25. Bezdomni i nieodpowiedzialni

8.2K 672 95
                                    

Usiadłam na kanapie, a pies zajął miejsce przy mojej nodze, znowu się o nią opierając. Zaczynałam się obawiać, jak będzie wyglądało zostawienie go u Aidena, skoro wyraźnie się do mnie przywiązał. Potem pomyślałam jednak pocieszająco, że przynajmniej będę miała pretekst, żeby odwiedzać ich obydwu.

Jakbym w ogóle potrzebowała pretekstu.

– Jak to się w ogóle stało, że spotykasz się z Aidenem? – zapytała Joan, siadając na fotelu po drugiej stronie stolika do kawy. – Wiem, że nie jest zbyt... lubiany tu, w Elizabethtown.

– Na szczęście nie jestem z Elizabethtown. – Chociaż bardzo chciałam, nie potrafiłam wykrzesać z siebie odrobiny sympatii do tej kobiety. To przez nią Aiden przez tyle lat był odrzucany przez społeczeństwo. Wystarczyłoby, żeby przeniosła się z nim do Filadelfii, gdzie przecież pracowała. Nadal nie rozumiałam, dlaczego tego nie zrobiła. – Jestem z Austin. Tam incydenty z bronią są tak częste, że nikt nie ma do nikogo o to pretensji.

Okej, przesadzałam. Ale przecież świadomie.

– Musiałaś mieć... bardzo udane dzieciństwo – odparła Joan, powstrzymując uśmiech. Kiwnęłam głową.

– Każde dzieciństwo jest lepsze niż to, które miał Aiden.

Przez moment przyglądałyśmy się sobie w milczeniu i byłam pewna, że Joan zrozumiała, co miałam na myśli. Pewnie powinnam zrobić wszystko, żeby prawny opiekun Aidena mnie polubił, ale nie potrafiłam uśmiechać się do tej kobiety i wdzięczyć. Bardzo chciałam, ale nie umiałam, bo kiedy tylko widziałam tę granatową sukienkę i czarny żakiet, myślałam o kobiecie, która wyjeżdżała do pracy do innego miasta i zostawiała siostrzeńca samego w domu, w którym zamordowano jego rodziców, w mieście, w którym nikt go nie chciał. Tylko o tym potrafiłam myśleć.

– To racja, rzeczywiście Aidena spotkało coś strasznego – przyznała Joan, kiwając głową. – Cieszę się, że tak to widzisz, a nie próbujesz go oskarżać, jak reszta miasta, bo on przecież nie zrobił niczego złego. Aidenowi przyda się sojusznik.

– To dlatego nigdy z nim stąd nie wyjechałaś? – Nie mogłam dłużej, po prostu nie umiałam się powstrzymać. Chociaż przecież nie chciałam jej o nic oskarżać, nie mogłam inaczej. – Chciałaś go nauczyć, że trzeba stawiać czoła problemom? Że nie można uciekać, gdy nie zrobiło się nic złego? Bo, wybacz, ale próbuję to zrozumieć i nie potrafię. Jasne, morderstwo rodziców musiało być dla niego straszne, ale to ty zniszczyłaś mu dzieciństwo, zostawiając go w tym domu, w Elizabethtown. Nie David.

Rozmowa wyraźnie nam się nie kleiła, bo po tych słowach znowu zapadło milczenie. To była moja wina, wiedziałam to doskonale, niespecjalnie się tym jednak przejmowałam. Usłyszałam kroki zbiegającego po schodach Aidena i odruchowo spojrzałam w tamtą stronę; Aiden niósł w rękach dwa koce, a na nasz widok zatrzymał się w pół kroku i pokręcił głową. Chyba domyślił się, o czym rozmawiałyśmy.

– Maddie, pomożesz mi? – zapytał, wyciągając w moją stronę koce. – Gdzie będzie dla niego najlepsze miejsce, jak myślisz?

– Maddie właśnie oświadczyła, że to moja wina, że nigdy nie wyjechaliśmy z Elizabethtown – powiedziała lekko Joan, jakby moje słowa zupełnie jej nie ruszyły. – Że zostaliśmy w tym domu.

– Bo to prawda – przyznał Aiden ku mojemu zdziwieniu, bo nie spodziewałam się, że w ogóle się w tej sprawie odezwie. Omal przez to nie upuściłam koców, które mi podał. – Nigdy nie przeszło ci przez głowę, że powinniśmy stąd wyjechać. Maddie nie powiedziała nic, czego bym nie wiedział.

– Przecież proponowałam, żebyśmy wyjechali – zaprotestowała. Aiden prychnął.

– Kiedy, dwa miesiące temu? – uściślił. – Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Myślę, że posłanie dla psa zrobimy w mojej sypialni, na pewno bez trudu wejdzie po schodach na piętro. Mads, pomożesz mi?

Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz