"Dramione - niechciany obrońca" rozdział 22

2.3K 108 10
                                    

- Panowie... Razem z profesor Sprout udacie się do Japonii, do tamtejszej szkoły magii i odszukacie Excalibura... Na wszechmocnego Merlina, błagam was, powróćcie do kraju wraz z nim! - powiedziała twardo dyrektorka Hogwartu do dwójki Weasley'ów. Ci kiwnęli jej głowami z zaciętymi minami. Doskonale zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Ron zerknął trochę niepewnie na starszego brata, ale widząc minę George'a, postanowił, że nie będzie gorszy od Bliźniaka.
Wyruszyć mieli już za kilka godzin, czekali teraz tylko aż Sprout skończy rozmawiać z wicedyrektorem tamtejszej placówki, a to ze względu na dziwny akcent rozmówcy mogło jeszcze potrwać. Tak przynajmniej poinformowała ich, podsłuchująca za pomocą Uszu Dalekiego Zasięgu Ginny. Odkąd Krum przestał dopytywać się o Hermionę, czyli od jakiegoś półtora tygodnia, Ruda przestała robić zakusy na Bułgara i stała się jednocześnie milsza dla swojego chłopaka i wybaczyła mu to, że i jemu podobała się ich uprowadzona przyjaciółka.

Trzy godziny później trójka ochotników deportowała się piętnaście kilometrów od japońskiej szkoły, w opuszczonym fragmencie miasta, gdzie mieli oczekiwać na transport i przewodnika. Profesor Sprout cały czas powtarza w myślach japońskie przywitanie, którego kazała jej się nauczyć zwierzchniczka, a Ron i George uważnie obserwowali otoczenie. Jak na razie nie było widać nikogo, kto miałby ich stąd zabrać.
- Może zapomnieli? - podsunął propozycję Ron.
- Puknij ty się w ten pusty czerep, matołku! - skarcił go natychmiast brat. - Jak mogliby o nas zapomnieć, skoro godzinę temu z nimi rozmawialiśmy?... Jaki ty jesteś tępy, Ron... Czasami naprawdę przestaję się dziwić Hermionie, bo ja na jej miejscu postąpiłbym tak samo.
- Ty! - ryknął rozsierdzony Ron. - Jak możesz? Odszczekaj to! Ona mnie zdradziła!...
- A ja jej za to nie potępiam. I nie odszczekam, bo nie jestem psem, głąbie jeden! A poza tym, skoro tym, co wychodzi ci najlepiej, jest użalanie się nad sobą, to lepiej pogódź się, że ona już nigdy do ciebie nie wróci i to bez względu na to, jak bardzo będziesz się starać!
- Proszę natychmiast się uciszyć! - ofuknęła ich krępa nauczycielka. - Pańskie zachowanie jest karygodne, Ronaldzie Weasley'u! Mam serdecznie dość pańskiego użalania się nad sobą, które bynajmniej nie przystoi byłemu uczniowi Domu Lwa! - Ron wytrzeszczył na nią oczy, oblał się rumieńcem, więc wyglądał jak rak świeżo ugotowany, a następnie umilkł. Podobnie do George'a, który smętnie zwiesił głowę. - Teraz lepiej. Zamiast bezsensownie się kłócić, lepiej spójrzcie na północny nieboskłon.
Oboje obrócili głowy we wskazanym kierunku i zamarli zaskoczeni, bo w ich stronę leciały trzy ogromne ptaki. Zwierzęta zatoczyły nad ich głowami okrąg, a następnie wylądowały miękko na ziemi.
- Zapraszamy państwa do szkoły Mahoutokoro. Oto nasz transport — rzekł nienaganną angielszczyzną szczupły czarodziej, siedzący na najbliższym ptaku. Trójka europejskich magów spojrzała po sobie lekko zaskoczona i podeszła do olbrzymich zwierząt. Z pomocą nauczyciela i dwójki uczniów wdrapali się na upierzone grzbiety swojego transportu. Gdy tylko usadowili się wygodnie, ptaki natychmiast wzbiły się w powietrze i pod osłoną chmur poniosły całą szóstkę ku nefrytowemu pałacowi. Gdy tylko znaleźli się na ziemi, podszedł do nich niewysoki czarodziej, który swym wyglądem bardziej przypominał starożytnego samuraja, niż współczesnego, statecznego dyrektora.
- Wielkie nawałniki burzowe — powiedział, ręką wskazując ptaki. - Pożyteczne stworzenia, służą za transport naszym młodszym uczniom, którzy jeszcze nie mieszkają w szkole... Witam państwa w japońskiej szkole magii Mahoutokoro. Znajdujemy się na wyspie Minami Iwo Jima... Nazywam się Ikonoku Chiba i jestem tu dyrektorem i z radością będę was gościć w mych progach... Odnaleźliśmy artefakt, o którym rozmawialiśmy i jest on do państwa dyspozycji, lecz nie wiem, czy będziecie zadowoleni z wyniku.
- Dlaczego? - zainteresowała się nauczycielka zielarstwa, idąc za mężczyzną.
- Zaraz sami się o tym przekonacie — odparł lakonicznie i zaprosił ich do jasnego dojo, w którym momentalnie można było wyczuć jakąś dziwną energię, niespotykaną wcześniej w Hogwarcie. Trójka Anglików zatrzymała się niezdecydowana, widząc przed sobą trzech rosłych strażników otaczających jakąś szczerozłotą skrzynię.
- Oto Excalibur — powiedział Ikonoku, wskazując na skrzynię. Pomona podeszła bliżej i zajrzała do środka. To, co tam ujrzała, tylko przy dobrej wyobraźni można by było nazwać niegdysiejszym mieczem, bo większy kawałek klingi znajdował się jeszcze tylko przy rękojeści.

Dramione - Niechciany Obrońca [Zakończone/Poprawione]Where stories live. Discover now