Niespodzianka

1.6K 84 5
                                    

Wsłuchiwała się w dźwięk kropli deszczu, spływających i odbijających od murów Hogwartu. Przewróciła się na drugi bok z ciężkim westchnięciem. Nie potrafiła usnąć. Myśl, że leży w tym łóżku po raz ostatni nie służyła jej dobrze. Mocno zaciskała powieki, by nie uronić ani jednej łezki. Powinna się przecież cieszyć. Jutro zakończenie roku, wszyscy jej znajomi z roku wchodzą w życie dorosłe. Tak samo jak i ona. Jednak nie potrafiła przyzwyczaić się do tej myśli. Nagle wszystko wydawało jej się tak bardzo bliskie sercu. Ten charakterystyczny podmuch wiatru w nocy, okrążający Wieżę Gryffindoru... Dormitoria, Pokój Wspólny, w którym przeprowadziła mnóstwo szczęśliwych jak i tych poważnych rozmów. Będzie jej brakować pohukiwania sowy i szeleszczenia drzew z Zakazanego Lasu. Odwiedzin u Hagrida...Zagryzła mocno wargę i podniosła się z łóżka.Nie mogła usnąć. Ale to dobrze. Nacieszy się tymi ostatnimi chwilami w Hogwarcie. W jej domu. Nie przebrała się, tylko narzuciła płaszczyk na starą sukienkę, która robiła jej za piżamę. Wyszła ze swojego dormitorium i skierowała się do dziury w ścianie. Jak się spodziewała, nie zastała żadnego nauczyciela na swojej drodze. Zapewne uznali, że każdy śpi w swoich łóżkach, by być wypoczętym w czasie podróży do domu.Wyszła na błonia. Kiedy poczuła wodę na stopach, dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że wyszła boso. Delikatny deszczyk co jakiś czas obijał się o jej ciało. Hermiona zaczęła obchodzić jezioro. Musiała się przejść i powspominać. Pośmiać się z tych wszystkich, wesołych chwil. Opatuliła się mocniej płaszczykiem, a jej bose stopy zaczęły przemierzać mokrą trawę.Wspomnienia jak żywe zaczęły przemykać jej przed oczyma. Znokautowanie górskiego trolla i przyjaźń z Harrym i Ronem. Kamień Filozoficzny, a później przygoda z Komnatą Tajemnic. Zaśmiała się cichutko, kiedy przypomniała sobie jak używała zmieniacza czasu i dziwiła tym Rona. Przypomniała sobie ten stres, kiedy musiała wraz z Harrym uratować Syriusza oraz Hardodzioba. .I oczywiście najlepsza pamiątka z trzeciej klasy... Uderzenie Malfoya. Uśmiechnęła się pod nosem. Pamiętała tą satysfakcję i zadowolenie, a także rozszarpujący ją gniew na tego osobnika. Merlinie, jak ona go nienawidziła!Turniej Trójmagiczny i Wiktor Krum...Swoją drogą ciekawe, co u niego? Dawno się do niego nie odzywała. Będzie musiała napisać. Nawet jutro.Pamiętała Bal Bożonarodzeniowy i to, jak po raz pierwszy doskonale się czuła w swoim ciele. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi i było to strasznie krępujące. Szczególnie wtedy, gdy...Gdy Malfoy popatrzył się na nią z niedowierzaniem w oczach, a przez cały Bal mogła spostrzec jak co jakiś czas się na nią gapi.Wtedy nie wiedziała, co o tym myśleć. Miała ochotę walnąć w niego zaklęciem i zamienić na zawsze w tchórzofretkę.A później ta okropna baba, Umbridge. Aż się skrzywiła. Wtedy po raz pierwszy była zdolna, do aż takiego złamania regulaminu i to dla własnej przyjemności. Gwardia Dumbledore'a... do tej pory większość członków grupy się z sobą przyjaźniła lub przynajmniej kolegowała. To naprawdę miłe, że udało im się tak bardzo się ze sobą związać.Szósta klasa nie była czymś zbytnio miłym. Ból, który zapewniał jej Ron. Voldemort, który rozsiewał strach i niepokój. Wtargnięcie śmierciożerców do zamku i zniszczenie go przez Bellatriks. To Malfoy wpuścił ich do środka. Jednak wolała już o tym nie myśleć.Wojna była jeszcze gorsza. Napięta atmosfera. Ron, który od nich odszedł... tak bardzo go wtedy kochała. Oddałaby za niego życie. Wołała go, błagała, by wrócił, ale ten się jej nie posłuchał.Ciała zmarłych...Poczuła jak gorące łzy spływają jej po policzkach. Natychmiast przestała myśleć. Nie mogła przecież przez całe życie cierpieć z tego powodu. Ona musiała sobie ułożyć życie, bo w końcu ci, którzy już odeszli walczyli o pokój na świecie, w którym teraz żyła.Wzdrygała się za każdym razem, gdy zagrzmiało. Zbierało się na burzę. I rzeczywiście deszcz zaczął padać coraz intensywniej. Postanowiła zawrócić. Kiedy doszła do zamku, pierwsza błyskawica rozdarła niebo. Szybko przemierzyła korytarze. Zatrzymała się tylko raz, kiedy spotkała po drodze Irytka. Jednak szczęście tym razem sprzyjało i udało jej się go wyminąć. Weszła do swojego dormitorium i zrzuciła z siebie mokry płaszczyk oraz piżamę, która przykleiła jej się do ciała. Zamknęła za sobą drzwi i weszła do łazienki. W ciągu tych dwóch tygodni zdążyła coś zauważyć.Jej złe samopoczucie i zwracanie brało się z przemęczenia organizmu przed testami. Sama sobie to zagwarantowała. Jednak to nie oznaczało, że nie była w ciąży. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie chciała tego dziecka, to oczywiste, jednak gdy chwilę później wyobrażała sobie, że nosi owoc miłości jej i Draco, to od razu się rozczulała.To było ich dziecko.Uśmiechnęła się delikatnie, ale natychmiast jej mina zrzedła.Dziecko, o którym on nie miał zielonego pojęcia...Jak zwykle musiała się w coś wpakować. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga w nocy. Westchnęła. Musiała się położyć. Potrzebowała odpoczynku. Tak mówiła jej Ginny. Ruda od tamtego czasu, kiedy dowiedziała się, w jakiej sytuacji jest Hermiona, nie opuszczała jej na krok. Wspierała ją. Zresztą Hermiona też była dla Ginny znaczną podporą. Wydawało im się, że te zdarzenia jeszcze bardziej je do siebie zbliżyły. Uświadomiły, że naprawdę mogą na sobie polegać. Hermiona nałożyła na siebie tylko zwykłą, starą koszulę Harry'ego i położyła się spać. Najwidoczniej nocny, godzinny spacer dobrze jej zrobił, ponieważ nie minęło pięć minut, a już zatraciła się w krainie Morfeusza. - Witam wszystkich zgromadzonych uczniów oraz nauczycieli w tej sali – głos profesor McGonagall rozniósł się po pomieszczeniu. – Chciałam Wam podziękować za to, że wszyscy razem staraliśmy się odbudować na nowo Hogwart po tej okrutnej wojnie. W tym roku widziałam nowe przyjaźnie, wrogości, a także rozkwitające miłości. Naprawdę bardzo miło jest nam wszystkim to zobaczyć. Bo o to właśnie chodziło. Walczyliśmy o to, by móc dalej normalnie żyć... Każdy słuchał w milczeniu, z wielką uwagą wyłapując każde słowo dyrektorki. Jej głos... mocny, stanowczy, ale przepełniony wewnętrzną radością i czułością, poruszył sercem Hermiony. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę, jak bardzo będzie jej brakować profesor McGonagall. Czarownica zawsze była dla niej wzorem do naśladowania. Silną, mądrą kobietą, która wie, czego w życiu chce. Ona natomiast po raz pierwszy nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Gdzie pójdzie, gdy za parę godzin stanie na stacji King Cross? Jak to wszystko będzie?