ROZDZIAŁ IX

104 4 0
                                    

        Co było robić? Uciekać, nie uciekać? Pozwolić, by napastnicy sterroryzowali wszystkich pasażerów? Nie wyglądało to na jakiś zmasowany atak. Raczej paru szaleńców wymachujących bronią biegało to do przodu to od tyłu w niejasnym celu. Choć wola wydostania się z tej dziwnej sytuacji była wśród współpasażerów wielka, to jednak żaden z nich nie chciał ryzykować własnego życia dla dobra innych.

- Nie ruszać się! – Rozlegało się ze wszystkich stron.

        Po chwili przez okno kobiety zobaczyły jednak więcej uzbrojonych mężczyzn. Wyglądało to tak, jakby dostały się w ręce jakiś rebeliantów. Przy brzegach lotniska poustawiano mnóstwo ciężarówek, samochodów terenowych, a jeszcze dalej można było dostrzeć duży hangar.

- Co się dzieje? – Odezwała się w końcu Charlotte, nie mogąc połączyć tych wszystkich faktów.

- Chyba samolot został porwany – odpowiedziała Megan, a w jej głosie dało się wyczuć zdenerwowanie.

- Ale mamy szczęście – zaskoczyła ją ponownie Charlotte.

- Chyba raczej wielkiego pecha.

- Najważniejsze, że samolot wylądował bezpiecznie. Zazwyczaj porwania kończą się rozbiciem maszyny i śmiercią wszystkich pasażerów.

- Dobrze, że nie powiedziałaś tego, gdy byliśmy jeszcze w powietrzu.

- Wszyscy wstać i wychodzić z samolotu! – Krzyknął jeden z napastników.

       Pasażerowie posłuchali i po kilku minutach cały samolot został opróżniony. Na zewnątrz panował niemiłosierny upał. Widocznie samolot doleciał już w strefę tropikalną, gdzie tak samo gorąco jest przez cały rok. Z tego miejsca widać już było, że porwanie zostało zorganizowane przez większą grupę terrorystów. Otoczyli oni pasażerów, którzy niepokoili się o swój dalszy los.

      Na szczęście nie padła komenda zezwalająca na użycie broni. Właściwie to nikt nic nie powiedział, tylko grupa poczęła iść w stronę hangaru. Panowała grobowa cisza. Wszystkie bagaże, dokumenty zostały w środku. Nikt jednak nie miał zamiaru protestować, bowiem panowie z karabinami nie wyglądali na przychylnie nastawionych.

      Gdy doszli do hangaru, który okazał się być pusty, rozkazano im czekać. Trzech zamachowców pilnowało wejścia, podczas gdy ludzie porozsiadali się po wszystkich kątach tego ogromnego pomieszczenia.

- Kim wy jesteście?

- Czego chcecie? – Pytali różni pasażerowie, lecz ze strony porywaczy nie było żadnej odpowiedzi. Jednocześnie, gdy tylko ktoś wyrywał się z tym odważnym pytaniem, inni natychmiast go strofowali i nakazywali siedzieć cicho.

       Czas mijał, a sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Nikt nie wiedział, co ci ludzie zamierzają zrobić z grupą ponad dwustu pasażerów. Wartownicy nie poruszyli się nawet ani przez chwilę. Nagle do hangaru wszedł najprawdopodobniej ich dowódca, stanął na środku i swym tubalnym głosem rozpoczął wystąpienie.

- Zapewne zastanawiacie się, co się teraz z wami stanie. Ja też na waszym miejscu martwiłbym się o to. Nie ma powodów do niepokoju. Negocjujemy z rządami waszych państw warunki zapłacenia okupu. Jesteście dla nich tak małowarci, że na razie żadna oferta nas nie zadowoliła. Ale nie obawiajcie się ani przez chwilę tych groźnych ludzi z karabinami. Jeśli tylko będziecie czekać tu spokojnie, nic się wam nie stanie, a my wynegocjujemy dobre warunki.

       Po tej krótkiej dość przemowie dowódca rozejrzał się po wszystkich zebranych, jakby szukając kogoś, ale nie wdał się w bardziej szczegółowe poszukiwania i wyszedł na zewnątrz. Cała grupa, licząca około kilkunastu mężczyzn działała bardzo sprawnie niczym armia. Dziwne było jednak to, że nikt o nich nie wiedział, nie wydano żadnych ostrzeżeń, a sami porywacze nie byli kojarzeni z żadną organizacją terrorystyczną.

Klejnot AfrykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz