Garderoba

3K 183 53
                                    

Niedawno przeprowadziliśmy się z rodzicami do niewielkiego domu jednorodzinnego w równie niewielkim miasteczku. Nie miałam właściwie nic przeciwko przeprowadzce, nowe mieszkanie też przypadło mi do gustu i do pewnego ponurego wieczora całkiem odpowiadało mi życie w nim. Potem jednak szybko zmieniłam zdanie.

Tamtego dnia, na krótko po naszej przeprowadzce, szalała naprawdę ciężka burza. W pewnym momencie, jak to bywa podczas takiej pogody, wysiadł prąd. Nie wiem, może doszło do przerwania linii czy czegoś takiego. W każdym razie w domu zapanowały egipskie ciemności, a moja młodsza siostra od razu zaczęła panikować. W tej sytuacji rodzice wysłali mnie po latarki. Miały one leżeć we wciąż nierozpakowanych kartonach w pokoju, który docelowo był przeznaczony na garderobę, ale w tamtym czasie służył jedynie jako graciarnia i tymczasowy schowek. Ciemność niespecjalnie mi przeszkadzała, więc zgodziłam się na to bez wahania.

Po omacku dotarłam do odpowiedniego pokoju i zaczęłam przeszukiwać leżące tam graty. Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się odnaleźć upragniony sprzęt i skierowałam się do wyjścia. W międzyczasie drzwi zdążyły się zamknąć, mama ostrzegała mnie zresztą, że niektóre robią to samoczynnie. Wepchnęłam latarki w kieszenie bluzy i zaczęłam szarpać się z ciężko chodzącą klamką, a wtedy poczułam coś miękkiego, ocierającego mi się o plecy.

W pierwszej chwili niespecjalnie się tym przejęłam. Ot, jakieś wiszące na wieszaku futro, w końcu pomieszczenie miało być garderobą. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie dwie rzeczy: rodzice nie rozpakowywali jeszcze pudeł z ubraniami i żadne z nich nie dysponowało futrem. Przełknęłam ślinę i zapaliwszy latarkę, odwróciłam się powoli. Światło odbiło się w patrzących na mnie czarnych, nieludzkich oczach.

Z wrzaskiem otworzyłam drzwi i wybiegłam z pokoju, do mojej rodziny. Roztrzęsiona opowiedziałam im, co zobaczyłam w garderobie. Rodzice zdawali się mi nie wierzyć, wcale im się zresztą nie dziwię, postanowili jednak pójść i sprawdzić sytuację. Trzymając się w bezpiecznej odległości, ruszyłam za nimi.

Przez chwilę lustrowaliśmy pokój, latarkami oświetlając wszystkie kąty. Oczywiście, bestii nigdzie nie było. Nabierałam już pewności, że upiorna postać tylko mi się przywidziała, gdy wtem odezwał się mój tata:

- Spójrzcie na te ślady na podłodze! Błoto! A przysiągłbym, że wczoraj dokładnie ją umyłem

CreepypastyWhere stories live. Discover now