Zagrajmy, kochanie

2.4K 114 4
                                    

  Hermiona poczuła jak ktoś szturcha ją w ramię. Do jej nozdrzy dostał się zapach starego pergaminu i atramentu.

- Granger, obudź się – usłyszała czyjś zniecierpliwiony głos. Gryfonka zmarszczyła brwi i zdała sobie sprawę, że zasnęła na książce w bibliotece. Popatrzyła do góry. Nad nią stała Pansy.- O co chodzi? – spytała i stłumiła ręką ziewnięcie.- Draco chce z tobą pogadać. Teraz. I lepiej nie każ mu czekać.Hermiona skrzywiła się. Przypomniała sobie o artykule i tym, co zaszło w Wielkiej Sali. Draco ją obronił przed tymi, którzy na nią wrzucali. Chyba była mu coś winna, ale...- Skoro Draco tak bardzo chce ze mną pogadać to niech sam do mnie przyjdzie, a nie ciebie wysyła – odparła i zamknęła książkę. Wstała i odłożyła ją na swoje miejsce – Zresztą, śpieszę się na lekcje.Popatrzyła na twarz Ślizgonki, która, ku jej zdziwieniu uśmiechnęła się perfidnie.- Lekcje niedawno się skończyły, Granger.Gryfonka osłupiała. Jak to skończyły?! Czyżby przespała wszystkie lekcje? O Merlinie i co ona teraz zrobi? Jest już marzec, zbliżają się egzaminy, a ona sobie opuszcza lekcje. Karygodne zachowanie. Będzie natychmiast musiała zdobyć jakieś notatki i wziąć się za naukę. Była pewna, że tematy, które dzisiaj omawiali na lekcjach będą na egzaminach końcowych w czerwcu. Usłyszała śmiech Pansy.- Gdybyś widziała swoją minę – stłumiła śmiech, bo były w bibliotece – Ale teraz nie czas o tym myśleć, Granger. Za chwile będzie mecz quidditcha. Musisz kibicować swojemu domowi i przy okazji pogadać z Draco.Złapała rękę Hermiony, która wciąż była osłupiała i przejęta tym, że nie było jej na lekcjach. Pansy wyprowadziła Hermionę z biblioteki i zwlokła na błonia. Było przyjemnie ciepło, a ze strony Zakazanego Lasu ćwierkały wesoło ptaki.- Nie chcę iść na ten głupi mecz – Gryfonka nagle wyrwała rękę z jej uścisku. Pansy przewróciła oczami.- Salazarze, jak ten Draco z tobą wytrzymuje. Jesteś nieznośna – warknęła i ponownie szarpnęła Granger za rękę, ciągnąc ją w stronę stadionu.- Nie ma mowy, nie idę - ponownie się wyrwała.- O ile wiem, tam gra święty Potter i twoja przyjaciółka Weasley, więc zrób im taką przyjemność i rusz swój dzielny tyłek na mecz – warknęła już lekko zdenerwowana Ślizgonka. Hermiona obrzuciła ją oburzonym spojrzeniem i bez słowa ruszyła w stronę stadionu. Pansy lekko zdziwiona ruszyła za nią i po chwili szły ramię w ramię. Kiedy przeszły już całe błonia i znalazły się koło stadionu, Pansy zatrzymała Hermionę.- Tędy – wskazała na szatnie i ruszyła w tamtą stronę. Hermiona przez chwilę się wahała, ale nie wiedząc czemu poszła w ślady Ślizgonki. Nie zatrzymała się przy szatniach Gryfonów. Nie miała ochoty jakoś z nikim się widzieć. Już widziała ich spojrzenia rzucane w jej stronę. Pewnie każdy przeczytał ten cholerny artykuł. Postanowiła się nie łamać i nie przejmować wrednymi uwagami ze strony uczniów. To doprawdy podłe – pomyślała. Jeszcze będą coś od niech chcieli. Nie będzie dawała się tak łatwo wykorzystywać. Doszła do szatni Slytherinu. Nigdy wcześniej tutaj nie była. Parę Ślizgonek obrzuciło ją chłodnymi spojrzeniami, ale ona nie została ich dłużna. Zignorowała je, co jeszcze bardziej podniosło ciśnienie dziewczynom z Domu Węża. Stanęła przy drzwiach szatni, a Pansy weszła bez najmniejszego wstydu do środka. Zawołała Malfoya i po chwili wyszedł chłopak ubrany w ciemnozielone szaty z herbem Slytherinu na piersi. W ręce trzymał swoją nowiusieńką miotłę – czarnego jak smoła Nimbusa 2005. Najnowszy model, który dopiero co wyszedł. Hermiona wiedziała, że Draco chciałby mieć Błyskawice, ale za nic nie kupiłby tego samego co Harry. Skinął głową Hermionie, by się oddalili od szatni. Zawiał chłodny, marcowy wiaterek i Gryfonka ciaśniej opatuliła się swoim białym sweterkiem. Odgarnęła kosmyki włosów, które wypadły jej z luźnego warkocza. Oparła się o jakieś drzewo i spojrzała w stalowoszare oczy Malfoya.- O co chodzi? – spytała.- Jak sobie z tym radzisz?Wiedziała, o co mu chodzi. O ten głupi artykuł.- Gorsze rzeczy wypisywała o mnie na Skeeter, więc nie przejmuję się tak bardzo – odparła – A jak z tobą?Draco milczał. Te określenia, którymi została obrzucona jego rodzina nie należały do najmilszych.- Przepraszam... - szepnęła – Nie powinnam pytać.- Nie, nic nie szkodzi. Radzę sobie, Granger – uśmiechnął się – Jak wygram ten mecz to szybko zapomną, możesz być pewna.Kąciki jej ust podniosły się lekko do góry.- Sama nie wiem, czy mam ci życzyć powodzenia...- Granger, pamiętasz nasz zakład? – spytał – Wygrałem go.Uśmiech zlazł z jej twarzy. Wiedziała o jaki zakład mu chodzi i już odczuła przerażenie wiążące się z tym, co będzie musiała zrobić.- O nie, nie wykorzystałeś tego wtedy, kiedy wygrałeś mecz, więc...- Leżałem w szpitalu, mądralo, nie wykręcisz się. Masz załatwione u mnie lekcje latania na miotle i się nie wywiniesz z ani jednej.- Nie ma mowy! – oburzyła się.- Hej, był zakład – uśmiechnął się. Popatrzyła na niego spode łba.- No dobrze, niech będzie. Kiedy?- Dziś wieczorem na stadionie – odparł. Hermiona nie wiedząc czemu uśmiechnęła się.- To będzie okropne.- Przesadzasz – jemu również uśmiech nie schodził z twarzy. Jednak oboje czuli w pewnym sensie smutek. Dało się wyczuć ten mur jaki powstał po dzisiejszej rozmowie w nocy. Nie wybaczyła mu tego. Skreśliła ich jako parę. Teraz zastanawiał się, czy to nie wyszło na dobre. Gdyby się pogodzili, a później ukazałby się artykuł i list matki to nie byłoby tak łatwo powiedzieć o tym Granger. Nie miał pojęcia, co robić. Greengrass odrzucała go na kilometr. To nie była dziewczyna w jego typie. To Granger zdobyła klucz do jego serca i nie wydawało się, by ktokolwiek go jej odebrał.- Granger?- Tak?- Jeszcze jedna sprawa – zaczął – Chodzi o eliksir dla Rudej. Jest niezwykle skomplikowany i nie dam sam rady go przygotować...- Nie ma problemu w tym mogę ci pomóc. Byle tylko pomóc Ginny.Rozległ się sygnał, że mecz za chwilę się zacznie. Bez słowa ruszyli w stronę stadionu. Hermiona weszła na trybuny i usiadła obok Luny Lovegood, która kibicowała Gryffindorowi. Mecz się rozpoczął. Na boisko weszli uczniowie w czerwono-złotych kolorach i zielono-srebrnych. Draco i Harry jako kapitanowie drużyn uścisnęli sobie ręce. Ku zadowoleniu Hermiony nie wyglądali tak, jakby chcieli się nawzajem pozabijać i połamać jak najwięcej kości podczas gry. Rozległ się gwizdek i drużyna wzbiła się w powietrze. Od razu rozległ się głos komentatora.