Prologue

98 10 17
                                    

Był chłodny wieczór, kiedy Castiel opuszczał swoją ulubioną knajpę, znajdującą się nieopodal końca miasta. Wiatr owiewał jego czarne jak smoła włosy, podczas gdy on próbował je ujarzmić. Był lekko poirytowany sytuacją, która miała miejsce chwilę temu. Jak widać bliźniacy nie mieli zamiaru zostawić go w spokoju, bo już po chwili zjawili się u jego boku. Szatyn głośno westchnął, lecz nie zwalniał kroku a wręcz przeciwnie, przyspieszył.

Dosłownie parę minut temu, gdy siedział samotnie przy stoliku, dosiadła się do niego dwójka osób. Dziewczyna i chłopak.

-Wyglądasz marnie siedząc tutaj sam - stwierdziła rudowłosa dziewczyna. Była przekonana, że wcale tego nie chciał. Ale prawda była taka, że nic o nim nie wiedziała. Gdyby tak było, to miałaby świadomość tego, że on był samotny z wyboru. Jeśli jest się nieśmiertelnym i patrzy się na śmierć bliskich to nie ma się ochoty na zawieranie znajomości. - Nazywam się Daisy a to mój brat Hans - przedstawiła siebie i jej brata, który bardzo ją przypominał. Obydwoje mieli miodowe oczy i rude włosy.

Castiel ich ignorował, mając nadzieję, że dzięki temu sobie pójdą.Chociaż byli tylko dwójką nie szkodliwych nastolatków, chłopak nie miał ochoty z nimi przebywać. Poruszył się niespokojnie,kiedy dziewczyna nachyliła się w jego stronę.

-Jesteś bardzo nie kulturalny, Castielu - wyszeptała, przeszywając go ostrym spojrzeniem.

Szatyn otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, kiedy usłyszał swoje imię. Nie miał pojęcia kim byli i czego chcieli. W razie czego miał przy sobie pistolet, schowany głęboko w kieszeni czarnego płaszcza.

-Kim wy do cholery jesteście? - warknął łapiąc Daisy za nadgarstek. Uchwyt wcale nie był łagodny, rudowłosa skrzywiła się z bólu.

-Przecież ci zdradziła jak się nazywamy - burknął jak dotąd cichy Hans. Nie podobało mu się, że krzywdzi jego siostrę i najchętniej to skręcił by chłopakowi kark. Wiedział jednak, że to niczego by nie zmieniło, bo on by ożył.

-Nie o imię mi chodzi i dobrze o tym wiesz - zgromił go spojrzeniem granatowych oczu. - Gadaj albo ją zabije - dodał, mówiąc całkiem poważnie. Nie zawahał by się jej skrzywdzić, kiedy wiedział, że ona zna jego tożsamość.

-Jesteśmy z Hypnosa - odparł rudowłosy, bojąc się o życie jego siostry.

Castiel doskonale znał tajną organizację o nazwie Hypnos. Kiedyś im służył ale te czasy dawno minęły. Zajmowali się zbieraniem informacji na temat bogini, która zniszczyła świat osiemset lat temu i w razie zagrożenia, zabijali.

-To mi wystarczy - Szatyn podniósł się z krzesła i zostawiając pieniądze na stole, ruszył w stronę drzwi.

W tej właśnie chwili, został mocno pociągnięty i przyparty do muru. Rudowłosa bez zawahania, wbiła chłopakowi sztylet prosto w brzuch. Zabolało go, ale nie było to nic czego wcześniej by nie doświadczył.

-Posłuchaj chłoptasiu - wysyczała, patrząc mu w oczy. - Może i jesteś nieśmiertelny, ale podatności na ból nie posiadasz.

Castiel odepchnął Daisy i szybkim, zdecydowanym ruchem wyciągnął sztylet z ciała. Nie dawał po sobie poznać, że zabolało go to choćby w najmniejszym stopniu.

-Więc czego chcesz? - zapytał, próbując nie stracić nad sobą panowania. Z łatwością mógł ją zabić.

-Ja nie chce od ciebie niczego - wzruszyła ramionami. - Jestem tu na zlecenie Fredericka. Miałam cię dostarczyć do głównej siedziby -wyjaśniła.

Hans przyglądał się im z boku, nie czując potrzeby dołączenia się do potyczki.

-Cóż, możesz powiedzieć swojemu szefowi, że może iść w diabły- Odparł spokojnym głosem. Frederick rządził Hypnosem. Castiel wiedział to, mimo że nienawidził tej organizacji i nie interesował się jej działalnością. Kiedy po raz ostatni przekraczał próg wielkiego budynku, należał on wtedy do Emmanuela Reeda - niezwykle znienawidzonej przez niego osoby. Kiedyś mu ufał, gotów był zrobić dla niego niemalże wszystko. Po tym wszystkim zrozumiał, że może ufać tylko sobie.

Czas mroku ▫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz