Pierwszy początek Skoka Tarkena

5.4K 458 149
                                    

Antyarktyka mówi:  Premiera tego opowiadania miała miejsce w pierwszym numerze gazetki  whatsupwatt. Jeśli ktoś interesuje się wattpadowym życiem, albo w ogóle pisaniem samym w sobie, serdecznie zapraszam do odwiedzenia ich profilu!

Wiem, że zainteresowani już przeczytali to opowiadanie na What's Up Watt. Jednak wstawiam je także do siebie, żebyście mogli widzieć wszystkie moje prace w jednym miejscu. (No i bardzo je lubię, głównie to dlatego. ;))  To tyle. Pozdrawiam!


Początki rzadko są ładne i prawie nigdy proste. Towarzyszy im stres, strach przed nieznanym. Początki oznaczają zazwyczaj, że wchodzimy w swojego rodzaju ciemność i musimy wiele rzeczy robić na nowo albo od zera. Trzeba się odnaleźć w obcej sytuacji, przystosować, nauczyć co i jak. Ogarnąć otoczenie.

W skrócie – początki są zazwyczaj idealną okazją, żeby coś spieprzyć.

Skok Tarken, w ciągu dwudziestu ośmiu lat swojego życia, zdążył się nauczyć, że jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie.

* * *

Wrażenie, że coś jest nie tak, przyszło razem z ostrymi promieniami porannego słońca, które prześlizgnęły się między żaluzjami i padły na twarz śpiącego Skoka.

Mężczyzna jęknął cicho, przeturlał się na drugi bok i wcisnął twarz w poduszkę, goniąc za resztkami snu. Potem jakby zamarł i wolno otworzył zaspane oczy, marszcząc brwi.

Wrażenie, że coś jest nie tak, nasilało się.

— Leroy? — wychrypiał, wciąż walcząc z sennością. — Która jest godzina?

Coś zabuczało cicho w głębi pokoju.

— Dzień. Dobry. Skok — odezwał się sztuczny, trzeszczący nieco głos, artykułując każde słowo tak, jakby było końcem zdania. — Dziś. Jest. Piąty. Dzień. Ósmego. Miesiąca. Roku. 134. Nowej. Ery. Ciśnienie. Wynosi...

Skok wywrócił oczami i przejechał rękoma po twarzy, jęcząc w duchu. Pod palcami wyczuł szorstki zarost. Powinien się ogolić, w końcu dzisiaj jego wielki dzień.

— Godzina. Ósma. Trzydzieści. Dwa — robot dotarł wreszcie do odpowiedzi na pytanie.

Skok znów westchnął. A potem poderwał się gwałtownie do pozycji siedzącej, waląc głową w skośny sufit.

— Ósma trzydzieści dwa?! — syknął, łapiąc się za obolałe miejsce. Zaczął nerwowo wyplątywać się ze zmiętego prześcieradła. — Jestem spóźniony! Cholera jasna, jestem spóźniony!

Biegał po pokoju, wciągając na siebie rozrzucone dookoła części uniformu i klął przy tym siarczyście.

— Ty kupo złomu! — zatrzymał się na chwilę i spojrzał na podłogę, na Leroya. — Czemu mnie nie obudziłeś?!

Na jego obronę, Leroy faktycznie wyglądał jak kupa złomu. Był to stary model robota AI, właściwie najstarszy. Jeszcze z pierwszej generacji. Zbudowany został na planie sześciokąta foremnego i miał dość nieregularną, kanciastą obudowę, która odginała się na różne strony, zwężając jednocześnie ku górze. Cała konstrukcja sięgała mężczyźnie do połowy łydki i poruszała się na gumowych gąsienicach.

Jak każdy robot AI, Leroy wyposażony był między innymi w kamerę, głośniki, mikrokomputer... - wszystko jednak było w jakimś stopniu ukryte. W oczy rzucał się za to wąski ekran umieszczony nieco pod kątem w jednym z jego sześciu boków.

Robot wyglądał jak kupa złomu głównie dlatego, że Skok dłubał przy nim nieustannie, wprowadzając zmiany i dodając nowe funkcje (jak twierdził) oraz próbując powstrzymać tę zabytkową maszynę przed rozpadnięciem się na kawałki (jak twierdzili wszyscy inni). Spod pancerza robota wystawały kable, śruby i kilka bliżej nieokreślonych elementów.

Dwanaście początków Skoka TarkenaWhere stories live. Discover now