Chapter One

36 7 13
                                    

Podmuch wiatru sprawił,że od razu zrobiło się chłodniej. Dziewczyna zapięła skórzaną kurtkę pod szyje, rokoszując się zachodem słońca, które było doskonale widać. Korzyścią były jej więzy krwi, które pozwalały na wiele rzeczy. Mianowicie jej rodzina z pokolenia na pokolenie dziedziczyła firmę Corponthius. To właśnie ona trzymała miasto w ryzach i to jej dawni właściciele byli jego założycielami.Calypso Silverau nigdy się tym nie interesowała, bo dla niej liczyła się tylko wolność. Będąc jednak córką Floriana i Serpentine, nie mogła na nią liczyć. Już za parę lat miała przejąć rodzinny obowiązek, który nawet jej nie interesował.

Zrobiła krok do przodu, tym samym stając na skraju wieżowca. Lubiła spokój, który jej towarzyszył za każdym razem, gdy stawała na dachu. Była niezwykle zwinna, potrafiła skakać z budynku na budynek, ani trochę się przy tym nie uszkadzając.

Parę minut później niebo zalała ciemność i tym samym zaczęła się noc. Ten moment lubiła najbardziej. Kiedy pierwsza gwiazda pojawiła się na niebie, westchnęła głośno uświadamiając sobie, że powinna wracać do budynku na ważne przyjęcie. Ostatni raz spojrzała na niebo tym samym je żegnając. Zrobiła parę kroków do tyłu i weszła do otworu w dachu. Już po chwili znalazła się w pomieszczeniu.

Kiedy przechodziła przez korytarze, rozglądając się po ścianach natrafiła na zegarek. Było już dwadzieścia po ósmej a ona w tej chwili powinna znajdować się na przyjęciu. Zaklęła siarczyście, wiedząc, że jej rodzice nie będą zadowoleni.

- Co ty tu jeszcze robisz? - Stanęła gwałtownie, usłyszawszy głos swojego brata. - Przyjęcie zaczęło się dwadzieścia minut temu!

- Zdaję sobie z tego sprawę, Astleyu - odpowiedziała ze stoickim spokojem.

Wiedziała, że jej brat jest na nią zły, jednak nie miała na to czasu. Musiała się prędko przygotować.

- Szału z tobą można dostać. - Pokręcił głową. - Idź się ubrać a nie stoisz jak ciele - westchnął.

Dziewczyna nie zamierzała się sprzeciwiać i niemal biegiem rzuciła się do drzwi gabinetu jej ojca. Zostawiła tam swoje rzeczy, a że nie było tam nikogo to mogła się w spokoju przebrać.

Chłopak jeszcze stał przez chwilę na korytarzu, pozwalając by wściekłość ustąpiła spokojowi. Zdawał sobie sprawę z tego, jak różna od niego jest Calypso, jednak czasami było to naprawdę męczące. W końcu pewnego dnia, miała odziedziczyć firmę, z tego względu, że on nie był synem Floriana. Jego siostra była zła, za obowiązek, który na niej ciążył, a Astley nie mógł zrobić nic co zmieniło by jej poglądy.

Korytarz wrzał od śmiechów w pomieszczeniu.Dziewczyna wytarła spocone dłonie o czarną sukienkę i weszła do środka. Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę, lecz nie na długo, bo już po chwili powrócili do poprzednich czynności.Jedynymi osobami, którzy nadal się w nią wpatrywali byli jej rodzice. Szatynka o nogach jak z waty, podeszła do nich i przeprosiła za spóźnienie.

- To już kolejny raz z rzędu, kiedy przychodzisz po czasie - odezwał się jej ojciec, wyraźnie niezadowolony.

Calypso milczała. Nie miała jak się wytłumaczyć.

- Porozmawiamy o tym później - westchnął, wiedząc, że nic teraz nie wskóra. - Chcę, żebyś poznała Kierana Sparka - przedstawił jej chłopaka, którego dopiero teraz zauważyła. Jasne włosy kontrastowały z ciemnymi jak noc oczami, którymi wywiercał jej dziurę w twarzy.

- Miło mi cię poznać- odezwał się, wyciągając rękę w jej stronę, którą ujęła.

Nie widziała potrzeby, aby mu odpowiadać.

Czas mroku ▫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz