Rozdział III

124 12 4
                                    


-Lloyd!!! Pospiesz się! - rozległ się krzyk kobiety po domu.

- Już idę, Nancy - powiedział smętnie chłopak.

  Mimo, że przed chwilą wołała go jego narzeczona i tak nie ruszył się z miejsca. Nadal stał w swoim starym pokoju w sierocińcu. Patrzył w lustro i wspominał dobre i złe chwile z swojego 13-letniego pobytu w tej placówce. Mimo, że pełnoletni był od niespełna 3 lat to mógł tu mieszkać pod warunkiem, że będzie pracował i płacił dyrektorowi sierocińca ,,czynsz" jak to mówił.  Trafił tu jako mały, 7-letni chłopczyk, którego rodzice zostali zamordowani na ulicy przez złodzieja, który uciekał od jubilera. Co najdziwniejsze nie był to dorosły człowiek, tylko mała dziewczynka z rewolwerem w ręce. Zaraz po ukończeniu osiemnastu lat spytał się swoich dotychczasowych opiekunów, dlaczego tu trafił. Po wysłuchaniu historii najpierw myślał, że robią sobie z niego żarty. Jednak gdy zauważył poważne miny swoich rozmówców zrozumiał, że powiedzieli mu szczerą prawdę. Nie potrafił zrozumieć jak to możliwe, żeby małe dziecko wysyłać do jubilera, aby kradło. Do dziś nie potrafił tego pojąć.

  -Oh, Lloyd! Idziesz, czy nie?! - jeszcze raz krzyknęła Nancy

  Chłopak zarzucił na ramię torbę sportową wypchaną po brzegi jego ubraniami. Złapał za rączkę walizkę i już miał wychodzić, gdy ponownie spojrzał w lustro. 

 Tak bardzo się zmieniłem w tym miejscu. Nie tylko zewnętrznie, ale też wewnętrznie, pomyślał. Wolną ręką przejechał po swoich nieco długich  blond włosach. Z wiekiem mu ściemniały. Jeszcze kilka lat temu były wręcz złociste. Teraz niektórzy potrafili nawet się kłócić czy jest on blondynem, czy brunetem.  Opuścił wzrok niżej na oczy.  Zielone. Zielone jak jego matki. Często śniły mu się po nocach. Widział w nich dom, miłość... ale jednocześnie smutek. Tylko dlaczego? 

 Gdy przestał wspominać matkę omiótł wzrokiem resztę swojego ciała. Miał ok. 1,85 wzrostu. Ubrał się dziś w zwyczajne dresowe spodnie, jakąś luźną koszulkę z kolorowym nadrukiem, na to szarą bluzę z kapturem i trampki na nogach. 

Ciekawe czy całe moje życie będzie tak nudne jak te białe ściany w tym niby ,,domu".  

  Wyszedł z pokoju ze spuszczoną głową. Nie chciał podnosić wzroku. Wtedy musiałby spojrzeć Nancy w twarz. Lloyd nie miał jednak ochoty na rozmowe z  ,,narzeczoną". 

-Nareszcie wywlokłeś swoje cztery litery z tego pokoju. - powiedziała dziewczyna. Jej głos nie wyrażał miłości, która to ,, tak bardzo ich łączyła". 

-Mógłbyś podnieść głowe i spojrzeć mi prosto w oczy? - zażądała.

 Lloyd wykonał jej polecenie. Powoli podnosił wzrok. Najpierw spojrzał na jej czarne szpilki, następnie na długie nogi, które u góry zasłaniała krótka, ledwo zasłaniająca jej tyłek spódniczka w kwieciste wzory. Wyżej zobaczył czarny top odsłaniający ramiona. Na jednym z nich dziewczyna przewiesiła sobie czarną torebkę. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Dziewczyna z gitarąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz