Rozdział VI - Dziwna rozmowa z ministrem, list i przerażająca prawda

653 64 23
                                    

Stan zeskoczył na chodnik obok nich.

- Jak pan nazwał Neville'a i Lillian, panie ministrze? - zapytał, wyraźnie podniecony.

Knot, niski, kurpulentny mężczyzna w długiej pelerynie w prążki, sprawiał wrażenie przeziębionego i zmęczonego.

- Jakiego Neville'a? Jakiej Lillian? - zdziwił się, marszcząc czoło. - To są Harry Potter i Gabrielle Glacius.

- Wiedziałem! - ucieszył się Stan. - Ern! Ern! Zgadnij, kim są ci Neville i Lillian? To Harry Potter i Gabrielle Glacius! Mają blizny, niech skonam!

- Tak. - powiedział niecierpliwie Knot. - Cóż, cieszę się, że Błędny Rycerz przywiózł tu Harry'ego i Gabrielle, ale teraz oni i ja musimy wejść do Dziurawego Kotła...

I wzmógł napór na ramiona przyjaciół, popychając ich w stronę drzwi pubu. Kiedy znaleźli się w środku, z drzwi za kontuarem wyłoniła się zgarbiona postać z latarnią. Był to Tom, pomarszczony, bezzębny barman.

- Ma ich pan, panie ministrze! - zawołał. - Podać coś? Piwa? Brandy?

- Dzbanek gorącej herbaty, jeśli łaska. - odrzekł Knot, wciąż trzymając Harry'ego i Gaby za ramiona.

Za plecami usłyszeli głośne szuranie i sapanie i pojawili się Stan i Ernie, taszcząc kufry gryfonów i klatkę Hedwigi. Obaj wyglądali na niezwykle przejętych sytuacją.

- Wy, Neville i Lillian, czegoście nam nie powiedzieli, kim jesteście, co? - zapytał Stan, łypiąc na nich. Ernie zerkał ciekawie przez jego ramię.

- Do prywatnego gabinetu, Tom. - rzekł Knot z naciskiem.

- Cześć. - rzekł smętnie Harry, a Gaby pomachała ręką do Stana i Erniego, kiedy Tom zaprosił gestem Knota do korytarzyka za barem.

- Cześć, Neville i Lillian! - zawołał Stan.

Knot ruszył wąskim korytarzem, popychając przed sobą Harry'ego i Gabrielle. Tom wprowadził ich do małego saloniku. Strzelił palcami i w kominku zapłonął ogień.

- Tom, wyślij proszę sowę do Glaciusów, że mamy uciekinierów. - powiedział z uśmiechem minister, po czym barman wycofał się z pokoju, kłaniając się raz po raz.

- Siadajcie, moi drodzy. - powiedział Knot, wskazując na dwa fotele przy kominku.

Obydwoje usiedli. Harry czuł, że mimo płonącego kominka ramiona pokrywają mu się gęsią skórką. Knot zdjął pelerynę i odrzucił ją w kąt, podciągnął spodnie swojego butelkowozielonego garnituru i usiadł naprzeciw nich.

- Harry, Gabrielle, jestem Korneliusz Knot, minister magii.

Ani dla Harry'ego, ani dla Gabrielle nie było to niespodzianką; widzieli już kiedyś Knota, ale sami mieli na sobie wówczas pelerynę-niewidkę, więc minister nie mógł o tym wiedzieć.

Pojawił się ponownie Tom, tym razem w szlafroku na nocnej koszuli, niosąc tacę z herbatą i bułeczkami. Postawił tacę na stoliku między fotelami i opuścił gabinet, zamykając za sobą drzwi.

- No, Harry - rzekł Knot, nalewając herbatę do filiżanek. - aleś nam napędził strachu, nie ma co! Uciekać w ten sposób z domu wuja i ciotki! A Gabrielle... ty nie byłaś wcale lepsza! Chcieliśmy sprawdzić, czy może wiesz coś na temat ucieczki Harry'ego... a ciebie nie ma! Od razu pomyślałem, że poszłaś za nim i przed chwilą okazało się, że miałem rację! Całe szczęście, że tu przyjechaliście. Zacząłem się już bać, że... no, ale jesteście cali i zdrowi, a tylko to się liczy.

Posmarował sobie bułeczkę masłem i podsunął talerz Harry'emu i Gaby.

- Jedzcie, kochani, wyglądacie jak trzy ćwierci do śmierci. No więc... na pewno obydwoje się ucieszycie, że już sobie poradziliśmy z tym nieszczęśliwym nadmuchaniem panny Marjorie Dursley. Parę godzin temu wysłałem na Privet Drive dwóch przedstawicieli Wydziału Przypadkowego Użycia Czarów. Panna Dursley została nakłuta, a jej pamięć odpowiednio zmodyfikowana. Nie będzie pamiętać o tym niemiłym incydencie. Tak więc wszystko już jest w porządku i nikomu nic się nie stało.

Bliznowata - Ojciec chrzestny [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz