szans, zamek legł w gruzach. - Chłopak przerwał na chwilę i uspokoiwszy się nieco kontynuował -Gdy król kazał mi was wywieżć z zamku dostrzegłem to w jego oczach. On wiedział jak to się skończy.

Strzelcy-"Rewolta"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz