Drugi początek Skoka Tarkena

Start from the beginning
                                    

— Odwiedziłem Sandczyków, kiedy ich statek dokował tu trzy dni temu — podjął temat Skok, całkowicie zrezygnowany. — Skubani wyglądają jak wielkie ślimaki, ale technologię mają przerażająco podobną do naszej. Oglądnęli dla mnie Leroya, ale też nic nie znaleźli. Nikt nie ma pojęcia, jakiego błędu ten raport dotyczy. Wygląda na to, że za dużo przy nim grzebałem. Gdzieś pojawił się zły zapis, i teraz raz po raz z automatu uruchamia się jakaś głupia komenda, która go restartuje... — Zastanowił się chwilę. — Albo cholera wie, co. Eh.

Machnął ręką, nie chcąc więcej o tym myśleć.

— Mógłbyś kupić nowego robota — rzucił po chwili barman, zabierając jego pustą szklankę. — Nie mówię, że od razu piątkę, te przeklęte AI niemało kosztują, ale trójkę? Nawet dwójkę. Spójrz prawdzie w oczy, Skok, Leroy ledwo się trzyma.

Jak na komendę, robot nadjechał z drugiego końca sali i grzmotnął w bar. Wycofał się, zrobił małe kółko i wreszcie zatrzymał się niedaleko stołka Skoka. Jego kamera obróciła się kilka razy, po czym zamarła, wycelowana w mężczyznę.

— Dzień. Dobry. Skok. — przywitał się uprzejmie robot, świeżo po restarcie.

Skok spojrzał w dół, na niewielką maszynę na gumowych gąsienicach i wydał się nagle dziwnie odległy.

— Wiem — odparł barmanowi, zamyślony. — Mógłbym.

— Zero. Kropka. Zero. Zero. Zero. Zero. Zero. Zero. Zero. Zero. Osiem. Procent. Populacji. Planety. Olter. Uważa. Że. Kurczaki. Są. Niebieskie — oznajmił nagle Leory.

Barman zmarszczył brwi, a potem wybuchnął głośnym, zaraźliwym śmiechem.

— Bajerujesz obcoplanetowców na to, że kurczaki są niebieskie? — zapytał, wciąż rozbawiony.

— Dziękuję, Leory — odparł sarkastycznie Skok, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Nie. Ma. Za. Co. Skok — odparł natychmiast robot. Chwilę buczał cicho, po czym znów się odezwał. — Za. Co. Mi. Dziękujesz?

Skok tym razem go zignorował. Barman zniknął na chwilę, zajęty pracą, ale kiedy wrócił, minę miał zadowoloną.

— Chcesz usłyszeć dobrą wiadomość?

— Nie muszę dzisiaj płacić? — Skok posłał mu swój anielski uśmiech.

Mężczyzna prychnął.

— Nie. Ale statek, do którego cię przepisano, właśnie zadokował.

Skok podniósł gwałtownie głowę, otwierając szerzej oczy.

— Zrzucasz się...

Barman pokręcił głową.

— Wczoraj wszedł na orbitę, kilka minut temu się zakotwiczył — zaśmiał się cicho, widząc minę Skoka. — Koniec czekania, co? Wynosisz się z tej dziury.

Dwa razy mężczyźnie nie trzeba było powtarzać. Poderwał się ze stołka, rzucił na ladę kilka srebrnych krążków OK i wykonując na pożegnanie teatralny obrót, ruszył szybko w stronę włazu wyjściowego.

— Leroy! — zawołał przez ramię. — Rusz się! Wracamy do gry!

Robot drgnął, przekręcił się dookoła własnej osi, po czym ruszył na gumowych gąsienicach w ślad za Skokiem i wjechał w ścianę, tuż obok drzwi.

* * *

Nowym domem Skoka okazał się moloch polityczny. Statek tak wielki, że lądując na Ziemi bez problemu przykryłby całkowicie małą wioskę. Było to oczywiście porównanie czysto teoretyczne – maszynę budowano w przestrzeni kosmicznej i nie miała odpowiednich osłon, by kiedykolwiek wejść w atmosferę.

Dwanaście początków Skoka TarkenaWhere stories live. Discover now