Rozdział 5

703 32 6
                                    

^Ren^

Ubrany w czarne rurki, szarą bluzę, kurtkę, buty i szalik wyszedłem z domu trzymając w prawej dłoni torbę z przed chwilą przygotowanym przez siebie spaghetti. Wsiadłem do taksówki, którą zamówiłem jakieś piętnaście minut temu i podałem kierowcy adres firmy, w której właśnie znajdował się Jaejoong. Dzisiaj mija dokładnie sześć miesięcy naszej dość nietypowej znajomości. Nietypowej dlatego, że on traktuje mnie jak zabawkę do spełniania swoich fantazji, zaś ja uważam go za kogoś innego. Za kogo? Za osobę, którą kocham już od dłuższego czasu. Nieprawdopodobne, czyż nie? A jednak możliwe. Chociaż nie do końca uprawiamy tylko seks. W zamian za to Jaejoong zabiera mnie na różne kolacje, kupuje mi dużo rzeczy, dba o mnie. Ale w końcu tego chciałem, prawda? Chciałem tego na początku naszej znajomości. Teraz jest zupełnie inaczej.
Bez wiedzy Jae jadę do jego miejsca pracy. Chcę wyznać mu swoje uczucia. Nie wiem co wzbudziło we mnie tyle odwagi. Może to, że zadzwonił do mnie rano z pytaniem, czy z moim brzuszkiem wszystko dobrze? Przez ostatnie dwa dni męczyła mnie jelitówka i dlatego nie mogłem spotkać się z nim. Ale wiecie co mnie zdziwiło? Że do mnie przyjechał i został na noc. Chciał zabrać mnie nawet do szpitala, natomiast ja nie zgodziłem się za nic w świecie. Może on do mnie też coś czuje? Nadzieja matką głupich. Uśmiechnąłem się życzkiwie do kierowcy, kiedy zaparkował pod budynkiem, podarowałem mu odpowiednią ilość banknotów i wyszedłem z auta. Poprawiłem swoją kurtkę i udałem się do środka, od razu ruszając w stronę windy, która zawiozła mnie na piętro, gdzie znajdował się gabinet mężczyzny. Bez pukania z szerokim uśmiechem wszedłem do pokoju, lecz to co tam zobaczyłem zwaliło mnie z nóg. On... całkiem nagi na kanapie, a pod nim jakaś cycata blondyna. W moich oczach pojawiły się łzy rozczarowania jednak para była tak zajęta sobą, że nawet mnie nie zauważyła. Prychnąłem na tyle głośno, aby mogli mnie usłyszeć.

- Widzę, że dobrze się bawicie. - Zaśmiałem się sarkastycznie patrząc na zaskoczonych kochanków. Jae chciał już coś powiedzieć, ale nie zdążył bo dzięki mnie cała zawartość gorącego makaronu z sosem wylądowała na ich ciałach.

- Koniec naszej umowy. - Uśmiechnąłem się słodko i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem po schodach i dopiero po ulotnieniu się z budynku zacząłem płakać. Dlaczego teraz? Gdyby Jae zobaczył, że cierpię... czułby satysfakcję. A na to nie zasłużył. Boże, jaki ja głupi byłem? Pokręciłem głową i wszedłem do sklepu. Kupiłem dwie budelki wódki, kilka napoi i krakersy. Kiedy wróciłem do domu, a postanowiłem iść pieszo, zostawiłem zakupy w salonie i zdjąłem z siebie kurtkę wraz z szalikiem i butami. Pierwsze co zrobiłem to wyciągnąłem komórkę. Przeteleportowałem wszystkie numery poza tym Jaejoonga na pamięć telefonu, wyjąłem z niej kartę i złamałem ją następnie wyrzucając. Poszedłem na górę do sypialni i zacząłem szperać po szufladzie. Po odnalezieniu upragnionej nowej karty startowej uaktywniłem ją w telefonie i odłożyłem telefon na łóżko. Wstałem, podszedłem do szafy i już po pięciu minutach wszystkie ubrania i prezenty, które dostałem od tamtej świni stały spakowane w worku przy mojej bramie.
Jutro zabierze je odpowiedni serwis.
Wróciłem do domu i zamknąłem drzwi na wszystkie spusty. Zasłoniłem wszystkie okna i włączyłem telewizję w salonie. Usiadłem na kanapie i zacząłem wyjmować na stół swoje zakupy.

[...]

Stanąłem przed drzwiami do swojego, nowego mieszkania. Zapukałem w nie i już po chwili otworzyła mi urocza, przygarbiona staruszka.

- Witaj aniołku. Wchodź, wchodź. Wnuczek na mnie czeka. - Powiedziała pospiesznie i zaprosiła mnie do środka gestem ręki. Uśmiechnąłem się mile i przytaknąłem głową, wchodząc do środka mojego azylu z dwoma walizkami i jedną torbą przewieszoną przez ramię.

- Przelew dostałam, klucze są tutaj. - Wcisnęła mi do dłoni dwa metalowe kluczki połączone cienkim kółkiem.

- Mam nadzieję, że będzie Ci się tu dobrze mieszkać. Lodówka jest pusta, więc musisz zrobić zakupy. No, to ja już idę, bo spóźnimy się na samolot.

- Dobrze, dziękuję Pani bardzo. Niech Pani o siebie dba.

- Dobrze, dobrze. Dowidzenia. - Uśmiechnęła się i opuściła dom. Dopiero wtedy mogłem cicho odetchnąć. Puściłem walizki i rzuciłem torbę na podłogę. Rozebrałem z siebie odzież wierzchną i odłożyłem je na odpowiednie miejsca. Wszedłem w głąb mieszkania i zacząłem studiować każdy jego element. Mała, skromna kuchnia w odcieniach bieli. Meble bladoróżowe, co bardzo mi przypasowało. Udałem się następnie do salonu. Tam zaś panował kolor biały i fioletowy. Idealnie. Kanapa biała, które ozdabiały dwie, fioletowe poduszki. Na środku znajdował się, pluszowy dywan w kolorze fuksji na którym stał biały stoliczek a na środku był niewielki, szklany wazonik ze sztucznymi liliami. Segment był także koloru białego, a na niskiej półce pomiędzy dwoma szafami z podwójnymi drzwiczkami stał czarny, duży telewizor. Zachwycony całym efektem ruszyłem szybko na górę, dłonią przejeżdżając po białej, matowej poręczy pasującej do jasnych paneli, którymi zostały obłożone schody. Na górze znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne, koloru pastelowego niebieskiego prowadziły do łazienki z ogromną wanną. Drugie - miętowe. Otworzyłem je i zaskoczony podszedłem powoli do ogromnego łóżka z dużą ilością maskotek. W jednym rogu znajdowała się mały stoliczek z lustrem i krzesełeczkiem. W drugim rogu stało biurko przy dużym oknie i drzwiach kierujących na balkon. Niestety z niego mogłem mieć idealny wgląd na sypialnię nowego sąsiada, a on na moją. Całe szczęście, że są rolety.
Zbiegłem szybko na dół i zabierając wszystkie swoje bagaże spowrotem wróciłem do do wcześniej opuszczonego ponieszczenia. Położyłem walizki na łóżu i otworzyłem szafę, która stała naprzeciwko okna. Rozsunąłem torby i zacząłem wyjmować z nich wszystkie ubrania i układać je w meblu. Wszystkie kosmetyki ułożyłem na stoliczku w rogu i puste walizki schowałem pod łóżkiem. Zabrałem tylko portfel i zszedłem na dół. Ubrałem się ciepło i wyszedłem z domu, jednak szybko się wróciłem, gdyż zapomniałem kluczy. Po zamknięciu domu schowałem je do kieszeni kurtki i udałem się chodnikiem do najlepszego sklepu z jedzeniem w całym Daegu. Tak, mieszkam teraz w mieście Daegu. Na mieszkanie i na to, żeby zapomnieć o Jae ciężko pracowałem w pizzerii przez cały rok jednak niepotrzebnie, bo zarobiłem dużo więcej niż się tego spodziewałem.
Stanąłem przed pasami i rozejrzałem się. Upewniając się, że jest bezpiecznie przeszedłem na drugą stronę wprost do sklepu, do którego zmierzałem. Wszedłem do środka i wziąłem zielony koszyk. Zacząłem spacerować po regałach, po kolei pakując do koszyka produkty. Pieczywo, szynka, ser, pomidory, dużo słodyczy, owoców, kawa, herbata, napoje... - wszystko co niezbędne do życia. Podszedłem do kasy, przy której było najmniej ludzi i stanąłem przed dwójką osób również robiących zakupy. Rozpakowałem kupione rzeczy na taśmę i kiedy nadeszła moja kolej zapłaciłem za nie i spakowałem je do torby. Wyszedłem ze sklepu i zacząłem przemierzać powoli świątecznie oświetlone uliczki miasta. Już za dwa tygodnie święta. Niesamowite, że czas tak szybko leci.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie swojej ręki, jednak instynktownie zamachnąłem się i uderzyłem napastnika w twarz, po czym zacząłem uciekać oglądając się za siebie, co zaskutkowało mocnym zderzeniem się z czymś twardym. Upadłem na zimny chodnik i potrząsnąłem głową.

- Hej, nic Ci nie jest? - Już po chwili usłyszałem przed sobą męski głos. Podniosłem głowę i wbiłem wzrok w jak się okazało ciemnego bruneta o ostrych rysach twarzy. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki, a po jego stroju mogłem stwierdzić, że wpadłem pod motocykl.

- N-nie, przepraszam. - Uśmiechnąłem się słabo i wstałem, lecz podniesieniu torby od razu ją upuściłem.

- Cholera... - Syknąłem cicho i złapałem się za nadgarstek.

- Na pewno wszystko okej? - Ponownie usłyszałem zmartwiony głos. Mężczyzna stanął przy mnie i obejrzał moją rękę.

- Nie wygląda to dobrze. Musimy to obejrzeć, lecz przez wybuch w fabryce wszystkie szpitale są zajęte.

- W-wybuch... Ja sobie poradzę. - Cofnąłem niepewnie dłoń.

- Hej, to może być coś poważnego. - Odparł wyższy chłopak.

- Poradzę sobie. - Schyliłem się i złapałem torbę w drugą dłoń.
- Nawet Cię nie znam. - Mruknąłem po chwili namysłu.

- Kim Jonghyun. Pozwól mi się chociaż podwieźć do domu. - Poprosił z nadzieją, którą wyczułem w jego głosie.
Zgodzić się czy nie?

Daddy, please spank me/Unexpected love.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz