2.1

107 14 8
                                    


MAKSYMILIAN

Westchnąłem rozglądając się po sali. 

Od kilku minut z kieliszkiem chłodnego, wybornego szampana w dłoni obserwowałem jak grupa ludzi kołysze się w rytm muzyki. Mężczyźni prowadzili, próbując jednocześnie spokojnej konwersacji, panie natomiast obejmowały ich szyję i kiwając głowami odpowiadały na rozmowę - ich czerwone szminki raz po razie smagały płatki uszu dżentelmenów, z pewnością doprowadzając ich tym samym do ekstazy. 

Parkiet otaczały mniejsze i większe, wszystkie okrągłe, stoliki ubrane w szare, z białymi akcentami, kwadratowe obrusy. Siedzieli przy nich najważniejsi ludzie z firmy mojego ojca, żony i narzeczone prezesów i kierowników konkretnych działów. Niektórych miałem przyjemność znać bliżej, innych tylko z nazwiska, bądź też ich twarze przewinęły się w ruletce pozostałych, gdy pracowałem w firmie. 

Gdy nie studiowałem, ojciec gorąco zachęcał mnie, abym jak najczęściej pojawiał się w jego firmie. Jego zdaniem od najmłodszego powinienem zaznajamiać się ze wszystkim, aby po ukończeniu szkoły móc mu towarzyszyć na stałe, a później przejąć jego biznes. Ojciec pękał z dumy, że idę w jego ślady i będę mógł rozwijać jego dziecko.

Osobiście czułem się zażenowany. Posiadałem większe ambicje. W końcu, jaki to wyczyn usiąść na fotelu ojca, w jego firmie i zarządzać czymś, co on sam zbudował od podstaw? Byłem wielce zażenowany i wierzyłem, że kiedyś sam również stworzę własną firmę, z moim logo i imieniem oraz nazwiskiem. Cegła po cegle będę budował moją dumę. Bez pomocnych punktów. 

Dzisiaj był pożegnalny bankiet. Żegnaliśmy Londyn, Anglię i już następnego dnia mieliśmy powitać  Nowy Jork w pełnej krasie. 

Głowa rozbolała mnie na samą myśl o locie i przeprowadzce. Nie lubiłem zmian a z całą pewnością nie przepadałem za zmianą codziennego otoczenia. Byłem zmuszony zmienić uczelnię, a jeśli jakikolwiek posiadałem kontakt z ludźmi w moim wieku, najpewniej zminimalizuje się on do poziomu zerowego. Moja mama powtarzała mi, że na pewno poznam nowych ludzi w NYC, być może tak było, jednakże nie widziałem sposobu i czasu kiedy miałbym to zrobić. Przez najbliższy czas będę bardzo zapracowany i nie chciałem skupiać się na rozpraszających mnie czynnościach.

Poczułem czyjąś ciężką dłoń na swoim ramieniu. Spojrzałem na nią a potem podniosłem podbródek. Byłem wysoki, ale wciąż brakowało mi kilku centymetrów do ojca. 

Uśmiechnąłem się.

- Podoba się przyjęcie? - spytał mnie. 

Kiwnąłem grzecznie głową.

- Wyborne - podsumowałem dyplomatycznie. Nie chciałem urazić ojca i pozostałych ludzi, którzy napracowali się, aby dzisiejszy dzień właśnie tak wyglądał. Byłem wdzięczny wszystkim pracownikom bankietu, nawet jeżeli mieli za to sowicie zapłacone. Byłem jednakże zwolennikiem ciszy i wyznawałem, iż takie imprezy to czysta głupota na której marnowało się pieniądze, jedzenie i alkohol. Postanowiłem jednak pociągnąć dalej wypowiedź, aby nadać jej wiarygodny wydźwięk. - Idealnie trafiona kolorystyka wystroju - zauważyłem, wskazując na obrusy i inne szaro-białe dodatki. - Taka jak w ojca firmie. Kto o tym pomyślał? 

Jonathan uśmiechnął się szeroko, klepiąc po brzuchu.

- Twoja matka oczywiście! Uwielbia myśleć o tych wszystkich szczegółach. 

Kąciki ust drgnęły mi ku górze, po czym umoczyłem usta w szampanie. Była to druga lampka i postanowiłem dzisiaj na niej zakończyć. Nie chciałem przysporzyć sobie, ani rodzinie, wstydu, gdyby alkohol postanowił jednak niespodziewanie przejąć władzę nad moim ciałem. Musiałem również pamiętać o wczesnej pobudce. 

The BrothersWhere stories live. Discover now