Baba Jaga

1.5K 102 14
                                    

Z popielnika na Wojtusia, 

Iskiereczka mruga.

Chodź, opowiem ci bajeczkę.

Bajka będzie długa.

Kobieta pocałowała synka w czoło i wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Chłopiec owinął się kołdrą i nucił w głowie melodie kołysanki. Długo wiercił się w łóżku, zanim zasnął. Te same straszne myśli wciąż były w jego głowie. Wszyscy naokoło powtarzali mu, że potwory nie istnieją, ale one są.

Następny dzień zaczął się tak jak poprzedni, i każdy inny. Czterolatek zszedł na dół do kuchni, gdzie mama przygotowywała dla niego śniadanie. Wysoka, szczupła blondynka, z podkrążonymi oczyma. Zapracowana. Chłopiec usiadł przy stole, po chwili dostał na szybko przygotowane płatki. Kiedy zaczął jeść, matka zobaczyła siniaki na jego rękach i ramionach...

- O mój Boże, kochanie, co się stało, kto ci to zrobił?! - Kobieta złapała go za ręce - Przecież mówiłam ci, że masz uważać, kiedy wychodzisz na dwór!

- Mamo, ale to nie ja. To potwór! Mówiłem ci, on mieszka razem z nami. - chłopiec prawie się rozpłakał.

- Kochanie, potworów nie ma. Proszę, nie oszukuj mnie i powiedz, co stało się naprawdę. - odpowiada stanowczo kobieta.

Chłopiec rozpłakał się. Matka podeszła do niego i przytuliła go, powtarzając, że nie ma się czego bać, a w domu mieszkają tylko on i mama.

Kiedy jak zwykle kobieta pojechała do pracy, chłopiec zostawał sam do wieczora. Zawsze tak było. Jego ulubionym zajęciem było wychodzenie na dwór i obserwowanie błąkającej się tam kotki. Była niczyja. Tak jak ta wioska. Mama często powtarzała, że żyją na ziemi niczyjej i muszą radzić sobie sami. Chłopiec nucił kotce zwrotkę kołysanki.

Była sobie raz królewna,

Pokochała grajka.

Król wyprawił im wesele,

I skończona bajka.

Nadszedł wieczór. Znienawidzona pora dnia. Chłopiec siedział skulony na kanapie od ponad godziny. Wiedział, co się zaraz stanie. To też było rutyną. Kiedy drzwi frontowe zaczęły się powoli otwierać, chłopiec zacisnął powieki z nadzieją, że dziś się to nie powtórzy. Kiedy jak zwykle w całym domu światła zgasły, cała nadzieja prysła. Najciszej jak potrafił zeszedł z kanapy i doczołgał się do stołu w kuchni. Schował się pod nim i czekał na dalszy ciąg wydarzeń, który znał tak dobrze. Do kuchni coś weszło. Zrobiło kilka okrążeń wokół stołu. Potem rozrzuciło kilka przedmiotów na stole. To był moment, w którym dziecko musiało uciekać. Wybiegł spod stołu i jak najszybciej umiał pobiegł po schodach na górę i zamknął się w swoim pokoju na klucz. Przykrył się swoją kołdrą i czekał. Próbował odciągnąć najgorszy moment. Istota zaczęła wchodzić po schodach.

Tup tup... Tup tup... Tup tup... 

Odgłosy w równych odstępach czasu.

Ciemno.

Tup... Tup...

Chłopiec zaczyna cicho płakać.

Tup...

Potwór stoi przed drzwiami.

Minuty wydają się być latami. Potwór wyciąga coś z kieszeni i otwiera drzwi. Teraz przerażone dziecko może widzieć go całego. Ma długie rozczochrane włosy, jest wysoki, nosi zwyczajne ubrania. Ogólnie przypomina człowieka, gdyby nie ta paskudna, brązowa maska z okropnymi, długimi zębami i pustymi oczodołami. Kiedy stworzenie rusza w kierunku chłopca, ten próbuje uciec przez drzwi za nim, jednak nie dobiega do nich, spotykając się z bolesnym kopem wymierzonym w brzuch. Chłopiec przewrócił się z płaczem. Stworzenie nawet nie drgnęło. Po chwili, kiedy dziecko zaczęło się podnosić, istota podeszła do niego i wzięła na ręce. Chłopiec za żadne skarby świata nie otworzyłby teraz oczu. 

Ciemno.

To coś znosi go po schodach.

Dziecko otwiera oczy dopiero, kiedy zostaje przywiązane do krzesła. Wyrywa się, krzyczy, ale potwór szybko zakleja mu buzię taśmą. Wychodzi po coś do łazienki. Chłopiec nie ma siły walczyć. Wie, że musi to przeczekać. Zaciska oczy.

Była sobie Baba Jaga,

Miała chatkę z ciasta.

A w tej chatce same dziwy.

Pst... Iskierka zgasła.

Potwór nucił ukochaną piosenkę chłopczyka, tę, którą zawsze śpiewała mu mama. Dziecko było już maksymalnie przerażone, płakało, ale tylko niektóre odgłosy wydobywały się przez taśmę. Wyrywał się tak mocno, że poranił sobie nadgarstki o mocno zaciśnięty sznur. Stworzenie wróciło do chłopca, z małą żyletką w ręce. Dziecko płakało, piszczało i próbowało się wyrwać. Wszystko na nic. Istota podeszła do niego, i zaczęła głaskać go po główce, jednocześnie, nacinając jego ramiona żyletką, wciąż nucił:

Patrzy Wojtuś, patrzy duma,

Łzą zaszły oczęta.

Czemuś, żeś mnie oszukała?

Wojtuś zapamięta.

Zemdlał.

Chłopiec obudził się około 22 w nocy, w swoim łóżku. Przetarł zaczerwienione oczy i poczuł przeszywający ból w ramionach. Nagle wszystko sobie przypomniał. Nie płakał, bo pamiętał również, że teraz potwór się schował i wyjdzie dopiero następnego dnia. Zszedł po schodach na dół, znajdując na kanapie swoją mamę. Płakała. Podbiegł do niej szybko. Ona mocno go przytuliła. Następne reakcje były do przewidzenia. Rany, złość matki, tłumaczenie, że to nie są samookaleczenia, ostatecznie zgoda i zabandażowane ramiona, sen.

Chłopiec obudził się w środku nocy. Rutyna została przerwana. Potwór nigdy nie przychodził w środku nocy. Tym razem było inaczej.

Tup tup... Tup tup...

Chłopiec schował się do szafy.

Potwór przeszukał cały pokój. Dziecko słyszało jak kręci się bardzo blisko niego. 

W końcu kreatura otwiera szafę.

Wyciąga nieprotestujące dziecko.

Kładzie je sobie na kolanach, kręcąc się lekko w przód i w tył.

Głaszcze je po głowie nucąc.

Wyciąga żyletkę.

Chłopiec zamyka oczy.

Istota nacina mu nadgarstki.

Dziecko nie czuje już bólu.

- Cześć! - wykrzyknęła Natalia - Nie uwierzysz, co piszą w gazetach. Ten świat schodzi na psy.

- Siema! No gadaj, w co nie uwierzę? - odparła Diana.

- W szoku jestem. Jakaś chora babka z rozdwojeniem jaźni zakatowała swoje dziecko. Boże, dobrze, że siedzi w tym cholernym psychiatryku, tacy ludzie powinni skończyć na krześle elektrycznym! Prawdziwe potwory... - wzdrygnęła się dziewczyna.

Już ci nigdy nie uwierzę,

Iskiereczko mała.

Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,

Ot, i bajka cała.

CreepypastyWhere stories live. Discover now