-To jak szukanie igły w stogu siana.
Następnego dnia nadal przeglądałyśmy nazwiska z Garcią.
-Proszę- podała mi parujący kubek latte. Upiłam łyk i zabrałam się do dalszej pracy. Spędziłam nad tym cały wieczór. Miałam ochotę odpocząć, gdzieś wyjść, ale zdałam sobie sprawę, że bez reszty zespołu, a w szczególności bez Spencera i ojca, to bez sensu. Więc pracowałam dalej.
Zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
Hotch.
-Rossi- odebrałam.
-Ofiary dostawały liczne pogróżki, ktoś się na nich uparł. Lokalna policja dostała zawiadomienie o kolejnych groźbach. Ofiarą ich jest Charles Patterson, kardiochirurg.
-Przyjęłam.
-Ah, jeszcze coś. Ofiary miały specjalizację z pediatrii. Zmniejszcie poszukiwania do dzieci- rozłączył się. Oparłam się na fotelu.
-Penny...
Spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Co jeśli data jest stresorem? Może to rocznica śmierci lub pogrzebu? Może stracił dziecko i postanowił wyżyć się na lekarzach?
-Dziewczyno, jesteś genialna- szepnęła -Szukam, a ty dzwoń do zespołu.
Zadzwoniłam ponownie do szefa, przekazując mu informację, a potem dołączyłam do Garcii.
-Bingo!- wykrzyknęła zadowolona.
-Carly Adams, siedmioletnia dziewczynka, miała niewykrytą wadę serca. Trafiła do szpitala po tym, jak zemdlała na meczu baseballa. Jej ojciec...-tu kliknęła parę razy w klawiaturę- James Adams. Rozwiódł się ze swoją żoną dwa miesiące po śmierci Carly, po czym leczył się w klinice uzależnieniowej. Mam jego adres, wysyłam do Hotcha.
-Mam nadzieję, że zapewnili odpowiednią ochronę Pattersonowi- upiłam łyk kawy, czekając na wiadomość od zespołu.
***
Zdołali złapać Adamsa, zanim Charles Patterson stał się jego kolejną ofiarą. Pożegnałam się z Penny i wróciłam do pustego mieszkania. Zespół miał być dopiero rano.
Rzuciłam torbę na podłogę i rozsiadłam się w fotelu. Bez taty było tu tak bardzo...pusto? Przyzwyczaiłam się do samotnego mieszkania, ale to był Nowy Jork.
Nowy Jork, nie rodzinny Waszyngton.
To życie zupełnie różniło się od mojego trybu życia. W Waszyngtonie było o wiele spokojniej, a miasto było mniejsze. Czułam, że należę do Nowego Jorku, ale w pracy dla FBI było coś, co mnie przyciągało.
Nie coś, a ktoś.
Odegnałam szybo od siebie te myśli i poszłam na górę wziąć długą kąpiel.
Jednak Spencer nadal był ze mną i tylko czekał na odpowiedni moment.
Perspektywa Spencera
Niebo powoli się rozjaśniało, a lot dobiegał końca. Czytałem książkę, a reszta ekipy spała. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo dosiadł się do mnie Morgan.
-Co tam, pięknisiu?
Uniosłem wzrok. Dobrze wiedział, że działa mi na nerwy, gdy tak mówi.
-Nie mów tak na mnie. I w porządku, dzięki, że pytasz.
-Oh, przecież wiesz o co pytam- poruszył brwiami- Coś świrujesz z doktor Rossi.
-Co? Wcale nie, ja...-zacząłem się tłumaczyć i czułem, że się czerwienie.
-No taaaak, pewnie. Mnie nie oszukasz, Reid. Więc co planujesz?
Wzruszyłem ramionami. Co niby miałem planować? Nigdy nie byłem w stałym związku.
-Reid, stary, nie możesz przegapić takiej szansy. Ona wpatruje się w ciebie jak w obrazek, kup jakiegoś kwiatka i zaproś ją na randkę.
-Właściwie, spotykamy się...ale tylko jako kumple z pracy- szybko wytłumaczyłem.
-No to zaproś ją na randkę! Prawdziwą, romantyczną randkę.
Zamyśliłem się.
-Myślisz, że Rossi będzie zły?
-On nigdy nie marzył o lepszym zięciu, Reid- Derek puścił do mnie oczko- Poza tym, jesteśmy jak rodzina. Nie zwlekaj, bo szansa przepadnie.
I zostawił mnie samego z myślami. Zastanawiałem się, czy to dobry pomysł i czy Allie by tego chciała?
No i jest już piąty! Powoli się rozkręcam :) Jak myślicie, czy Spencer posłucha rady Morgana? I czy Allie będzie w ogóle zainteresowana perspektywą związku z Reidem? Do następnego! XOXO
Dedykuję rozdział singlom, mimo, że nasz dzień był trzy dni temu :D
YOU ARE READING
We are FBI
FanfictionDwudziestopięcioletnia Allie Rossi rozpoczyna pracę w BAU - Jednostce Analiz Behawioralnych, pracującej dla FBI. Problemem nie jest zerowe doświadczenie, nadopiekuńczy ojciec, czy brak przyjaciół w nowym mieście. Problemem staje się rosnące uczucie...
Samotność
Start from the beginning