Część 8.

77 4 1
                                    

Kiedy obudził ją wiatr pukający w okno, Sara natychmiast zrozumiała, że coś jest nie tak. Pobiegła do pokoju ojca sprawdzić, czy aby przypadkiem nie wrócił, gdy ona spała. Nie było go tam, jednak nie dopuszczała do siebie najgorszych myśli. Postanowiła odpuścić sobie na dzisiaj szkołę. Nie dlatego, że była leniwa w żadnym wypadku. Po prostu napad i nagłe zniknięcie ojca trzymały ją na skraju nerwów. Dramat. Nagle zobaczyła, że telefon i kluczę miała w tylnej kieszeni spodni. Coś jej chociaż po tym zostało. Postanowiła nie zostawić tego od tak. To wkońcu kradzież. Wczoraj napadli ją, a jutro mogą napaść kogoś innego. Wzięła drobne ojca, które cudem udało się znaleść i kierowała się w stronę najbliższej pomocy. Nie kto inny jak policja. Niby największy skarb, a gdy widzisz radiowóz to od razu czujesz zagrożenie. Logika ludzi XXI wieku. Wsiadła w pierwszą lepszą komunikację miejską i jechała w stronę komendy. 15 minut jazdy, a czas dłużył się niesamowicie. Jechać autobusem to jak wchodzić na szczyt najwyższej góry, gdzie droga jest cała w lodzie. Dlatego właśnie Bóg wymyślił dodatkowy element człowieka, którym są nogi. Niezbędnik każdego z nas! Tylko dbać o nie! Kiedy jej cel widniał przed samym nosem bez wahania weszła do środka. Napotykając na drodzę komendanta, zaczęła swoją opowieść, w której potrzeba było tylko zakończenia.
- Przepraszam pana. Ja chciałam zgłosić napad!
- Nie mam teraz czasu, proszę wybaczyć.
- Ale okradziono mnie! - krzyknęła, gdy ten znajdował się za jednymi z miliona drzwi. Gdzie tu sprawiedliwość ludzka. Egoiści mają kompletnie gdzieś problemy mieszkańców tego miasta. Przyjdą, posiedzą za biurkiem, poszpanują odznaką i pójdą spokojnie do domu, bo wiedzą, że nikt im nie zrobi krzywdy. Przykład 0%. Szczekają ile się da, a i tak nic mądrego w tym nie ma. Sara robiąc drugą próbę szukała kogoś innego, kto udzieli jej słowa. Widząc policjantkę miała nadzieję, że ta jej wysłucha.
- Przepraszam...
- Tak? - odparła.
- Bo ja chciałam zgłosić naruszenie mojego bezpieczeństwa. - i w tym momencie zadzwonił telefon tej pani. Nie zważając na poszkodowaną odebrała, po czym wyminęła ją szerokim łukiem i zniknęła gdzieś za ścianą. Sara nie ukrywając ignoranctwa i zdenerwowania zaczęła krzyczeć na całe pomieszczenie.
- Czy tutaj nikt do cholery nie może wreszcie zainteresować się moim problemem!!!! - z nikąd u jej boku znalazł się starszy komendant policji.
- Po co ta agresja? W czym mogę pomóc? - zapytał spokojnie.
- Zostałam napadnięta wczoraj wieczorem. Sprawca ukradł mi torebkę i prawdopodobnie zabił człowieka. Prosiłabym, aby ktoś wkońcu zainteresował się całą sytuacją!
- Spokojnie. Proszę za mną. - razem z Sarą poszli do jakieś sali. Była pusta. Jedynie dwa krzesła i jeden stolik. Zero okien, dostępu do światła. Jedna żarówka miała oświetlić całe pomieszczenie. Gdyby nie napis "policja" można byłoby stwierdzić, że to opuszczony psychiatryk.
- Dobrze, może pani powiedzieć co się dokładnie wczoraj wydarzyło? - przerwał ciszę.
- A więc, wracając sobie z pracy około 21:00 usłyszałam huk. Gdy tylko chciałam się odwrócić, ktoś próbował wyrwać mi torebkę. Gdy nie chciałam oddać jej po dobroci on wyciągnął nóż. Wtedy się wystraszyłam i oddałam to co moje, a sama pobiegłam do domu. Nagle znowu usłyszałam huk i zobaczyłam całego zakrwawionego mężczyznę, który leżąc na ziemi nawet nie drgnął. Gdy uciekłam w bezpieczne miejsce nie mogłam nigdzie znaleść mojego ojca. To dosyć dziwne, bo on praktycznie nie rusza się z domu.
- Hmm...tak się składa, że wczoraj właśnie wydarzyła się bardzo podobna sytuacja do pani. Bardzo możliwe, że mamy na myśli to samo. Na całe szczęście sprawca został wczoraj zatrzymany. Znaleźliśmy u niego nie tylko broń, ale i również torebkę. - kończąc ostatnie zdanie, podał Sarzę torbę i dodał:
- Czy to pani?
- Tak! Tak to właśnie moja torebka!
- Proszę sprawdzić, czy nic nie zniknęło.
- Wszystko jest w porządku. Ale co z tym sprawcą? Czy ja mogłabym spojrzeć mu prosto w oczy?
- Zaprowadzę panią. - szli przez ciemne korytarze wszystkie wyglądające tak samo. Prawdziwy labirynt, który nie miał końca. Sama droga zajęła im od 5-7 minut. Stojąc przed ogromnymi drzwiami bała się zobaczyć tego kogoś. Stres nie próbował jej nawet opuścić.
- Proszę się nie bać. Nie rozpozna pani. Za drzwiami jest ogromne lustro weneckie. Nie będzie miał nawet zasięgu wzroku, aby się pani przyjżeć.
- Rozumiem. Przejdźmy już może do rzeczy. - Sara bardzo się nie cierpliwiła. Od razu chciała wiedzieć kim jest ten człowiek. Po chwili drzwi się otworzyły. Stał przed nimi średniego wieku facet, jednak cień padający na jego twarz zupełnie go zasłaniał.
- Można włączyć lepsze światło? - zapytała.
- Oczywiście. - odparł. Gdy tylko światło się zapaliło Sara zwróciła swoje oczy ku mężczyźnie. To co zobaczyła wywróciło jej gałki, a w sercu pojawiła się zupełna pustka. Za drzwiami stał jej ojciec. Ten, który miał wychować ją na porządnego człowieka. Nauczyć kochać, żyć, szanować, wybaczać. Zamiast tego napadł swoje jedyne dziecko. Zagroził śmiercią, przy czym sam zabił niewinną osobę. Kogoś kto miał jeszcze tyle życia przed sobą. Sara pełna napięcia nie zważając na policjanta weszła, a raczej wbiegła do środka.
- Jak mogłeś mi to zrobić!?!? Byłeś moim ojcem!!! Tym, który miał od maleńkiego dawać mi jakieś znaki, miłość!!! Ty w tym czasie chciałeś odebrać mi życie za głupie pieniądze, które i tak byś pewnie przepił!!!! NIENAWIDZE CIĘ!!! - po policzkach dziewczyny spływał strumyk łez. Słowami nie dało się opisać uczucia jakiego czuła. Cała roztrzęsiona wybiegła z tego chorego miejsca. Policjant nie co zdziwiony tym wszystkim, zamknął "przestępce" w celi dając mu przy tym solidnego liścia. On jednak nic sobie z tego nie robił. Nie widział w tym żadnych wad. Chwila wyrzutów, współczucie i przeprosiny to coś, co nawet nie przeszło mu przez głowę. Uparcie stał murem za swoim zdaniem.

*Myśli Sary*
Mamo...pomóż mi. Dlaczego nie ma Cię tu teraz przy mnie, kiedy najbardziej Cię potrzebuję! Przez twoją nieobecność tata tak bardzo się zmienił. Dlaczego nie może być jak dawniej? Dlaczego mnie zostawiłaś...

Sara doskonale wiedziała, że mama ją słyszy. Gdzieś tam w górzę jej anioł stróż czuwa nad nią. Czekała tylko na jakiś znak z jej strony, na pomoc. Tylko to było dla niej teraz najważniejsze.

💋💪😏

What if I close my eyes? // Co jeśli zamknę oczy? ZAWIESZONE Where stories live. Discover now