Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Ma cudowny uśmiech.

-W to nie wątpię, doktorze Reid.

Kelner podał nasze dania i zajęliśmy się posiłkiem. Kuchnia indyjska jest moją ulubioną i miałem szczerą nadzieję, że Allie ją polubi.

Jedząc, opowiadała mi o swojej pracy w Nowym Jorku.

-Tęsknię za nią, to była praca marzeń. Zuckerman nadal się o mnie upomina.

-Mortimer Zuckerman? Właściciel Daily News New York?

-Ten sam- skinęła głową, wbijając widelec w kawałek pieczonego ziemniaka.

-Pracowałaś dla Daily Mail?

-Pracowałam to dobre określenie. W sekcji opiniotwórczej. Ale to już przeszłość.

-Ale powiedziałaś, że to była praca marzeń...

Uśmiechnęła się smutno.

-Musiałam z niej zrezygnować, siła wyższa. Opowiedz mi coś jeszcze o sobie.

Dała mi do zrozumienia, że to już zamknięty temat. Opowiedziałem jej o pracy dla FBI, o tym, że pragnąłem zrobić coś większego dla świata, ale los postanowił inaczej.

Zaproponowałem, że zapłacę za kolację i nie dziwiłem się, kiedy zaprotestowała, jednak po moich namowach uległa. Wyszliśmy na zewnątrz i skierowaliśmy się do parku. Nie sprawdzałem godziny, bo było mi z nią miło i nie chciałem się jeszcze rozstawać. Było dobrze, bo nie musieliśmy myśleć o sprawach, o mordach, o pracy.

Na zewnątrz było chłodno, październik dopiero się rozpoczął. W parku było sporo ludzi, a niewielki tłum był zgromadzony przy starszym mężczyźnie, który na gitarze grał I Don't Wanna Miss a Thing Aerosmith. Poczułem, jak Allie chwyta moją dłoń.

-Podejdźmy bliżej, proszę- pociągnęła mnie tam- Uwielbiam tą piosenkę.

Nadal trzymała moją dłoń, kiedy skończył grać, a tłum się rozszedł.

-Robi się późno- zauważyła.

-Odprowadzę cię- zaoferowałem. Nie chciałem odrywać swojej dłoni od jej dłoni. Gdy szliśmy w ciszy miałem wrażenie, że na swój sposób nadal przeżywa piosenkę. Albo coś innego?

Doszliśmy do mieszkania Rossiego. Na pożegnanie Allie ścisnęła mocniej moją dłoń i obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.

-Dziękuję Spencer, to wiele dla mnie znaczy.

-To drobiazg. Leć, bo robi się zimno.

-Do jutra?- zapytała.

-Tak, pewnie.

Odwróciła się i zniknęła za drzwiami, a ja nadal tam stałem i uśmiechałem się do siebie jak głupek.

Perspektywa Allie

Obróciłam się na drugi bok. Nie mogłam zasnąć. A to wszystko wina Reida. To on tak na mnie działa. A najgorsze jest to, że nie miałam komu o tym powiedzieć. Nie mam przyjaciół w Waszyngtonie, grupę osób, którzy byli blisko (choć wiele brakowało im do przyjaciół) zostawiłam w Nowym Jorku. Najbardziej ufałam Paige, ale o tej godzinie albo spała, albo pracowała. Moi współpracownicy byli sporo starsi i mieli własne życie, rodziny.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu - 23.34.

A potem zrobiłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

Napisałam do Spencera.

Jeszcze raz dziękuję.

Odpowiedź przyszła szybko.

Allie, czysta przyjemność po mojej stronie :) Nie możesz spać?

Wystukałam odpowiedź, ekscytując się jak nastolatka.

Nie, pewnie Cię obudziłam?

Ja też nadal nie śpię, czytałem właśnie Łowcę Snów.

Zaraz przyszła kolejna wiadomość.

Poczytać Ci?

Moje serce zaczęło bić pięćset razy szybciej, o ile to możliwe.

Tak, o ile nie będziesz czytał 20,000 słów na minutę:)

Spencer zadzwonił kilkanaście sekund później.

-Hej, Allie- usłyszałam jego ciepły głos.

-Hej, Spencer- odpowiedziałam. Zaczął czytać, a ja zakryłam się kołdrą, wyobrażając sobie, że on jest obok. Minęło sporo czasu, a powieki zaczęły mi ciążyć.

-Spencer?

-Tak?- przerwał czytanie.

-Chyba już będę spać. Dziękuję.

Miałam wrażenie, że się uśmiecha, więc też się uśmiechnęłam.

-Dobranoc, Allie.

-Dobranoc, Spencer.

Rozłączyłam się i zasnęłam, nadal szczerząc się do siebie.

Przepraszam, że tyle zwlekałam z rozdziałem! Tu jest tylko opis początkowej relacji Reida i Allie, która będzie się rozwijać. Jak zwykle zachęcam do komentowania i głosowania.

Ejdetyka xoxo

We are FBI Where stories live. Discover now