Dlaczego?

781 54 9
                                    

Pewnie większość z was już to czytała, ale nie mogłam tak ni z gruchy, ni z pietruchy walnąć ciąg dalszy :)

Stała przed lustrem, przyglądając się smutno swojemu odbiciu. Była ubrana w białą elegancką koszulę, a pod szyją miała zawiązaną luźna kolardę. Nałożyła też więcej makijażu niż normalnie, tak że jej usta były w kolorze malinowym.

Usłyszała ciche westchnięcie - tuż za nią stanął Sherlock, również przyglądając się swojemu odbiciu i próbując zawiązać czarny krawat. On także był ubrany elegancko - miał na sobie garnitur i szmaragdową koszulę (tę od Babet).

- To twój przyjaciel. - powiedziała z lekkim wyrzutem, wciąż stojąc tyłem do detektywa.

- To powinien wiedzieć, że taki socjopata jak ja nie nadaje się na rodzinny obiad.

- John ma po prostu wyrzuty sumienia, że nie spędza z tobą tyle czasu co kiedyś, z powodu żony i dziecka. I nie narzekaj - nie jesteś jedynym socjopatą w tym pomieszczeniu. - Nie mówiła tego na głos, ale nie chciała tam iść tak samo jak detektyw. Dużo ludzi, dużo uśmiechów, dużo udawania, że jest się normalnym.

Uśmiechnął się kącikiem ust do jej odbicia, wciąż próbując zawiązać krawat.

Babet obróciła się do niego i wyręczyła go w tym. Obydwoje dobrze wiedzieli, że Sherlock umie sam zawiązać krawat.

Dziewczyna powoli wiązała materiał nie patrząc na twarz mężczyzny, ale czuła, że mięśnie jego twarzy się mimowolnie się napinają w lekkim uśmiechu. Za dobrze go znała, żeby nie zauważać tych drobnych oznak jego uczuć.

- Nie krępuj się. - powiedziała wciąż nie patrząc detektywowi w oczy, ale dostrzegła kątem oka, że jego prawa ręka drgnęła minimalnie.

Objął ją delikatnie w talii. Babet wyciągnęła ręce i oplotła jest wokół jego szyi, kładąc jednocześnie głowę na jego piersi. Zamknęła oczy wsłuchując się w lekko przyspieszony rytm bicia serca Sherlocka.

Stali tak dobre kilka chwil, dopóki nie usłyszeli dudnienia kroków na schodach.

Oderwali się od siebie.

- Taksówkarz? - spytała Babet, odwracając się do lustra i starając się panować nad targającymi nią uczuciami.

- Listonosz. Nie zamawiałem taksówki. Pojedziemy na własną rękę.

Rozległo się pukanie do drzwi i Sherlock podszedł do nich, żeby otworzyć. Nie mylił się - był to listonosz. Babet usłyszała jego radosny głos, gdy życzył Sherlockowi wesołych świąt i burkliwą odpowiedź tego drugiego.

Wrócił po chwili, trzymając w ręce list zaadresowany do Babet. Nie jego twarzy dziewczyna dostrzegła grymas niezadowolenia i prawie wybuchła śmiechem dostrzegając w Sherlocku podobieństwo do Ebenezera Scroocha z "Opowieści wigilijnej". Postanowiła zachować to stwierdzenie dla siebie. Pewnie Sherlock i tak nie wie, kto to.

Mężczyzna podał jej bez słowa kopertę i odszedł, zapewne nie chcąc jej przeszkadzać. Nie pasowało to do jego pragnącej wszystko wiedzieć natury, ale najwyraźniej domyślił się od kogo ten list i uznał, że to nie ciekawego.

Życzenia świąteczne od rodziny? NUDA!

Babet postanowiła, że przeczyta list później. Włożyła kopertę do kieszeni płaszcza i zawołała do Sherlocka, żeby już wychodzili.

Pół godziny później byli już w domu Mary i Johna - niewielkim, aczkolwiek przytulnym. Znajdowali się tam również pozostali goście: Molly ze swoim nowym chłopakiem ("Zamierza z nim zerwać po świętach" stwierdził Sherlock. Pominął fakt, że chciała, żeby Sherlock był o nią zazdrosny.), Mycroft (Babet wciąż nie mogła znieść najstarszego z Holmesów), Lestrade ("Czy on nie ma rodziny?" zastanawiała się Babet), pani Hudson z jakimś wysokim i rumianym mężczyzną oraz jakiś przyjaciel lekarz Johna z przychodni.

Sherbette - a co gdyby...?Where stories live. Discover now