- Serdecznie witam wszystkich na meczu quidditcha! Dziś zmierzą się drużyny Gryffindoru oraz Slytherinu! W zakładach najczęściej obstawiany jest scenariusz, to znaczy, w wolnym czasie uczniowie obstawiają, pani dyrektor, że Ślizgoni wygrają mecz, ale Gryfoni złapią znicza. Ja nie jestem stronniczy, pani dyrektor, ale osobiście wolałbym, by wygrali...Nagle rozległ się dźwięk szarpaniny.- Panie Lee, nie po to pozwoliłam panu komentować, by stał pan po stronie jakiegoś domu! – rozległ się głos Minerwy McGonagall.- Proszę zostawić mój megafon, pani dyrektor! Stałem przy nim przez całe moje szkolne życie!Hermiona, która spojrzała w tamtą stronę śmiała się z rozgrywającej sceny. Najwidoczniej pozwolono przybyć do Hogwartu przyjacielowi Freda i Georgea, Lee Jordanowi. Jak nie patrzeć był najlepszym komentatorem choć nazbyt stronniczym. Hermiona spojrzała na boisko, gdzie rozgrywał się już zacięty mecz. Na bramce u Gryfonów stał Cormac McLaggen. Wiedziała, że mecz będzie ciężki. Obydwie drużyny szykowały się do niego od tygodni. Jeśli była zła pogoda, Harry nie rezygnował z treningów. Drużyna zamykała się wtedy w jakiejś pustej klasie do znudzenia powtarzając wszystkie manewry, ale i tak Harry wolał wszystko ćwiczyć w praktyce niż gadać o taktykach i zasadach. Wiedziała, że często kłócili się z Malfoyem o boisko. Zachowywali się jak dzieci. Quidditch zawsze będzie dla niej tylko grą. Lee komentował zacięcie, co jakiś czas kłócąc się z Minerwą McGonagall o mikrofon. Gryfoni prowadzili właśnie 70 do 50. Blaise za wszelką cenę starał się strzelić gole McLaggenowi, ale Ginny nie pozwalała mu na to. Jak zwykle byli najbardziej aktywnymi graczami. Walczyli o kafla, który przechodził z rąk do rąk. Hermionie czasami wydawało się, że Blaise zapomina iż Ginny jest dziewczyną. Zresztą nie ma co mu się dziwić. Ginny na treningach i w grze zachowywała się jak chłopak. Była naprawdę dobra, a nie to co ona. Hermiona nienawidziła wysokości i tym bardziej mioteł. Wolała bardziej bliższe ziemi środki transportu, a najlepszym i tak była teleportacja.- Gryfoni prowadzą już 100 do 90. Idą ze Ślizgonami łeb w łeb. Bramkarze radzą sobie naprawdę dobrze, ale nikt nie ma takiego refleksu, żeby obronić strzał od Ginny Weasley. Ta to ma parę w ręku.Rzeczywiście. Ginny uderzyła kaflem tak, że ślizgoński obrońca ledwo nie zleciał z miotły. Była bardzo silna, a wampiryzm, którego uczyła się opanowywać dodawał jej jeszcze większych sił.- Co za mecz! Dopiero kilka minut, a tu taka akcja! Czyżby pojawił się znicz?Po trybunach przeszedł szmer zainteresowania. Malfoy i Harry spojrzeli na siebie i zaczęli się rozglądać. To Harry pierwszy dostrzegł znicza i rzucił się za nim w pościg.- Dalej, Harry, nie daj się tej tlenionej... Pani profesor, ja nic nie robię!- Trochę opanowania Lee, bo już nigdy więcej nie pozwolę ci komentować- Luz, pani dyrektor, będzie dobrze, wiem, że pani też chce wygranej Gryfonów.McGonagall spojrzała na niego spetryfikowana. Po trybunach przeszła fala śmiechu. Nawet Ślizgoni parsknęli śmiechem.- Potter i Malfoy lecą po znicza! Zrównali miotły! Merlinie, co za emocje. Już są blisko, lecą coraz wyżej! I...! Tak! Jest! PANI DYREKTOR POTTER ZŁAPAŁ ZNICZA! WYGRALIŚMY 250 DO 100! MOGĘ IŚĆ NA IMPREZĘ W GRYFFINDORZE?!Hermiona wstała z ławki i oklaskiwała gorąco wygraną Gryfonów. Należało się Harry'emu. Malfoy złapał znicza w ostatnim meczu. Zbiegła po schodach prosto na boisko i rzuciła się z rozbiegu w ramiona Harry'ego, który był poklepywany przez swoją drużynę. Niedaleko nich Ginny już dogryzała sobie z Zabinim.- Rozciąłeś mi wargę, idioto! – krzyczała.- A ty mnie uderzyłaś w oko! Nawet nie wiesz ile masz siły, mój wampirku – warknął, ale uśmiechnął się lekko.- Osz ty, nie mów tak do mnie!Hermiona już nie słuchała ich wymiany zdań. Jedynie co było dobre to, to, że Blaise jakoś z miarę normalnie przyjął to, że Ginny stała się wampirem. Obiecał jej pomóc.- Gratuluję, Harry! – uśmiechnęła się szeroko do czarnowłosego – Byłeś świetny!Wysunęła się z jego uścisku i pognała go Ginny, by również ją uściskać. Blaise najwidoczniej nie przejął się zbytnio przegraną, bo powitał ją z uśmiechem na twarzy. Hermiona przestała myśleć o tym wrednym artykule. Może później przyjdzie jej się zmierzyć znów z obelgami, ale nie przejmowała się już tym. Ruszyła z drużyną Gryffindoru do szatni, gdzie poczekała na Ginny. Jednak z szatni pierwszy wyszedł Cormac. Podszedł do niej i pocałował mocno. Hermiona miała ochotę czmychnąć stamtąd jak najszybciej.- Byłem świetny, prawda? – zaśmiał się.- O-oczywiście - wymusiła uśmiech.- Świętujemy dzisiaj wygraną sami? – zaproponował. Hermiona lekko się speszyła.- Nie mogę dzisiaj.- Dlaczego?- Nie było mnie dzisiaj na lekcjach, muszę to nadrobić – nie mijało się to z prawdą. Będzie nadrabiać lekcje, ale to dopiero po lekcjach z Malfoyem. Trochę się obawiała tego jak będą one wyglądać, ale przecież nie złamie danego słowa. Najchętniej to zaszyłaby się dzisiaj wieczorem w ciepłym, przytulnym dormitorium ze Śnieżynką.- Daj spokój lekcjom, mam pomysł na świetny wieczór – naciskał.- Nie, Cormac. Naprawdę nie mogę. Nie dzisiaj.- No dobrze, ale następnym razem mi się nie wywiniesz.Pocałował ją krótko, ale mocno i odszedł. Chwilę później wyszła Ginny i razem z brązowowłosą ruszyły przez błonia do Hogwartu. Ginny aż tryskała szczęściem. Zawsze była wesołą osobą, a jej szczęście było zaraźliwe. Naprawdę się dobrali z Blaisem. Kiedy znalazły się w zamku od razu powitały ją niemiłe spojrzenia. Ludzie szeptali i pokazywali ją sobie palcami. Nagle obok niej stanęła Pansy.- I co, gdyby nie ja nie byłoby cię na takim meczu – uśmiechnęła się.- Dla ciebie chyba nie był dobry. Przegraliście.Pansy wzruszyła ramionami.- Przynajmniej nie będę musiała wysłuchiwać przechwałek Malfoya.- Jego zrzędzenie jest chyba jeszcze gorsze – skomentowała Hermiona. Pansy roześmiała się szczerze.- Chyba masz rację.Usiadły sobie na ławce na dziedzińcu. Hermiona przez dłuższy czas gapiła się na Parkinson. Była całkiem w porządku. Nigdy by się tego nie spodziewała po tej dziewczynie. Była też strasznie otwarta. Nagle dosiadły się do nich Clemense i Luna. Dwie blondynki przywitały się z Pansy. Ginny wdała się w gadkę z Luną. Zawsze bardzo się lubiły. W końcu to Ginny stawała w jej obronie, kiedy nazywali dziewczynę Pomyluną. Hermiona spojrzała w stronę Zakazanego Lasu i chatki Hagrida. Wesoły gajowy przechadzał się po swoim ogródku i dopatrywał się pierwszych plonów. Na skraju lasu stała Melodia, jak zwykle ubrana w dziwny strój z kwiatów z długim, czarnym warkoczem na plecach. Głaskała małego, złotego jednorożca. Obok niego stał większy, srebrny.- Hej, piękna! – powitał ją ktoś całusem w policzek.- Cormac, hej – otrząsnęła się z pierwszego zaskoczenia.- Pomyślałem, że może jak nie możemy się spotkać wieczorem to wyjdziemy teraz? – zaproponował przystojny Gryfon.- Eee... - nie wiedziała jak się wykręcić.- Wiedziałem, że się zgodzisz – złapał ją za rękę i pociągnął. Hermiona zrobiła wielkie oczy i minę „nic takiego nie powiedziałam", jednak Cormac nie zwrócił na to uwagi i pociągnął ją w stronę zamku. Dziewczyny zostały na dziedzińcu podczas gdy ona wchodziła ponownie do grubych murów Hogwartu.- Po co mnie tu ciągniesz? – wyrwała się z jego uścisku i stanęła.- Poznam cię z moimi kolegami – uśmiechnął się i znów pociągnął ją za sobą. Hermiona dla świętego spokoju poszła z nim. Pozna jego kolegów, postoi chwile i zwinie się jak najszybciej. Nie miała zamiaru stać paru godzin z McLaggenem. W końcu dotarli do jakiegoś zatłoczonego dość korytarza. Podeszli do grupki wysokich, umięśnionych chłopaków. Och, Hermiona widziała ich już na korytarzach. Mięśniaki udające ważnych. Zero inteligencji. Cóż za cudowne towarzystwo. W sam raz dla Cormaca. Przywitał się z kolegami.- Dzięki mnie Gryfoni wygrali mecz, a jak – zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała. W tej grupce brakowało tylko Ślizgona. Najwięcej tutaj było Puchonów. Może tak z 6 klasy, bo na siódmym roku ich nie widziała i nie kojarzyła. Cormac rozmawiał w najlepsze z kolegami i nawet jej nie przedstawił. Czuła się strasznie niezręcznie. Obserwowała tępe miny ważniaków. Nagle jeden się odezwał.- Może przedstawiłbyś nam swoją lalunię?Wszyscy spojrzeli w jej stronę.- Ach tak. To moja Hermiona – klepnął ją po tyłku, na co jego koledzy się zaśmiali i przywitali się, przedstawiając.- Cormac, mogłeś sobie to darować jesteśmy wśród ludzi... - próbowała zdjąć jego rękę z jej pośladków.- Hej, człowieku opanuj się – rozległ się chłodny głos za jego plecami. Grupa Ślizgonów z Malfoyem na czele weszła na korytarz i od razu przepłoszyła pozostałych uczniów – Jesteśmy wśród ludzi.Grupa ważniaków zagwizdała, a Cormac odstawił na bok Hermionę jakby już nie istniała.- Nie podskakuj lepiej. Przegrałeś mecz. A co, może chcesz sobie znów przywłaszczyć Hermionę?- Ona nie jest niczyją własnością, więc nie mów o niej tak jakby była rzeczą. Trochę szacunku – zmrużył gniewnie oczy.- Jesteś Ślizgonem, nie masz pojęcia o tym, co to szacunek.- Nie mam zamiaru tracić na ciebie czasu. Zabieram Hermionę i idziemy – dziewczyna podeszła w stronę Ślizgona. Nie wiedziała, co kombinuje, ale porozumieli się wzrokiem. Zatrzymał ją Cormac.- Nigdzie nie idziesz, jesteś moja.- Jestem niczyja – warknęła i wyrwała mu się. Stanęła obok Draco. Na twarzach ważniaków rozkwitło zdumienie, kiedy Ślizgon objął ją w pasie. Dla nich obojga było to dość bolesne, ale Draco miał plan. Zamierzał grać. Jednym ruchem odwrócił do siebie Hermionę i pocałował. Odwzajemniła pocałunek i przytuliła się do niego. Kiedy chciała się wyrwać, Draco przetrzymał ją mocniej. Szepnął jej do ucha.- Zagrajmy kochanie tak, by myśleli, że jesteśmy razem i nie przejmujemy się artykułem ani tym, co o nas piszą.Z trudem się go posłuchała.- Wolisz jego? – Cormac miał głupią minę.- Nikogo nie wolę – odparła.- Co?- Skoro nie rozumiesz to już nie moja wina, ale wina twojego milimetrowego mózgu.I nie mówiąc nic więcej odwróciła się i ruszyła z Malfoyem i grupą Ślizgonów.- Musimy pogadać – powiedziała stanowczo Malfoyowi. Znaleźli jakąś pustą klasę. Hermiona otworzyła okno, bo w środku unosił się kurz i było strasznie duszno. Najwidoczniej wcześniej był tutaj Irytek, bo na tablicy widniały sprośne i wulgarne słowa. Draco zamknął drzwi i usiadł na ławce.- Jak ty to sobie wyobrażasz? – spytała – Mamy udawać, że jesteśmy razem? To głupota, Malfoy. Przecież powiedziałam ci, że między nami koniec, więc po co to ciągnąć. Dobra, przed Cormackiem grałam, by dał mi spokój, bo mam go naprawdę dość, ale Draco... nie możemy tak.Słuchał jej z uwagą. Sam po meczu zdecydował, że najlepszym wyjściem z sytuacji, będzie pokazanie wszystkim w szkole, że Hermiona i on naprawdę ze sobą chodzą i wyglądają na szczęśliwą parę, by nikt już nie śmiał zarzucić jej, że go uwiodła, by zdobyć jego pieniądze. Wiedział, że Hermiona taka nie jest, a to, że trafiała w swoim życiu na takich facetów to już czysty przypadek.- Ale Granger, to najlepsze wyjście z tej sytuacji.- Ty po prostu kombinujesz tak, bym do ciebie wróciła – warknęła. Draco zdziwił się jej szczerością, ale nie mógł powiedzieć, że nie trafiła. W pewnym sensie też o to mu chodziło.- Rzuciłem Astorię – odpowiedział.- I co mnie to obchodzi?- Tego przecież chciałaś, nie?- Obojętne mi to – wzruszyła ramionami – Szkoda tylko, że zrobiłeś jej jakiekolwiek nadzieje. Kolejna dziewczyna do kolekcji – prychnęła – Mnie też już do niej dodałeś?- Żartujesz sobie? Przecież jesteś dla mnie ważna, Granger.Zagryzła wargę. Jasne. Ona dla niego ważna. To tylko puste słowa. To naprawdę okrutne, że ona się zakochała, a on jak na złość prawi jej słodkie słówka, by tylko ją zdobyć, zaliczyć i rzucić. Dlatego też nie chciała bawić się w to udawanie. Już dawno chciała zapomnieć i ciągle jej to nie wychodziło. Nie wpakuje się w to znowu. Miała szczerze dość. Jeśli tak dłużej pójdzie to zwariuje.- Darujmy sobie tą rozmowę. Chciałam tylko powiedzieć, że nie mam zamiaru udawać przed całą szkołą tego, że jesteśmy razem – miała już wychodzić.- A to dlaczego?Milczała przez chwilę.- Bo jak to się wszystko skończy, to ja i tak do ciebie nie wrócę – głos miała jakiś dziwnie słaby – I każdy wtedy pomyśli, że poszłam w odstawkę.Nie czekając na jego odpowiedź po prostu wyszła. Draco zastanowił się nad jej słowami. Ona mu nie mogła zaufać. Strasznie trudno było jej zaufanie zdobyć, ale jeszcze trudniej jest je odzyskać. Merlinie, dlaczego był taki głupi i do wszystkiego doprowadził? Nie miał pojęcia, dlaczego się jeszcze stara o Hermionę. Przecież list od matki mówił wyraźnie. Innej kobiety w przyszłości od Astorii mieć nie może.Jeszcze tego samego dnia Hermiona dostała list od Malfoya, w którym przypominał jej, że ma dzisiaj z nim lekcje latania na miotle. Wykręciła się jednak mówiąc, że strasznie boli ją głowa i musi nadrobić dzisiejsze lekcje. Uwierzył jej i nie naciskał więcej. Napisała mu w końcu, że jutro na pewno nie odmówi. Hermionie zajęło dość sporo czasu, by przecisnąć się przez tłum panujący w Wieży Gryffindoru. Zdziwiło ją to, że McGonagall pozwoliła zostać na imprezie Lee Jordanowi. Najwidoczniej chłopak był w centrum zainteresowania zaraz po całej drużynie Gryfonów. Hermiona po wypiciu soku dyniowego i po paru rozmowach w końcu mogła odsapnąć w swoim prywatnym dormitorium. Głowa ją bolała i prawda była taka, że nie miała ochoty się teraz uczyć. Była zmęczona. Wzięła odprężającą kąpiel i zarzuciła na siebie piżamę. Położyła się na łóżko i wygodnie ułożyła.- Nox – szepnęła, a światło w pokoju zgasło. Zamknęła oczy gotowa się odprężyć, ale wtedy nadeszło najgorsze. Muzyka w pokoju wspólnym huknęła i usłyszała krzyki i śmiechy Gryfonów. A więc dopiero się zaczęło. Zakryła głowę poduszką i próbowała zmrużyć oczy, ale nie dała rady. W końcu wkurzona zwlokła się z łóżka i otworzyła drzwi od swojego dormitorium.- Czy nie możecie przyciszyć trochę tej muzyki?! – krzyknęła, aż wszyscy się na nią spojrzeli.- Hermiono! – zawołał radośnie Lee i podszedł do niej – Jak miło cię widzieć! Chodź do nas się bawić!- Dziękuję, Lee, ale jakoś nie mam ochoty na zabawę. Jestem zmęczona.Nagle po Pokoju Wspólnym zaczęły latać fajerwerki, robiąc taki łomot i zamieszanie, że pewnie słychać było to w całym zamku.- WYSTARCZY! – krzyknęła i machnęła różdżką, by zlikwidować fajerwerki – Macie natychmiast przyciszyć muzykę i zachowywać się jak kulturalni ludzie...- Ale Hermiono... - rozległ się czyjś głos – Wygraliśmy mecz.- Owszem i bardzo się z tego cieszę, ale nie zapominajmy, że jutro mamy zajęcia i ktoś może być zmęczony. Jeśli wygracie Puchar Quidditcha to pozwolę wam świętować do białego rana i nie pisnę słówka. Teraz dziękuję za uwagę – powiedziawszy to trzasnęła swoimi drzwiami i na wszelki wypadek rzuciła zaklęcie na swój pokój, by nie stłumić dźwięk. Rzuciła się na łóżko i popatrzyła w okno. Była z siebie zadowolona. Aż do zaśnięcia nie usłyszała żadnego hałasu.Hermiona zwlokła się ze schodów, by dołączyć do Harry'ego i Ginny. Właśnie skończyła numerologię, a oni wróżbiarstwo i mieli przerwę obiadową. Ruszyła z przyjaciółmi korytarzem do Wielkiej Sali.- Ważka nam tyle nawaliła – żaliła się Ginny – Mam nadzieję, że ty też masz coś zadane, bo nie mam zamiaru się dzisiaj jako jedyna męczyć z pracą z wróżbiarstwa – narzekała. Hermiona uśmiechnęła się szeroko.- Profesor nic nam nie zadała, więc...W ułamku sekundy poczuła lekkie szarpnięcie i szybki pocałunek na ustach. Zdezorientowana odsunęła się i spojrzała prosto na Malfoya.- Co ty na Godryka...? – wściekła się.- Ależ kochanie skąd te nerwy? – uśmiechnął się perfidnie – Złość piękności szkodzi. Do zobaczenia dzisiaj wieczorem, Granger.I odszedł z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Wszyscy obecni stali i ze zdumieniem otwierali usta. Nikt nie był jednak bardziej zdziwiony niż Hermiona. Najnormalniej w świecie ją zamurowało. To dziwne, ale zawsze kiedy tak się działo to miało to związek z Malfoyem. Był doprawdy wredny. Co on sobie myśli? Że może ją tak o całować na środku korytarza i odchodzić? Zupełnie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Pewnie się wkurzył, że dała mu kosza i próbuje sam odstawiać te chore scenki.- Miona, chodź – ponagliła ją Ginny, która również nie rozumiała zachowania Malfoya. Hermiona weszła do Wielkiej Sali i wciąż nieobecna duchem usiadła przy stole Gryfonów. Nałożyła na talerz danie i zaczęła je powoli jeść, co jakiś czas wymieniając zdania z Rudą i Harrym. Kiedy skończyła spojrzała na swój plan lekcji.- Mamy jeszcze tylko zielarstwo – powiedziała. Za jakieś pięć minut się rozpocznie. Chodźmy już.Wstała i już miała wyjść z pomieszczenia, kiedy zatrzymała się. W drzwiach stał Ron. Niezwykle blady i wymęczony, ale z uśmiechem na ustach. A więc już dzisiaj wyszedł. Merlinie jak on wyglądał. Sama nie wiedziała jak się zachować. Nagle rudzielec przystawił sobie różdżkę do gardła i powiedział.- Chciałbym coś powiedzieć – jego głos rozległ się echem po sali. Wszyscy zgromadzeni wlepili w niego spojrzenie.- Hermiono... - poczuła jak się czerwieni i każdy na nią patrzy – Chciałem ci podziękować za to, co zrobiłaś dla mnie i najmocniej przeprosić za to, co ja ci robiłem. Zachowywałem się okropnie wobec ciebie i bardzo tego żałuję. Wybaczysz mi?Odstawił różdżkę od gardła. Wszyscy w sali gapili się na Hermionę, która nie miała pojęcia, co zrobić. To wszystko stało się tak nagle. Ron ją przeprosił za to, co zrobił. Przyznał się do błędy przy wszystkich. Musiało go to wiele kosztować, ale zrobił to. Dla niej. Poczuła łzy i uśmiechnęła się. Rzuciła się biegiem w stronę Rona i uścisnęła go z całej siły.- Ronaldzie Weasley ty kretynie! – uśmiechnęła się przez łzy. Odsunęła się od niego. Ron był cały czerwony, ale jego piegowatą twarz zdobił przyjacielski uśmiech.- Nie ciesz się tak – roześmiała się, ale wzięła jego rękę i zaprowadziła do stołu Gryfonów, gdzie czekali już na niego znajomi i przyjaciele. W sali zabrzmiały brawa i oklaski. Wszyscy patrzyli na Rona przyjaźnie (no może oprócz Ślizgonów) i podziwiali to jak przeprosił Hermionę. A co do dziewczyny to spojrzenia kierowane w jej stronę były różne. Kpiące, przyjazne, zaciekawione. Zapewne nie każdy uwierzył w to, że Prorok wypisywał same bzdury na jej temat. Pewnie wciąż wierzyli, że to ona wrzuciła Rona do Azkabanu, a teraz odkręciła to tak, by wyglądało na to, że to rudzielec jest wszystkiemu winny. Niektórzy wpatrywali się w nią z zainteresowaniem. Najczęściej to byli uczniowie, którzy jeszcze przed chwilą widzieli jak Malfoy całuje ją na korytarzu. Zapewne nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Ona jednak się już tym nie przejmowała. Miała przecież już podobną sytuację w czwartej klasie. Wszystko minęło. Nawet jeśli będzie się to ciągnąć do końca roku to nie miała się co martwić. Miała przy sobie bliskie osoby. Miała przyjaciół.


Dramione. Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz