XIII. Atlantyda

118 10 1
                                    


*Wizja Kiełby*
Jeszcze niedawno siedziałem obok Jessi. Pięknej, zielonookiej... albo niebieskookiej... Walić to. Siedziałem obok pięknej dziewczyny, a ten okropny agent mnie zgarnął. Jak on śmiał? Czy on wie kim ja jestem?
- Ty... Agencie, masz mnie puścić. – Odparłem niezadowolony, wciąż podążając za mężczyzną.
- Puścić? - Zaśmiał się. - Oj chłopcze, ty nie wiesz z kim rozmawiasz.
- Tak? To ty nie wiesz. Posiadam hodowle koników polnych, mam setki gołębi. Jestem gangsterem, a ty? – Zapytałem z wyższością. W końcu to ja tu byłem prawdziwym przestępcą.
- Ja? Ja jestem Zygmunt Bączek... - zaśmiał się - ...ale dla znajomych Bogdan.
W tym momencie doznałem szoku. Bogdan? Czy to TEN Bogdan? Niemożliwe, on nie mógł być najsławniejszym agentem na świecie, tym, który zna osobiście Putina czy Kim Kardashian... A może to jednak on? W końcu ten wąs ma taki podobny.
- Mówisz, że jesteś Bogdan? TEN Bogdan? - Zapytałem, marszcząc brwi. Mężczyzna zaśmiał się tylko, po czym spojrzał na mnie i kichnął. Dobrze, że się odsunąłem, bo by mnie usmarkał.
- Nie, jestem zwykły Bogdan, TEN Bogdan jest w Malezji na Hawajach. - Odparł, po czym stanął. Po chwili zagwizdał i mogliśmy ujrzeć jego samochód, który wyglądał jak taksówka, w sumie był taksówką. Tak w ogóle, to szkoda, że to nie był TEN Bogdan. Autograf może bym dostał. Ludzie, kumple zapewne zazdrościliby mi, że mam podpis największego na świecie agenta...
- Wsiadaj do auta – rozkazał. Niechętnie posłuchałem go. Zauważyłem jednocześnie, siedząc z tyłu, że szyby były przyciemnione, przez co nie widziałem, co dzieje się na zewnątrz. Zapowiadała się nudna podróż.
- Czemu nie mogę oglądać widoczków? – Zapytałem niezadowolony.
- Za karę, ale też dlatego, żebyś nie mógł odkryć drogi ucieczki.
- Jasne... - Mruknąłem i oparłem głowę o podpórkę. Ledwo zamknąłem oczy, a Bogdan... Zygmunt, czy jak mu tam, krzyknął do mnie.
- Wstawaj. Jesteśmy na miejscu.
- Już? – Zagaiłem zdziwiony.
- Firma załatwiła mi szybki sprzęt, a zresztą nie będę ci się tłumaczył – powiedział, machając ręką.
- A mogę wiedzieć, gdzie mnie zabrałeś?
Bogdan uśmiechnął się tylko, a ja mogłem ujrzeć w jego oczach coś w rodzaju wyższości. Nie podobało mi się to, nikt nie będzie na mnie patrzył w taki sposób.
- Zamierzasz odpowiedzieć, agencie? - Zapytałem zdenerwowany.
- Jesteśmy w Atlantydzie! - Zawołał z dumą Zygmunt czy tam Bogdan, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Atlantyda? Serio?
- Spoko, fajnie, a tak na poważnie?
- Ech, czemu każdy musi tak reagować? Jesteśmy w Atlantydzie, czaisz bazę?
Zmrużyłem oczy. Albo to on miał coś z głową albo ja nie nadążam za dzisiejszym światem.
- Dobra, dosyć tego, idziemy! - Zawołał po chwili i popchnął mnie w kierunku jakiegoś budynku. Zacząłem niechętnie iść i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, o jakiej Atlantydzie mówił Zygmunt. Chodziło mu o zakład karny! Tylko skąd ta nazwa? W sumie myślałem, że zobaczę prawdziwą Atlantydę, wujek Błażej tyle mi o niej opowiadał, walić, że miał schizofrenię, ja i tak mu wierzyłem, w końcu to on dał mi pod choinkę mojego pierwszego konika polnego...
Po paru krokach znajdowałem się w budynku. Nie było aż tak źle, jak myślałem. Miłe towarzystwo, stołówka, telewizor, a co najważniejsze, cotygodniowe kółko literackie. Po prostu cudownie! A ja myślałem, że będę się tutaj nudził. Uwielbiam literaturę klasyczną, jest taka wzruszająca. Stąd moje zamiłowanie do porywań. Ach, czytało się tego Adasia...
- Kiełba! - Ktoś nagle wyrwał mnie z moich rozmyślań.
- Tak?
- Zaraz zaprowadzę cię do twojego pokoju – oznajmił Bogdan z lekką niechęcią w głosie.
- Mam nadzieję, że macie hipoalergiczną pościel.
- Eee... Widzisz...
- Nie mów mi tylko, że nie macie... – Zaczynałem tracić nadzieje.
- Eee... - Bogdan zaśmiał się nerwowo. - No jakoś... A zresztą, co ja? Służący? Na co ci ta pościel?
- Jestem uczulony na głupotę. – Odparłem, krzyżując ręce na piersi.
Bogdan westchnął teatralnie, po czym zerknął na zegarek na ścianie.
- Spytam szefa. Może załatwi ci tę pościel - spojrzał na mnie uważnie - ale nie myśl, że robię to z dobroci serca. – Dodał poważnym tonem.
Natomiast ja skinąłem, a zaraz potem do Bogdana podszedł jakiś glina.
- Telefon... Do Kiełby. - Nachylił się nad agentem. - Jakaś kobieta – dodał i zerknął na mnie kątem oka. Na początku zdziwiłem się, ale potem poczułem coś w rodzaju radości, to mogła być moja bogini! Szybko podbiegłem do telefonu i chwyciłem uradowany za słuchawkę. Po chwili usłyszałem kobiecy głos. Niestety nie należał on do mojej ukochanej, próżne były me nadzieje, lecz posiadaczką owego głosu była Karyna.

Niewolnica PrzeznaczeniaWhere stories live. Discover now