#3 Włamanie

382 34 4
                                    

Lotnisko w Starling City było naprawdę okazałe i nigdy nie mogłam się na nie napatrzeć. Wielkie i nowoczesne, zawsze błyszczało w oddali i nigdy nie dało się go przeoczyć. Przypomniały mi się dawne lata kiedy jeszcze działałam u boku Olivera. Teraz jednak szłam u boku Jade, która trzymając w ręku torbę przemierzała lotnisko, chcąc jak najszybciej dostać się do samolotu. Sama też chciałam jak najszybciej rozpocząć i zakończyć "misję", jeśli tak mogłam nazwać włamanie się do tajnego laboratorium we Francji.

Jade podeszła do jednej z kobiet pracujących na lotnisku i powiedziała jej coś na ucho jednocześnie pokazując swoją dłoń, w której coś schowała. Kobieta kiwnęła głową i gestem ręki wskazała nam drogę. Cheshire uśmiechnęła się do niej i upewniając się, że nikt na nas podejrzanie nie patrzy, chwyciła mnie za rękę i pognała drogą wskazaną przez kobietę.

- Kto to był? - zapytałam zdziwiona, obracając głowę w stronę tajemniczej kobiety.

- Rose - odparła siostra - Raczej jej nie znasz. Będzie zajmować się Lian podczas naszego wyjazdu. Poznałam ją kiedyś podczas jakiegoś napadu, ale nie będę zanudzać ciebie całą historią - skrzywiłam się na wspomnienie o napadzie, ale postanowiłam milczeć. Nie przyszłam tu przecież po to by udzielać Jade wykładów.

Do samolotu weszłyśmy jakimś bocznym wejściem. Jade mówiła, że to dlatego, aby nikt nie zabrał nam broni. Okazało się, że oprócz Rose miała wiele innych przydatnych znajomości. Do Paryża doleciałyśmy po kilku godzinach. Żałowałam, że nie mogłyśmy użyć Bio-Rakiety M'gann. Wtedy podróż byłaby i szybka i wygodna. Zwykłe samoloty, jeśli nie leciało się biznes klasą, nie oferowały ani jednego ani drugiego.

Przed lotniskiem czekał na nas Roy. Jade rzuciła mu się na szyję i powitała długim pocałunkiem. Roy był z początku niezbyt zachwycony, ale niedługo potem przytulił Jade, pytając się o to jak minął nam lot. Kiedy już się od siebie odczepili, łucznik podszedł do mnie i uścisnęliśmy sobie dłonie. Zaraz potem udaliśmy się w kolejną niewygodną podróż do hotelu.

Miejscu, które Jade hucznie nazwała hotelem, bardzo daleko było do tego co zwykle się z hotelem kojarzy. Przybytek był mały i wyglądał jakby był opuszczony od co najmniej 10 lat. Nic bardziej mylnego. Za ladą stała młoda recepcjonistka sprawdzająca coś na telefonie, a na fotelach siedziało kilku mężczyzn pijących alkohol.

Nasz "apartament" składał się z dwóch pokoi i łazienki. Ściany były pokryte brunatną tapetą, a podłogi szorstkim dywanem. Mimo to nie było tu pleśni, a pokój mimo swego niezbyt dopasowanego wyglądu był nawet czysty. Co prawda w łazience brakowało kilku kafli, ale i tak był to chyba dobry wynik jak na tego typu miejsce.

Jade zaparzyła wszystkim herbatę i usiedliśmy na łóżku by dokładnie omówić plan.

- Dobra - zaczęła - Plan jest prosty, Roy osłaniasz nas z oddali i zdejmujesz strażników. Potem ja i Artemis wchodzimy do środka, a ty dołączasz do nas jak pozbędziesz się wszystkich z dworu. Następnie dostaniemy się do głównego laboratorium, zabierzemy co trzeba i ulatniamy się. Proste? Pewnie że tak.

Nie byłam do końca przekonana co do "prostoty" planu Jade. Naprawdę trudno było mi uwierzyć w to, że w trójkę damy sobie radę przeciwko wielu uzbrojonym strażnikom. Gdy Jade wyszła z pokoju, powiedziałam łucznikowi o swoich obawach.

- Atremis - odparł - Ja też nie wierzę w to, że to się uda. Ale musimy spróbować. Jeżeli coś pójdzie nie tak, nie będę cię winił jeśli uciekniesz.

- Chyba sobie żartujesz - pokręciłam głową - Nie zostawiłabym was.

- Miło to słyszeć - Roy uśmiechnął się - Ale serio. Jakby coś się działo to masz wiać.

- Nie ma mowy. Poza tym i tak nie mam do kogo wracać - spuściłam głowę - Jak na razie ty i Cheshire jesteście moją jedyną rodziną. Matki i ojca... nie liczę.

- Przykro mi z powodu twojej straty. Uwierz mi, śmierć Wally'ego mnie też dotknęła - Roy położył rękę na moim ramieniu - Ale nie zapominaj o innych. O Oliverze, Megan, Dicku... masz wielu przyjaciół. Nie jesteś sama. Dlatego proszę cię. Nie narażaj się zbytnio.

- Chciałabym ci to obiecać - zdjęłam z siebie jego rękę - Dobra idę spać. Tobie też radzę.

Zeskoczyłam z łóżka i udałam się do własnego pokoju. Zanim się położyłam, wyjęłam z torby sztylety i strój Tigress. Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję na to, że mi jutro pomogą.

Siedzieliśmy w wypożyczonym samochodzie. W oddali rysował się budynek, do którego zamierzaliśmy się włamać. Tak... Włamać... Znowu to samo Artemis. Znowu przypadła ci rola "tej złej". Jednak podobnie jak kiedyś, ta myśl nie odwiodła mnie od wykonania planu. Spojrzałam na zegarek w aucie. Kilkanaście minut po piątej. Niebo cały czas okryte było granatem, a jedyne światło dawały gwiazdy i słaby blask Księżyca ukrytego za gęstymi chmurami. Pogoda, mimo że nie była ładna, sprzyjała nam. Dzięki mgle z daleka byliśmy nie do wykrycia.

Wysiedliśmy z auta kilkaset metrów przed budynkiem. Roy zapewnił nas, że we mgle z tej odległości, samochód będzie niezauważony. Zaczyna się zabawa.

Do celu dobiegliśmy w kilka chwil. Rozejrzałam się dookoła. Dziesięciu strażników przy samym wejściu i dwadzieścia pozostałych kręcących się po terenie ośrodka R. Labs. Taką nazwę głosiła przynajmniej wielka tablica wisząca nad głównym wejściem. Cheshire zerknęła na Roya i dała znak do ataku. Potem chwyciła mnie za rękę i pobiegłyśmy schować się za jednym z kontenerów. W prawie tej samej chwili usłyszałyśmy wybuch. Rudy wypuścił pierwszą serię strzał. Strażnicy prawie natychmiast go dostrzegli i rzucili się na niego. Roy jednak wskoczył na kontener i znowu zaatakował ich strzałami. Tym razem były one naszpikowane jakimś gazem, bo mężczyźni zaczęli kaszleć, a niektórzy nawet upadli na ziemię. To był nasz moment. Szybko wybiegłyśmy z kryjówki. Ludzie, którzy zostali przy wejściu od razu nas zobaczyli. Jednak ich reakcja była za wolna. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyłam jednego mężczyznę prosto w twarz. Odsunął się trochę, a zaraz potem dołączył się do niego drugi strażnik. Oboje rzucili się na mnie w tym samym momencie. Schyliłam się przed ciosem jednego z nich, ale ręka tego drugiego trafiła mnie w brzuch. Zanim się spostrzegłam jeden z nich podciął mi nogi i wylądowałam na ziemi. Widziałam jak zaciśnięta pięść leci w kierunki mojej twarzy, więc błyskawicznie przeturlałam się kilka metrów w bok i szybko wstałam. Wyjęłam ukryte dotychczas sztylety i rzuciłam jednym z nich. Trafił w nogę mężczyzny, a ten natychmiast upadł na ziemię, zwijając się z bólu. Drugi chciał mu pomóc, ale uderzyłam go łokciem. Padł na ziemię nieprzytomny.

Obróciłam się, żeby sprawdzić jak radzi sobie siostra. Ta skakała nad przeciwnikami, kopiąc ich w plecy i brzuch. Omijała większość ciosów uskakując na prawo, bądź na lewo. Co jakiś czas na podłogę padał kolejny mężczyzna, uderzony przez zamaskowaną Cheshire. Chciałam podejść do niej, ale ktoś objął mnie ręką za szyję i zaczął przyduszać. Nie zastanawiając się wiele uniosłam nogi do góry, pozwalając by przeciwnik przez chwilę trzymał mnie w powietrzu, po czym kopnęłam go mocno w nogi. Ten ugiął się i wypuścił mnie z rąk. Odwróciłam się i zadałam mu serię ciosów ręką. Po dłuższej chwili padł na ziemię.

- Tigress! - siostra zawołała mnie. Natychmiast do niej podbiegłam - Bierz kartę któregoś z nich! Roy zajmie się resztą. Wchodzimy!

Podeszłam do jednego z nieprzytomnych mężczyzn i odczepiłam kartę z identyfikatorem. Z tego co na niej pisało nazywał się on William McCarter. William musiał mi wybaczyć. Miałam siostrzenicę do uratowania.

Podałam identyfikator Jade, a ta od razu przyłożyła ją do identyfikatora obok drzwi. Lampka zaświeciła się na zielono potwierdzając autentyczność karty, a drzwi otworzyły się. Usłyszałam, że biegnie do nas kilku strażników, ale razem z Cheshire szybko wskoczyłyśmy do środka i od razu wcisnęłyśmy przycisk zamykający drzwi. Jade od razu ruszyła przed siebie, by ukryć się za jedną ze ścian. Chciałam zrobić to samo, ale ktoś złapał mnie i rzucił na ziemię. Chciałam się podnieść, ale zostałam przytrzymana. Obróciłam się twarzą do przeciwnika i zastygłam w bezruchu. Jakim cudem...

- Śpij Artemis. Nie zawracaj sobie mną głowy - ręka chłopaka uderzyła mnie mocno w czaszkę.

Zemdlałam.

Wymiar Śmierci [Liga Młodych]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz