Czy wiesz, jak pachnie noc?

427 62 16
                                    

Pisząc ten artykuł, siedzę na uczelni i czekam na zajęcia. Pilna studentka, oczywiście, ani nie marnuje czasu, ani nie poświęca go na głupoty. Tak... Wierzcie mi, a daleko zajdziecie!

Czy wiecie, jak opisać kolor, żeby był kolorem albo zapach, aby był zapachem? No i smak, nie zapominajmy o nim. Tak! To będzie mój temat do rozważań w tym artykule.

Tak, jak zwykle, moje teksty są typowo przemyśleniowe, dlatego nie bierzcie ich jako porady. Od tego działu jest beautiful_destroyer!

Często spotykałam się z opisami, gdzie ktoś pachniał lub smakował jakoś-tam. A właśnie! Pytanie za sto punktów do fajności: czy ktokolwiek z Was NATURALNIE smakuje, na przykład, malinami? Owoc ten ma charakterystyczny smak, który nie ma porównania z niczym. Można go chemicznie wytworzyć, ale nawet tym sposobem, ciężko jest go odwzorować. Dlatego dobrze, jak ktoś zaznaczy, skąd owy smak się wziął, bo przecież znikąd się nie pojawił. Wiecie, taka mała pierdoła, a razi w oczy. Ktoś zjadł chwilę wcześniej bananka? Już nie będzie smakował jak malinki lub pasta do zębów. Jeśli macie z tym problem, spróbujcie zaobserwować to u siebie, bądź kogoś bliskiego.

Może się to wydawać dziwne, bo co ma smak do fabuły? Jeśli mam być szczera, to nic. Ale zwracając uwagę na takie szczegóły, oczy Waszych czytelników nie cierpią na chorobę krwawych łez.

Zapach nocy? Wąchaliście kiedyś osobę, która dopiero wróciła z ulicy? Bo ja miałam taką okazję. Ubrania emanują zimnem; czuć miejskie zapachy, które nocą ulatują, by oczyścić powietrze z oparów rzeczy codziennego użytku. Ogólnie nie są to przyjemne zapachy i ciężko jest mi je opisać, bo nie da się ich do niczego porównać. Powinniście sami sprawdzić, jak coś pachnie, bo dla różnych ludzi, niektóre niezbyt zidentyfikowane zapachy, nie są takie same. Dla mnie taki zapach nocy, to zimne miejskie powietrze (jako że mieszkam w mieście), które skumulowało wszystkie odpady z pieców i samochodów.

Kolory, to już jest łatwiejsza sprawa, bo obcujemy z nimi na co dzień. Rzeczą, do której chcę się przyczepić to to, kiedy w Waszych tekstach zwykły kolor różowy to łososiowy czy pudrowy... Ale są jeszcze bardziej skomplikowane! Nie piszcie takich nazw kolorów, których nikt nie zna lub są zbliżone do łatwiejszych w skojarzeniu, bo to się mija z celem. Zamiast zapamiętania fabuły, komuś zapadnie w pamięci słowo, które nigdy się nie przyda... Dobrze czasem jest napisać coś nowego, by czytelnicy myśleli o tym, co przeczytali, ale wszystko ma swoje granice. Pamiętajcie o tym.

A częstotliwość? Właśnie, to jest ważne! Jak czytam jednym ciągiem opowiadanie, to w oczy rzuca się to, że ciągle stosujecie te same określenia. Czytam o malinowych ustach już piąty raz? Jaka nuda! Pamiętajcie, że czytanie ciągle tego samego o jednej rzeczy jest strasznie nużące. Spróbujcie opisać to innymi słowami, bawcie się nimi!

Tak samo z zapachami i smakami! Ulubiona pasta do zębów czy kawa, musi się kiedyś zmienić, a że rano ktoś ma się nieświeży oddech, to przecież naturalne. Zapychanie opowiadania niepotrzebnymi opisami, jest niewłaściwe i gdybyście wysłali swoje dzieło do profesjonalistów, to usunęliby z niego połowę tekstu. Sama chodzę na warsztaty pisarskie i kiedy mieliśmy sprawdzić fragment swojego tekstu, to dziwiłam się, że miałyśmy z koleżankami usunąć wszystkie zaimki osobowe i dodały je tylko w tych miejscach, gdzie jest to konieczne. Współcześni młodzi pisarze mają przykrą tendencję do zaśmiecania opowiadań niepotrzebnymi słowami. I robią to nagminnie. Nawet ja!

Zachęcam Was do sprawdzania rozdziałów, notowania w punktach najważniejszych momentów w fabule oraz nie przesadzania z opisami. Są pewne prawdy i zasady, z którymi każdy indywidualnie powinien się zapoznać. Dlatego czytajcie dużo poradników - nie na wattpadzie! - i uczcie się na błędach.

Numer 17.Onde histórias criam vida. Descubra agora