- ... Uczniowie przychodzą i odchodzą z każdym rokiem. Podczas, kiedy wy, nasi najmłodsi czarodzieje, dopiero poznajecie tajniki magii i uczycie się życia, osoby na ostatnim roku już nigdy tutaj nie wrócą. Nie będą spać w tych samych dormitoriach. Na was, kochani – głos dyrektorki stał się lekko zachrypnięty, a oczy wilgotne – Czeka przyszłość, dorosłe życie. Zapewne większość z was jeszcze nie wie, co ze sobą zrobić, ale wierzcie mi... Niedługo każde z was znajdzie swoją drogę, którą podąży. Hermionie stanęły świeczki w oczach. Rozejrzała się po swoich rówieśnikach i stwierdziła, że oni też są poruszeni. Oni też to przeżywali. Może nawet mocniej niż ona. Nie potrafiła oderwać oczu od zaczarowanego sklepienia i świec unoszących się nad ich głowami. Przypomniała sobie codzienny szelest sowich piór, kiedy przynosiły pocztę.Hogwart był cudowny.Jeszcze nigdy wcześniej nie podziwiała go tak bardzo.Nie doceniała tego tak mocno, że się w nim znalazła, że poznała takich cudownych ludzi.- Wznieśmy toast za najstarszych uczniów, którzy odchodzą od nas i dalej sami idą swoją drogą – McGonagall podniosła puchar, a reszta Wielkiej Sali uczyniła to samo. Hermiona niemrawo również podniosła swój kieliszek. Wypiła łyk i ze zdziwieniem stwierdziła, że w środku znajduje się wino. Jednak trunek ten znajdował się tylko w pucharkach uczniów siódmych klas. A więc tak obchodziło się odejście ze szkoły. Ciekawie... Uśmiechnęła się i wypiła trochę wina ze swojego naczynia, a następnie odłożyła z powrotem na stół. Ginny szybko zabrała jej sprzed nosa czarkę i sama ją opróżniła.- Sama wiesz, dlaczego nie wolno ci pić – mrugnęła do Hermiony, a ta wzruszyła ramionami zrezygnowana. Ginny była czasami aż nazbyt opiekuńcza. Wszyscy wstali od stołu i ruszyli w stronę wyjścia. Została tylko większość uczniów z siódmego roku. Hermiona powoli ruszyła się ze swojego miejsca. Podeszła niepewnym krokiem do profesor McGonagall, która rozmawiała z profesor Sinistrą.- Pani profesor... - odezwała się nieśmiało dziewczyna. Dyrektorka Hogwartu spojrzała na swoją ulubioną uczennicę i podniosła się z krzesła.- O co chodzi, panno Granger? – spytała i odeszła z Hermioną parę kroków dalej.- Ja... chciałam podziękować za wszystko. Za możliwość nauki w tej szkole i za to, że była... jest... pani moim wzorem do naśladowania. Dziękuję za wszystko. Musiała to powiedzieć. Musiała w końcu wyznać tej kobiecie, że za wiele rzeczy była jej wdzięczna. Nie tylko za umiejętności, ale naukę życia, jaką czasami im dawała. Wiedziała, że na pewno kiedyś im wszystkim się to przyda. Zauważyła błysk ciepła w oczach dyrektorki, a po chwili McGonagall się uśmiechnęła. Hermiona musiała przyznać, że mimo jej wieku, Minerwa była piękną kobietą.- Ja też powinnam podziękować niektórym uczniom, ponieważ oni też mnie czegoś nauczyli. Tak, Hermiono, ja wciąż się uczę. Człowiek uczy się przez całe życie. Dziękuję ci za to, że odezwałaś się przed odejściem.- Potrzebowałam tego, pani profesor.- Zobaczysz, wszystko się ułoży. Pamiętaj o przyjaźni i przede wszystkim o miłości.- Jeszcze raz dziękuję... - wyszeptała dziewczyna, a łzy wzruszenia zalśniły jej w oczach.- Idź już. Przyjaciele na ciebie czekają – uśmiechnęła się delikatnie i wskazała ruchem głowy w stronę Harry'ego, Rona, Clemense, a także Ginny i Blaise'a. Ruszyła się z miejsca i podeszłą do nich. Pożegnała się z bliskimi jej osobami z innych domów, a także ze swojego domu, Gryffindoru. Wiedziała, że kiedyś na pewno jeszcze się spotkają. Każdy będzie już wtedy miał swoją rodzinę i dom. Każdy będzie mieć pracę i swoje życie. Wyściskała Hannę Abbot, Lunę i – o dziwo! – podeszła do niej Cho Chang. Pożegnała się z dziewczyną i obydwie wiedziały wtedy, że nieprzyjazny mur jaki się między nimi utworzył, został zburzony.- Chodźmy już, Miona – odezwała się Ginny i wytarła jedną łzę z policzka.- Gdzie Harry? – spytała Hermiona, widząc, że Wybrańca nie ma z nimi. Ginny uśmiechnęła się lekko i wskazała na Harry'ego, który stał w rogu Wielkiej Sali z jakąś dziewczyną. Od razu rozpoznała w niej Melodię. Dziewczynę-elfa. Musiała przyznać, że uroczo razem wyglądali. Oboje mieli kruczoczarne włosy i zielone oczy. Trochę się już pogubiła, bo... czy Harry kiedyś nie kręcił z Clemense? Poprosiła na stronę wilę, a ta roześmiała się, słysząc jej pytanie.- To było przelotne zauroczenie. Ja od dawna byłam zakochana w Ronie. Już od wakacji. Harry... zbliżyliśmy się do siebie wtedy, kiedy Ron mnie zawiódł, a Harry cierpiał wciąż lekko po stracie Ginny. Kiwnęła ze zrozumieniem głową. Czy rzeczywiście była aż tak ślepa, że nie zauważyła tych wszystkich kwitnących miłości między jej znajomymi? Ron był tak szczęśliwy jak nigdy, Ginny też znalazła w końcu kogoś, kto naprawdę nie potrzebował tylu lat, by odwzajemnić jej miłość. Kto rozbawiał ją każdego dnia. Harry, jej najlepszy przyjaciel, z którym tyle przeżyła... Uśmiechnęła się przez łzy. Wciąż pamiętała tego jedenastoletniego chłopca, który uczył się wszystkiego i nie wiedział, czego w życiu chce. Teraz był mężczyzną. W końcu założy rodzinę, o której zawsze marzył. Nie czekając na Harry'ego, który najwidoczniej potrzebował jeszcze trochę czasu na pożegnanie z Melodią, ruszyli wszyscy razem w stronę błoni, gdzie Hagrid po raz ostatni miał ich odprowadzić na dworzec. Ktoś nagle złapał ją za ramię i odwrócił. Jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy stanęła oko w oko z Danielem Roswellem. Jej chłopakiem z samego początku roku. Dziwnie było go zobaczyć na sam koniec. Czuła się trochę, jakby utworzyło się koło. Mimo tych wszystkich wydarzeń, ona na sam koniec stanęła z chłopakiem naprzeciw siebie.- Chciałem przeprosić za krzywdę, jaką ci zrobiłem i za to, że cię wyzywałem. Nie powinienem.- Zapomnijmy o tym – uśmiechnęła się delikatnie, chociaż sytuacja była trochę krępująca. – No to... życzę ci powodzenia na dalszej drodze – wydukała.- Ja również – powiedział i przytulił ją krótko. Hermiona stała jak sparaliżowana. Jednak po chwili się uspokoiła. Nie robili przecież nic złego.- Kto wie... może nasze drogi jeszcze się kiedyś ze sobą spotkają? – mrugnął do niej przyjacielsko i odszedł.- Może... - wyszeptała i dogoniła swoich przyjaciół. Wciąż jednak brakowało jej jednej osoby. Draco. Widziała go podczas uczty na zakończenie roku, ale kiedy wszyscy powstali, zniknął jej z oczu. Co jakiś czas ciągle rozglądała się, by wypatrzyć w tłumie tę blond czuprynę. Podeszła do Blaise'a i spytała się, gdzie on jest.- Poszedł pomyśleć. Pobyć sam.- Nie chce się pożegnać? Przecież już nigdy tutaj nie wrócimy...Czarnoskóry wzruszył ramionami.- Draco wie, że tak naprawdę nigdy tutaj nie pasował. Nie będzie tęsknić. Hermionę te słowa zasmuciły. Draco przecież zawsze panoszył się po tej szkole i traktował tak, jakby była jego. Bawił się dziewczynami i gadał z niektórymi chłopakami jak z kumplami. Zmarszczyła brwi. Odnalazła w tłumie Harry'ego, który właśnie żegnał się z Hagridem. Wiedziała, że to musi być dla niego ciężkie. To właśnie Hagrid był pierwszą osobą, która wprowadziła go do tego świata. Stanęła trochę na boku.- Hermiona! – uśmiechnął się Hagrid i przywołał ją ręką. W jego czarnych jak żuki oczach lśniły łzy, które ginęły w gęstej brodzie. Przytulił ją tak, że poczuła jak jej żebra trzeszczą.- To już koniec, nie? Aż się łezka w oku kręci, gdy pomyślę, cholibka, że już nigdy nie przyjdziecie do mnie na herbatkę – zawył i wydmuchał hałaśliwie nos w czerwoną chusteczkę podobną do obrusa.- Na pewno cię odwiedzimy! W Hogsmeade na przykład – zaproponowała Hermiona i uśmiechnęła się, by go udobruchać.- Życzę wam szczęścia – wydukał i odszedł, odprowadzając pierwszorocznych. Hermiona spojrzała na Harry'ego.- Masz może Mapę Huncwotów do pożyczenia? Przejrzała szybko każdy skrawek wraz z przyjaciółmi. Hermiona szybko dostrzegła malutką kropkę oznaczoną napisem „Draco Malfoy". Nie czekając dłużej, podziękowała im i ruszyła w stronę, gdzie widziała małą kropkę. Nie mieli dużo czasu. Wpadła na niego, gdy szedł korytarzem ku wyjściu.- Gran... Hermiona? Co ty tu robisz? – zdziwił się.- Szukam cię. – odpowiedziała. – Dlaczego nie przyszedłeś się pożegnać, tylko uciekłeś od wszystkich?- Po co mam się żegnać? – skrzywił się. Hermiona nie dowierzała temu, co słyszy.- Przecież już nigdy tutaj nie wrócimy. Patrzysz na te korytarze po raz ostatni.- Zbyt szybko się do czegoś przyzwyczajasz i za bardzo to przeżywasz – złapał ją za rękę, ale ona się nie ruszyła, kiedy chciał iść. Przytuliła się do niego.- Ja wiem, o czym myślisz. Myślisz, że tu nie pasujesz.- Wcale nie...- Nie kłam, Draco – zmrużyła oczy. Ślizgon przytulił ją mocniej i przyciągnął do siebie. Chciał ją czuć całym swoim ciałem. Nie chciał się z nią rozstawać.- Prawda jest taka, Hermiono, że ja tutaj nie pasuję. Zawsze każdy będzie na mnie patrzył jak na śmierciożercę, który wpuścił popleczników Czarnego Pana do zamku, który przeszedł na złą stronę. Dziewczyny zwracały uwagę tylko na moją urodę i pieniądze. Nigdy nie poznały mnie takiego, jakim naprawdę jestem. Nie oszukujmy się. Nie mam po co się żegnać, bo nie mam z kim.Było jej naprawdę przykro z tego powodu, że on tak myśli.- Nieprawda – zaprzeczyła. – Masz przyjaciół, Draco. Masz Blaise'a, Ginny, Pansy, Melodię innych Ślizgonów, chłopaków z twojej drużyny. A przede wszystkim masz mnie. Uważasz, że my się nie liczymy?- To wcale nie tak – zmieszał się. Nie sądził, że ktoś naprawdę mógł go pokochać tak jak ona go pokochała. Znała go takim, jakim jestem naprawdę i pokochała. Zawsze sądził, że to niemożliwe, a jednak.- Chodźmy już – pocałowała go delikatnie i, wciąż idąc za rękę, przeszli przez błonia prosto do Expresu Hogwart. Podróż minęła zaskakująco szybko, czego nie przyjęła z wielkim entuzjazmem. Przez cały czas siedziała w przedziale z Ginny, Blaisem i Draco. Później doszła do nich jeszcze Pansy, która przyprowadziła Harry'ego. Chciała wyciągnąć też Clemense i Rona, ale rudzielec wciąż nie przepadał za Ślizgonami, a wila chciała spędzić jak najwięcej czasu z narzeczonym sam na sam, skoro nadarzyła się taka okazja. To dziwne jak bardzo więzy mogą się zacieśnić podczas jednej podróży. Harry i Draco pokłócili się o to, kto jest lepszym kapitanem, i że to Gryffindor powinien mieć Puchar Quidditcha cały dla siebie. Ostatni mecz rozegrany był remisem, przez co obydwoje odwiecznych wrogów jeszcze bardziej łypało na siebie groźnie. Każdy z nich uważał, że to jemu należy się puchar, ale w końcu uścisnęli sobie rękę na zgodę i zaczęli normalnie dyskutować z Blaisem o quidditchu. Dziewczyny natomiast gadały o wakacjach i planach na przyszłość. Okazało się, że Pansy chce znaleźć jakąś pracę z magicznymi stworzeniami. Pomagać im i zgłębiać wiedzę na ich temat. Ginny chciała widzieć się w jakiejś drużynie quidditcha lub na miejscu Uzdrowicielki. Hermiona natomiast myślała nad podjęciem pracy w szpitalu Morgany lub w Ministerstwie Magii. Może nawet udałoby jej się zostać aurorem. Przygody, adrenalina, wyłapywanie przestępców to coś, co ją kiedyś kręciło. Ale chyba wolałaby tą robotę zostawić Harry'emu i Ronowi, a sama zająć się ulepszaniem ministerstwa. Nawiązywanie kontaktów lub Prawo. A może Departament Tajemnic? Nie... z tym miejscem wiązało się wiele nieprzyjemnych wspomnień. Kiedy Express Hogwart się zatrzymał, poczuła pustkę w żołądku. Lekki strach i podniecenie opanowały jej ciało. Wstała, ale jej nogi były jak z waty. Draco pomógł jej zdjąć walizkę z półki i wszyscy wraz z uczniami wylali się na peron King Cross. Hermiona przeszła parę kroków dalej i miała zamiar poczekać na swoich przyjaciół jak i wszystkich Weasleyów. Nagle usłyszała jak ktoś ją woła.- Hermiono! – znała ten głos. Jakby z oddali, nie mogła sobie przypomnieć, ale ten głos był bardzo bliski jej sercu. Zmarszczyła brwi i zaczęła się rozglądać po peronie.- Tutaj, kochanie!I nagle ich zobaczyła. Stała jak zamurowana. Przecież to niemożliwe... Szukała ich tyle czasu, a oni stali parę metrów od niej.Jej rodzice. Machali do niej szczęśliwi, a na policzkach matki lśniły łzy szczęścia. Ktoś złapał ją w pasie i mruknął do ucha.- Niespodzianka, skarbie – to był głos Dracona. Odwróciła na niego spojrzenie pełne niedowierzania i przypomniała sobie. Kiedy wrócił po całym dniu nieobecności, powiedział jej, że ma dla niej niespodziankę. Najwidoczniej pamiętał to jak mówiła o swoich rodzicach w czasie Nowego Roku. Odnalazł ich i przywrócił pamięć.- Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Dziękuję to zbyt mało... - wyszeptała, kiedy prowadził ją w stronę rodziców.- Nie mów nic, twoje szczęście mi wystarczy. Hermiona padła w ramiona rodziców. Perfumy taty i miękkie włosy swojej matki. Te oczy, które patrzyły na nią z taką troską i miłością.- Tak się cieszę, że możemy być na nowo rodziną, córeczko – uśmiechnęła się mama i ponownie ją przytuliła. Nie chciała wypuszczać z objęć swojego dziecka. Kiedy ten młodzieniec wpadł do ich domu w Australii i machnął jakimś kijem przed oczyma, przypomniała sobie wszystko. Pierwszą myślą była Hermiona. Jej malutka córeczka, która teraz była kobietą. Rozpoczynała własne życie.- Jestem z ciebie taki dumny – oznajmił tata i popatrzył na swoją żonę, Jean Granger. To po niej Hermiona nosiła swoje drugie imię.- Chciałabym wam kogoś przedstawić – uśmiechnęła się Hermiona i podeszła szybkim krokiem do Dracona, który rozmawiał z Blaisem i Rudą. Najwidoczniej właśnie tłumaczył Weasleyównej, skąd wzięli się na peronie rodzice Hermiony. Gryfonka podeszła do niego i złapała za rękę.- Chodź, muszę cię komuś przedstawić – szepnęła rozradowana.Kiedy szli w stronę jej rodziców, Draco był niepewny.- Nie wiem, czy to dobry pomysł.- Zamknij się i chodź – warknęła, ale w jej oczach paliły się radosne iskierki. – Mamo, tato, to jest Draco Malfoy, mój... - spojrzała na niego niepewnie.- Chłopak – dokończył za nią Draco i ucałował dłoń jej matki, która była najwidoczniej nim zachwycona, ale nie okazywała tego. Patrzyła rozbawiona na Hermionę, a na jej twarzy błąkał się tajemniczy uśmiech. Draco wymienił uścisk ręki z panem Grangerem.- Czekaj, czekaj, ja cię skądś kojarzę – pan Granger przypatrzył mu się uważnie. – Czy ty kiedyś przypadkiem nie chodziłeś do mojego gabinetu dentystycznego?Draco wyglądał w tej chwili na tak otępiałego, że Hermiona wybuchła śmiechem.- Matthew – skarciła go Jean Granger. – To jest przecież Draco Malfoy, ten o którym Hermiona tak wiele opowiadała.- Serio? – spytał się jej Draco, a Gryfonka poczerwieniała na twarzy.- Ach, ten... jak to leciało? „Cyniczny, chamski dupek, który nie widzi nikogo innego poza sobą, bo jest takim egoistą i kretynem"? – zacytował tata, a pani Granger fuknęła.- No dzięki, Granger – burknął Draco, a Hermiona się roześmiała.- To było dawno – broniła się.- Jeszcze mi za to zapłacisz – szepnął jej do ucha.- Bardzo chętnie – uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała głęboko w oczy.- Hermiono, my idziemy. Pożegnaj się z przyjaciółmi i... chłopakiem i przyjdź do nas. Będziemy na parkingu. – powiedziała mama, chcąc zostawić ich samych. Chwilę później ich nie było. Przeszli do świata mugoli. Dziesięć minut później Draco odprowadził ją na parking. Zatrzymali się parę metrów dalej od samochodu jej rodziców.- Nadal nie mam pojęcia jak ci się odwdzięczyć. – powiedziała i pocałowała go mocno w usta. Draco wsunął rękę w jej brązowe loki, by pogłębić pocałunek. Po chwili się od niej odsunął i wyjął jakąś kopertę z kieszeni.- A to co? – spytała zaciekawiona.- Otwórz to w domu i wtedy domyślisz się, jak możesz mi się odwdzięczyć – mrugnął do niej i odprowadził pod sam samochód. Otworzył jej drzwi, by wsiadła do środka, a następnie zamknął i z cichym pyknięciem się teleportował. Hermiona siedziała w swoim pokoju. W jej rodzinnym domu, który został zakupiony ponownie przez jej rodziców. Chcieli zacząć nowy rozdział w tym samym miejscu, gdzie go skończyli. Zapadła już noc. Cały dzień spędziła na mieście z rodzicami, a wieczór z bliskimi znajomymi, którzy mieszkali w mugolskim świecie. Teraz rozłożyła się na swoim łóżku w piżamie. Jej włosy były mokre i pachniały szamponem o zapachu mango. Obok łóżka stał nierozpakowany kufer szkolny. Trzymała w dłoniach białą kopertę. Jednym ruchem ręki rozpakowała ją i wyjęła zawartość. Był to bilet. Odrzuciła rozerwaną kopertę i zerknęła ponownie na skrawek papieru. Lot na Hawaje. Uśmiechnęła się leciutko. Kolejna niespodzianka Dracona. Miał rację, wiedziała już jak ma się mu odwdzięczyć. Miała polecieć z nim na Hawaje. Dokładnie za tydzień. Miała właśnie schować bilet z powrotem do koperty, kiedy dostrzegła kawałek pergaminu, który leżał w środku. Wyjęła go i przeczytała.Zapewne już widziałaś bilet i już pewnie wiesz, o co mi chodziło.Daję ci tydzień beze mnie, byś nacieszyła się rodzicami i znajomymi z twojego otoczenia.Dokładnie w piątek o 9 będę pod twoim domem, by odebrać ciebie i walizki, a później teleportujemy się na lotnisko. Przygotuj się psychicznie, bo spędzimy ze sobą całe 3 tygodnie, do końca lipca.Ja już zaczynam normalnie jakąś terapię, byśmy się nie pozabijali nawzajem.Nie dziękuj, wiem, że jestem cudowny, Granger.Draco Przewróciła oczyma, ale na jej twarzy rozkwitł piękny uśmiech. Miała spędzić z nim całe 3 tygodnie na Hawajach. Rzeczywiście dobrym pomysłem będzie przygotowanie się na ten wjazd psychicznie. Co jak co, Draco Malfoy może być jej chłopakiem, ale nigdy nie przestanie być... jak to leciało? „Cyniczny, chamski dupek, który nie widzi nikogo innego poza sobą, bo jest takim egoistą i kretynem".Roześmiała się i schowała pod kołdrę.- Nox – szepnęła, a światło w jej pokoju zgasło.Jutro rozpoczyna nowe życie.

Dramione. Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz