2. Nowa szkoła

15.5K 939 179
                                    

Kiedy w poniedziałek rano weszłam do kuchni, nie mogłam powstrzymać żołądka od ściskania się w supeł, a głowy od wymyślania niestworzonych historii, niezmiennie źle się dla mnie kończących. Większość miała związek ze mną w jakiejś kompromitującej sytuacji w nowej szkole i, co za tym szło, z utratą jakichkolwiek szans na znalezienie nowych znajomych w Elizabethtown.

Choćbym bardzo próbowała udawać, że mnie to nie obchodziło, to nie była prawda. Nie chciałam być pariasem w nowym mieście, w nowej szkole, chciałam, żeby było tak samo, jak wtedy, gdy mieszkałam w Austin. Chciałam, żeby było dobrze.

Zdziwiłam się na widok taty smażącego w kuchni naleśniki. Przez weekend zdążyliśmy się w miarę urządzić i chociaż nadal szukałam sztućców, gdy zaglądałam do kuchni, mniej więcej wiedziałam już, co gdzie się znajdowało. Sądziłam jednak, że tego dnia to ja będę musiała nam przyszykować śniadanie, nie tata, choćby dlatego, że to ja musiałam wstać wcześniej, nie on, a poza tym nigdy wcześniej nie widziałam, żeby gotował.

Podeszłam bliżej i usiadłam ostrożnie na stołku barowym, nie spuszczając oczu z ojca. Widząc mnie, przyciszył radio, po czym postawił przede mną talerz, na który po chwili zrzucił dwa naleśniki.

– Dzień dobry. I smacznego – powiedział, uśmiechając się zachęcająco.

Rzuciłam tacie powątpiewające spojrzenie, które nie świadczyło dobrze o mojej opinii na temat jego umiejętności kulinarnych. Po chwili wahania wzięłam jednak do ręki widelec i wbiłam go w naleśnik.

– Myślałam, że ja zrobię śniadanie – mruknęłam. Tata pokręcił głową, podsuwając mi również szklankę z sokiem pomarańczowym.

– W przeciwieństwie do ciebie, mam jeszcze tydzień wolnego, więc skoro mam czas, chciałem coś dla ciebie zrobić – odparł spokojnie, odwracając się z powrotem do patelni. – Odwiozę cię potem do szkoły, a po południu pojedziemy poszukać dla ciebie jakiegoś auta.

Niepokój znowu przyspieszył pracę mojego serca. Spróbowałam się jednak uspokoić; przecież to nic takiego, powtarzałam sobie. Naprawdę nic takiego.

– Dobrze – zgodziłam się więc tylko.

– Jak ci się spało? – Tata pytał mnie o to codziennie rano od dnia, w którym się wprowadziliśmy, czyli przez cały weekend. Powoli miałam już tego dosyć. – Tak, wiem, materac. Wymienimy go, kiedy pojedziemy na zakupy.

Przynajmniej tyle.

– Tato... Znasz tu w ogóle kogoś, w tym mieście? – zapytałam, nie mogąc się dłużej powstrzymać. Przez cały weekend starałam się omijać wszelkie tematy, które prowadziłyby do dłuższych z nim rozmów, ograniczając się do możliwie krótkich odpowiedzi na jego dość nieporadne pytania, próbując mu pokazać, że nadal byłam na niego obrażona. To jednak nie mogło przecież trwać wiecznie, nawet tak uparta i nierozsądna dziewczyna jak ja wiedziała to doskonale.

– Poznałaś przecież panią Welsh. – Tata wyłączył płytę grzewczą i usiadł naprzeciwko mnie z resztą naleśników na talerzu. – Jest bardzo miła, nie uważasz? I mieszka blisko.

W sobotę po południu wpadła do nas nasza sąsiadka, Clara Welsh. Była to energiczna, bardzo rzeczowa kobieta po trzydziestce, od czasu rozwodu mieszkająca w domu po naszej prawej stronie wraz z dwójką dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Przyniosła domową lasagne, zupełnie jakby fakt przeprowadzki oznaczał od razu, że musieliśmy głodować, wprosiła się do domu i przez pół godziny z entuzjazmem opowiadała nam o sąsiedztwie. Z jej opowieści wynikało, że było bardzo porządne i mieszkali tutaj sami uczciwi, dobrze sytuowani ludzie. Po tej jej opowieści Elizabethtown jeszcze bardziej przestało mi się podobać.

Czyste sumienie | Young Adult | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz