Sen

5.8K 211 1
                                    

Stoję po środku lasu, który płonie żywym ogniem. Wszędzie trzaskają gałęzie i słychać syki ognia. Obracam się powoli dokonując oględzin zniszczeń. Nie boję się. Kiedy widzę dziecko pośród płomieni szybko gaszę ognień jedną ręką. Chcę podbiec do dziecka, lecz wcześniej z trawy wyskakuje biała wilczyca, moje wilcze ja. Zaczyna na mnie warczeć. Cofam się i patrzę w jezioro obok. Widzę w nim dziewczynę z czerwonymi włosami i czarnymi oczami. Z ust wyrastają mi wilcze kły. Ponownie obracam się w stronę siebie i nie wierzę w to co widzę. Na polanie leżą ciała wszystkich moich bliskich, Arona, moich rodziców, mnie samej i naszego dziecka. Z kłów zaczyna kapać mi krew, płaczę, szlocham i padam na kolana, zamykam oczy widzę ciemność.

-Nie pozwól ciemności cię opanować!-słyszę zanim odpływam w ciemność.

 Gwałtownie otwieram oczy. Siedzę w objęciach Arona, który patrzy na mnie zmartwiony.

-Rzucałaś się i płakałaś co się stało- zapytał z troską.

-To tylko koszmar-odpowiadam wymijająco.

-Opowiedz mi, proszę- nalega

-Dobrze, stałam....- pojedyncze łzy zasłaniają mi pole widzenia, jedynie co robię to wtulam się w Alfę.

 On w geście pocieszenia kołysze nami kojąco. Opowiadam mu cały mój sen. Mój mate całuje mnie w czoło i mówi, że wszystko będzie dobrze. Ale ja wiem swoje, to nie był zwykły sen. Idziemy razem na śniadanie, szybko je zjadamy. Aron idzie do swojego biura, a mnie wysyła na pole poćwiczyć swoją moc. Siadam na jeszcze mokrej trawie. Skupiam swoje zmysły na mojej dłoni i wyobrażam sobie na niej malutki języczek ognia. Po chwili pojawia się on tam gdzie chciałam, staram się go powiększyć. Dokładam drugą rękę, ogień jest już dość duży, ale do opanowania. Szybko machnęłam ręką gasząc ogień. Zrobiłam tak jeszcze raz czy dwa razy. Dochodziło południe, więc wróciłam do domu. Postanowiłam odwiedzić Jessi, bo dawno jej nie widziałam.

-Idę do twojej siostry- wysłałam Alfie telepatycznie.

-Dobrze, dawno nie wychodziła z pokoju- odpowiedział

Zastanawiające, że nie wychodziła z pokoju. Delikatnie zapukałam do drzwi, a te delikatnie się uchyliły. Zaniepokoiło mnie to, ponieważ ona nigdy nie zostawia drzwi otwartych. Cicho weszłam do jej pokoju, wszędzie było brudno. Hmmm... Nie było jej. Przelotnie zaglądnęłam do łazienki. A tam leży Jess z podciętymi żyłami, obok niej leżą dwie rzeczy, żyletka i .... test ciążowy- dwie kreski. O mamo! Ona jest w ciąży. Delikatnie nią potrząsnęłam. Zaczęłam panikować.

-Aron, szybko, do pokoju Jess, wezwij lekarza!!- przekazałam mate bardzo zdenerwowana.

-Zaraz będziemy- szybko odpowiedział.

Po chwili pojawił się Aron z lekarzem, zanieśli ją na łóżko. Ja troszkę uprzątnęłam jej pokój. Dopóki lekarz nas nie wyprosił. Aron nalegał, abym powiedziała co się stało.

-No poszłam do Jessicy i nie mogłam jej znaleść. Poszłam do łazienki i tam leżała, a obok niej był test ciążowy i ona jest w ciąży- powiedziałam na jednym wdechu.

Oczy Arona znacznie pociemniały, z czego można było wywnioskować, że jest wkurzony na Luck'a. W natychmiastowym tempie znalazł się w salonie, gdzie przesiadywało stado. Ja pobiegłam za nim. Stał obok ściany podduszając Luck'a. Luck bronił się, teraz walczyli na podłodze. Byli blisko przemiany. Podbiegłam do nich w celu ich rozdzielenia. Chciałam odciągnąć Arona i wtedy on mnie UDERZYŁ. Właśnie uderzył. Siła ciosu była tak duża że przeleciałam prawie przez cały salon i uderzyłam się głową w podłogę. Leżałam nie ruszając się w kałuży krwi i moich łez. Podbiegła do mnie jakaś omega (najniższy stopień w watasze) i próbowała pomóc. W ten czas rozdzielili już chłopaków, Arona trzymało 3 innych, a Luck'a dwóch. Siedziałam na sofie, a omega bandażowała mi rany. Kiedy Aron się już ocknął z szału walki, puścili go. Chciał do mnie podejść i mnie przytulić. Gdy podchodził zaczęłam się trząść i płakać. Bałam się go i to bardzo. Chłopacy odciągnęli go ode mnie. Kilka godzin później siedziałam u Jess, która się już wybudziła. Opowiedziałam jej wszystko, jak i ona mi. Obiecała mi że porozmawia z Alfą. Dzisiaj spałam u Jessi.

 Miłość buduję się całe tygodnie, miesiące, lata, a można zniszczyć jednym czynem.

Jak się podoba? Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Piszczcie komentarze i gwiazdkujecie.

666 słów (na razie mój rekord)

-

Z nienawiści w ... miłośćDonde viven las historias. Descúbrelo ahora