II | MEMENTO

1.3K 131 30
                                    

Niebo nadal rozpacza nad moją życiową niedolą, dlatego gdy tylko znajdujemy się przed szkołą, od razu zapowiadam, że nawet siłą Cerise i Lance nie zaciągną mnie na drugi koniec miasta, aby zaszaleć w jakimś obskurnym klubie. Pogoda zdaje się świetną wymówką, żeby bez większego biadolenia wykręcić z tej mało pożądanej na dany moment rozrywki; w głowie nadal tkwią mi myśli na temat pseudo-wilkołaków, poza tym... Potrzebuję czasu na zastanowienie się nad tym, w jaki sposób podejść do ewentualnej rozmowy ze Scottem. O ile wcześniej nie obudzę się z krzykiem, a cały dzisiejszy wieczór nie okaże się jakimś średnio ambitnym wytworem mojej własnej wyobraźni.

Massey przekonuje usilnie, że bez mojej obecności impreza na pewno nie będzie udana. Ciągnie mnie kilka razy za rękaw bluzy Lance'a, którą nadal mam na sobie — o dziwo, chłopak nawet nie upomina się o swoją własność — a nawet kusi się na to, żeby zarzucić rękę na mój kark i uwiesić się na mnie niczym wkurzająca, stęskniona za matką małpka. Natomiast Lance łypie w moim kierunku spod przymrużonych powiek, powątpiewając w szczerość mojej wypowiedzi, gdy wcinam się w niemal każde słowo Cerise, tłumacząc przekonująco — w każdym razie w moim własnym odczuciu — że jestem z cukru i deszcz dosłownie mnie zabija.

Jak w niedrastyczny sposób przedstawić tym dwojgu, że pragnę chwili oddechu, gdyż dopiero co widziałam na własne oczy nadnaturalną walkę wilkołaków i ledwo uszłam z życiem, poza tym zobaczyłam jakiegoś nieznajomego typka, którego mam zamiar ogarnąć na Facebooku?

❝ Stara, kreatywności. Oni nie wezmą cię za Mallory Fangirl, to już będzie Mallory Mocna Schiza. ❞

— Zdradziłaś nas — burczy z wyrzutem Cerise. Dziewczyna krzyżuje ramiona na piersi, jakby gotowa do tego, aby za chwilę odeprzeć atak z mojej strony. Nic takiego jednak nie jest w planach. Ja nawet nie jestem w stanie myśleć o tym, aby wszczynać jakiekolwiek głębsze dyskusje. — Wystarczyło powiedzieć, że nie jesteśmy godni twojego towarzystwa, o najjaśniejsza.

Cerise Massey należy do niezwykle upartych kobiet. Ponoć to charakterystyczne dla osób spod znaku Lwa. Niby przyzwyczailiśmy się do tego, że Cerise zawsze stawia na swoim, ale momentami bywa to denerwujące, jak na przykład teraz.Uśmiecham się jedynie półgębkiem, rzucając przelotne i błagalne spojrzenie Lance'owi. On jakby wyczuwa, że mam serdecznie dość tego ciągnącego się od wyjścia z biblioteki monologu, którego końca nie widać, dlatego w pokrzepiającym geście kiwa słabo głową, oświadczając, że prośby o wsparcie zostały przyjęte. 

— Jak już, to zdradziła ciebie — wtrąca Lance, sprowadzając dziewczynę na ziemię. Ona jedynie otwiera usta, jakby rozgoryczona faktem, że Dashiell staje po mojej stronie. — Mallory wygląda, jakby urwała się z The Walking Dead. Daj jej żyć, kobieto. Nie chce iść, niech zostanie, Ceri, w czym ty masz problem?

— Bo my zawsze chodzimy wszędzie razem, idioto — przypomina dobitnie. Massey zaczyna rozmasowywać teatralnie skronie, sapiąc pod nosem jakieś niezrozumiałe dla nas teksty. Ostatecznie odwraca się na pięcie i kiwa dłonią w powietrzu, rzucając: — A idź w cholerę, niewdzięcznico. Sami się zabawimy.

Chichocę pod nosem, potrząsając litościwie głową.

Wygrałam. 

Cerise niestety musi pogodzić się z myślą, że nie wszystko w życiu będzie układało się specjalnie pod jej wymagania. Grzecznie dziękuję Dashiellowi za udzielone wsparcie, po czym gestem głowy wskazuję odchodzącą dziewczynę. Pomimo wszystko nie chcę, żeby Ceri uznała, że i nasz rodzynek nie jest zainteresowany idealnym planem nocy po senior scribe, o którym słyszymy od przeszło dwóch miesięcy. Machamy sobie wzajemnie na pożegnanie; ja powoli ruszając w stronę parkingu, a Lance podbiegając do naburmuszonej blondynki.

UNAWARENESS | TEEN WOLF, THEO RAEKENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz