1.

2.2K 228 39
                                    

Dzwonek zadzwonił najpierw raz, potem drugi. A potem jeszcze raz i jeszcze. Tony zamknął oczy i zaklął siarczyście. Nic nie wskazywało na to, by dzieciaki miały sobie odpuścić. Oczywiście, że nie. Cholera jasna, właśnie dlatego nienawidził Halloween. Podobnie jak większości „ciepłych i rodzinnych" świąt. Tak, Bożego Narodzenia również.

– Szefie, mam się tym zająć? – zapytał Happy przez intercom. Coś w jego głosie podpowiadało Tony'emu, że wcale nie cieszył się na myśl o dzieciakach, które zostaną spławione i to bez choćby jednego, symbolicznego cukierka. Gdyby tylko mógł, zapewne razem z nimi pochłonąłby tabliczkę czekolady albo trzy, nie pozwalały mu jednak na to nie tylko dieta, ale i wyraźne rozkazy pracodawcy.

– Nie, Happy, sam się tym zajmę.

Przynajmniej tyle mógł zrobić dla swojego ulubionego ochroniarza.

Rzucił okiem na odbicie w lustrze. Wyglądał nieziemsko. Chociaż czasy młodości miał już za sobą, jego ciało wciąż trzymało się świetnie. Długie godziny poświęcone na ćwiczenia ewidentnie przynosiły zamierzony efekt, teraz dodatkowo wyeksponowany przez pachnący drzewem sandałowym olejek. Gdyby tylko mógł, sam by się przeleciał. A nie, chwila, przecież właśnie to zamierzał zrobić. I zrobiłby, gdyby nie jakieś wyjątkowo upierdliwe bachory.

Jak na zawołanie – znów rozległ się ponaglający dzwonek.

Właśnie dlatego nigdy nie zamierzał mieć dzieci.

Miotając pod nosem przekleństwa, wciągnął na przesadnie naoliwiony tyłek dresowe spodnie i zarzucił na ramiona gruby puchaty szlafrok. Tego tylko brakowało, żeby przeziębił się przez tę armię gnomów poprzebieranych w absurdalne kostiumy. Co było modne w tym roku? Wampiry? Wilkołaki? Ach, no tak – superbohaterowie. Co za idiotyzm.

Tak właśnie. Idiotyzm. Naprawdę tak uważał. Ale i tak postanowił zerknąć w intercom, zanim bardzo brutalnie i bezdusznie odeśle bachory z niczym. Nie, żeby chciał docenić ich kreatywność. Po prostu, gdy sam jeszcze ledwie wiązał sznurowadła (cholerne sznurowadła; zawsze wolał rzepy), miał absolutną obsesję na punkcie napakowanych gości w obcisłych kostiumach. Właściwie to wciąż takich właśnie lubił najbardziej, ale na szczęście nie zgłupiał na tyle, by przyznać się do tej słabości w żadnym z wywiadów.

Rzucił okiem na ekran, przygotowany psychicznie na najgorsze.

Cóż, miał na sobie idiotyczny kostium superbohatera, ale zdecydowanie nie był najgorszym, co Tony mógł zobaczyć. Przeciwnie. Złote, zaczesane do tyłu włosy, błękitne oczy, stanowcza linia żuchwy i wyraźne kości policzkowe. Granatowy kostium, przypominający raczej mundur niż kiczowaty spandeks, jedynie podkreślał nierealną doskonałość czekającego pod drzwiami mężczyzny.

Stark, nie patrząc pod nogi, rzucił się, by mu otworzyć. Cholera, nie przypominał sobie, by kogoś zamawiał na noc. Może to prezent od Pepper? Rhodey'ego raczej o takie czułości nie podejrzewał, chociaż – kto wie. A może to po prostu bóstwo mechatroniki i fizyki kwantowej postanowiło w końcu spojrzeć na Tony'ego łaskawszym okiem?

Nie ważne. Nie miał czasu, by o tym myśleć. Może i nie znał się na tych wszystkich niuansach psychologicznych, ale z łatwością dostrzegł zniecierpliwienie i zaniepokojenie w oczach nieznajomego. Jeszcze chwila i Tony straci okazję, by zamienić wieczór z własną ręką na coś zdecydowanie bardziej...

Zatrzymał się pod drzwiami, odetchnął głęboko, przeczesał palcami włosy, po czym przybrał wyjątkowo nonszalancką pozę i otworzył.

– Cukierek albo psikus!

Mężczyzna okazał się jeszcze bardziej apetyczny na żywo niż przez intercom, dlatego Tony bardzo, bardzo niechętnie oderwał od niego spojrzenie. Jeśli istniało jakiekolwiek bóstwo mechatroniki i fizyki kwantowej, to było wyjątkowo kapryśnym bóstwem i zdecydowanie nie zasługiwało, by Stark się do niego modlił. Nie, żeby modlił się do kogokolwiek czy czegokolwiek, ale gdyby kiedykolwiek naszła go na to ochota – na pewno wybierze sobie jakąś sympatyczniejszą niebiańską istotę.

Seksowny żołnierzyk nie przyszedł sam. Dookoła jego nóg kłębiło się stadko dzieciaków z wyciągniętymi torebkami na cukierki. Tony tak bardzo przygotował się mentalnie, by błagać o psikusa, że teraz zamilkł i nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa.

– Cy jest pan złocyńcom? – zapytał maluch w srebrno-zielonych rajtuzach.

– Tommy! – jęknął z przerażeniem superżołnierz i oblał się pełnym zażenowania rumieńcem. – Tommy, proszę, przeproś pana.

– A jak jest złocyńcom?

– I tak powinieneś przeprosić.

– A dostaniemy cukierki? – spytał wyrośnięty chłopczyk z jasnymi włosami i skórą wysmarowaną zieloną farbą i cekinami, które zapewne miały przypominać łuski.

– Nie. – Cholera jasna. Naprawdę to powiedział? Tony odetchnął głęboko i zmierzył się na spojrzenia z armią dziecięcych domokrążców i ich zdecydowanie zbyt apetycznym opiekunem. – Nie mam cukierków.

Że akurat teraz musiało go najść na szczerość. Widział, jak nadzieja umiera w jasnych oczach i słyszał pełne rozczarowania westchnienia. Niestety, taka właśnie była prawda. Nie miał w domu ani jednego cukierka. Nawet kostek cukru musiał się pozbyć, zostawił tylko słodzik ze stewii, ale tego raczej nie mógł zaproponować dzieciakom. Wszystko przez dietę Happy'ego. Tony postanowił, że będzie dobrym przyjacielem i zrezygnuje z wszelkich słodyczy, by nie kusić ochroniarza. I teraz obaj mieli za swoje. Oczywiście Tony odczuwał to zdecydowanie bardziej, bo subtelne pulsowanie w kroczu zaczęło boleśnie zamierać, gdy cudowny żołnierzyk uśmiechnął się przepraszająco i wycofał o kilka drobnych kroków, ciągnąc za sobą zasmucone dzieciaki. Czy to mogła być prawda? A może tylko mu się wydawało?

Nie, żołnierzyk naprawdę był rozczarowany brakiem jakiegoś ciągu dalszego.

– Owszem, nie mam cukierków – zaczął Tony, szukając rozpaczliwie jakiegokolwiek punku zaczepienia. Czegoś, co najpierw każe im wszystkim się zatrzymać, a potem pozwoli mu zaciągnąć nieświadomego bohatera do jego jaskini zła i rozpusty. – Ale to przecież nie znaczy, że musicie odchodzić z pustymi rękami, prawda?

Dzieciaki zamarły, wyraźnie zaintrygowane.

– Co ma pan na myśli? – zapytał najstarszy chłopiec w niebiesko-czerwonym kostiumie z wielkim pająkiem i w okularach z szkłami grubymi jak denka szklanek.

– Popcorn i „Star Trek"?

Cukierek albo psikusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz