#10

702 31 10
                                    

Odeszli, a właściwie odbiegli, w ślad za wielkoludem, zostawiając Severusa samego.

 - Właściwie, to... chyba nawet mi go żal. - stwierdził po chwili Black.

 - TOBIE? - zdziwiły się dziewczyny. - TOBIE jest kogoś ŻAL?

 - Musi być w tym jakiś kruczek - stwierdził Remus.

 - Syriuszowi nie jest żal nikogo - dodał James, zakładając ręce za głowę.

 - Ta - prychnął Syriusz. - Jak się upijesz, to jesteś wyjątkiem. Aż żal na ciebie patrzeć.

Cała szóstka wybuchnęła śmiechem.

 - Pamiętasz, jak stanąłeś nagi na stole, zasłaniając się kwiatkami i śpiewałeś jakąś arię operową do pustej butelki po Ognistej Whisky? - James spalił buraka a Syriusz znów wybuchnął śmiechem. Reszta razem z nim.

- Skąd mieliście alkohol? - Li zmarszczyła brwi.

- No właśnie śmieszne jest to, że nie mieliśmy - odparł Syriusz, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem, a James zmierzył go ciężkim wzrokiem.

- No to czym on się upił? - Rudowłosa nie dawała za wygraną.

- Coca-Colą. - Tym razem Syriusz nie mógł się powstrzymać i zaniósł się śmiechem.

 - Dobra, lepiej przyspieszmy trochę. - poradził Peter i ruszyli biegiem. Na początku Syriusz, ramię w ramię z Jamesem, później Remus z pannami Lily, a na końcu Peter. Po chwili dobiegli do jakiejś przystani, nawet nie zauważając Hogwartu. ostatnie łódki wypełnione uczniami właśnie znikały pod zasłoną z bluszczu.

 - No nie - westchnęła Lily E.

 - Zwinęli nam transport - podsumował James.

Nagle Peter wydał zduszony okrzyk. Pokazywał na wielki zamek. W większości okien paliły się światła. Całość wyglądała tak majestatycznie... Ale głos Snape'a za nimi szybko wyrwał ich z rozmarzenia:

 - Co jest? CO?! - odwrócili się. Severus patrzył na gładką tafle jeziora. - Jak my się tam teraz dostaniemy?

Li uniosła dumnie głowę.

 - Nie wiem, jak TY się dostaniesz do Hogwartu, ale ja wiem, jak MY się tam dostaniemy. - powiedziała z pogardą i po chwili na jej plecach pojawiły się skrzydła, takie same jak wtedy, kiedy razem z Jasonem poleciała w chmury, ale trochę większe. Wszyscy wytrzeszczyli oczy.

Li wzruszyła ramionami, rozłożyła skrzydła, złapała Remusa i Evansównę za ręce, rozłożyła skrzydła i uniosła się nad ziemię. Jeszcze wyżej, jeszcze trochę... Wznosiła się wysoko, a potem nagle przestała machać skrzydłami i poszybowali z dużą prędkością do zasłony z bluszczu.

 - Radzę zamknąć oczy i zasłonić twarze! - krzyknęła, przekrzykując wiatr.

Lily i Remus zrobili to, co poradziła. Sama panna White złożyła skrzydła i zasłoniła nimi głowę. Poczuła, że przebijają się przez bluszcz, rozłożyła skrzydła i zamachała nimi, zatrzymując się gwałtownie. Znajdowali się w wąskim kanale, słabo oświetlonym światłami pochodni. Podlecieli do końca. Znajdowała się tam podłoga. Li odstawiła przyjaciół i wróciła po resztę. Snape'a zostawili. Gdy już wszyscy znaleźli się w końcu w kanale, Li schowała skrzydła i weszli schodami na górę.

Zobaczyli wielkie drzwi, prowadzące do jakiejś wielkiej sali. Gęsioro weszli do niej i podeszli do pierwszoroczniaków, którzy stali na podeście na końcu sali, przed stołem nauczycieli. Wielkolud, kiedy tylko zobaczył szóstkę przyjaciół idących ku pierwszoroczniakom między stołami, trzepnął się otwartą dłonią w czoło z siłą, jaka mogłaby powalić konia pociągowego i rzekł:

 - Cholibka, wiedziałem, że o czymś zapomniałem!

Jakaś pani profesor stojąca z rolką pergaminu obok stołka, na którym siedział chłopak z dziurawą tiarą na głowe, westchnęła bezgłośnie i spytała wielkoluda:

 - Rubeusie, a gdzie chłopak zwany Severusem Snapem?

HuncwotkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz